Ostatni list

polregion.pl 12 godzin temu

Ostatni list

Kasia nigdy nie znała swojego ojca. Gdy podrosła i zapytała matkę o niego, ta tylko odparła:

– Czy ze mną jest ci źle?

Hela kochała córkę, choć nie rozpieszczała. Jak nie kochać cichej, wielkookiej dziewczynki? Kasia nie sprawiała kłopotów, nie uciekała z lekcji, dobrze się uczyła i słuchała matki.

Była zwyczajną, niepozorną dziewczynką. Nie każdy może być piękny. Nigdy nie usłyszała od dorosłych, iż jest śliczna czy urocza. „Jak podobna do matki!” – mówili.

Hela nie używała perfum, nie malowała ust, nie nosiła butów na obcasach. „Jakie obcasy? Po całym dniu przy maszynach nogi bolą” – mawiała. Pracowała w zakładzie włókienniczym. W halach panował hałas, więc przyzwyczaiła się mówić głośno, niemal krzyczeć.

Po ukończeniu gimnazjum Hela wysłała Kasię na wieś do przyjaciółki. Miała wtedy własne plany. Córka nie przeszkadzała, ale nie była jeszcze gotowa, by o tym wiedzieć.

– Jak poznałaś moją mamę? – spytała Kasia ciocię Stasię. – Ona jest z miasta, a ty mieszkasz na wsi.

– Twoja matka też była wiejską dziewczyną. Przyjaźniłyśmy się od dziecka. Później wyjechała do miasta, dostała pracę. Nigdy ci nie mówiła? Zawsze wstydziła się swoich korzeni – westchnęła ciocia Stasia. – Ja zostałam, zaraz po szkole wyszłam za mąż. Bóg nie dał mi dzieci, mąż wyjechał zarobić i zaginął. Żyję więc sama. Twoja matka przynajmniej urodziła dziecko, a tu choćby porządnych mężczyzn nie ma. Wszyscy piją.

– A mój ojciec? Wiesz coś o nim?

– Jakże nie wiedzieć? W zakładzie same kobiety pracują. Po zmianie nie ma czasu w miłość. Twojej matce jako przodownicy pracy dali mieszkanie. Nie każdemu się tak poszczęściło. A lata lecą.

Zatrudnił się u nich mechanik. Nie przystojniak, ale mężczyźnie uroda niepotrzebna. Wśród kobiet każdy jest na wagę złota. Nie wiem jak, ale zaszła w ciążę. I to w ostatniej chwili, prawie już przekroczyła wiek.

Hela nie wyróżniała się urodą. Zalotnicy za nią nie chodzili stadami. Gdy dowiedziała się, iż będzie dziewczynka, ucieszyła się jeszcze bardziej. Dziewczynkę łatwiej wychować bez ojca. Urodziła dla siebie. Tak się to nazywa – westchnęła ciocia Stasia.

Z ciocią Stasią rozmawiało się łatwo, nie jak z matką. Nauczyła też Kasię wielu domowych spraw. Co innego robić na wsi? Dzieciaków było pełno, ale same maluchy – nie w wieku Kasi.

A pod koniec lipca przyjechał do sąsiada nastolatek. Gdy Kasia go zobaczyła, serce zabiło mocniej. Pomagał dziadkowi w ogrodzie, nosił wodę ze studni, a Kasia obserwowała go przez okno.

Pewnego dnia zobaczyła, iż idzie nad staw. Chwyciła ręcznik i pobiegła za nim. Po drodze przypomniała sobie, iż nie włożyła kostiumu, ale nie było sensu wracać. Usiadła na trawie i patrzyła, jak nurkuje i prycha, wynurzając się. On też ją zauważył.

– Czemu siedzisz? Woda ciepła! – zawołał.

Zawstydziła się, chciała odejść. A on nagle wyszedł na brzeg i podał jej lilię wodną, pachnącą stawem i mułem.

Kasia w zamian dała mu swój ręcznik. Rozmawiali. Łukasza rodzice wysłali na wieś, gdy sami się rozwodzili i dzielili majątek.

– Co robisz jutro? – spytał.

– Nic, pomagam cioci Stasi. A co? – Serce waliło jej jak oszalałe. Nigdy wcześniej tak nie rozmawiała z chłopakiem.

– Chodź ze mną do lasu, grzyby już rosną, a dziadek ma chory nogę.

– Pójdę – odparła i zaczerwieniła się.

– Tylko wcześnie, po rosie. Zawizgam ci – powiedział Łukasz.

Wracali razem do domu. On uderzał patykiem w pokrzywy przy płocie, a ona niosła mokry ręcznik na ramieniu. Czuła, jakby ją obejmował.

Kasia obudziła się przed świtem. Co chwilę zerkała na zegarek. Wskazówki wlokły się niemiłosiernie.

– Co się wiercisz? – spytała ciocia Stasia, głośno ziewając. – Śpij, jeszcze wcześnie.

– Idę z Łukaszem na grzyby, boję się przegapić – przyznała się Kasia.
Ciocia wstała, stękając, przyniosła z szopy kalosze i ubranie w koszu.

– Tego nie założę. Będę wyglądać jak strach na wróble – upierała się Kasia.

– Zakładaj, głuptasie. W lesie są żmije, komary i kleszcze. I włosy schowaj pod chustkę.

Niechętnie włożyła szerokie spodnie i koszulę, spojrzała w lustro i przeraziła się. Jak żywy straszydło. A pod oknem rozległ się gwizd. Nie było czasu w przebieranie. Chwyciła koszyk i wybiegła. Łukasz z zadowoleniem obrzucił ją wzrokiem. Sam był ubrany podobnie.

W lesie Łukasz zbierał grzyby, a Kasia nie widziała ani jednego.

– Kiedykolwiek zbierałaś grzyby? – spytał.

Kasia zawstydzona pokręciła głową.

– Jasne – westchnął Łukasz i zaczął pokazywać, jak szukać grzybów, które są jadalne, a których lepiej nie dotykać.

Znajdował grzyb, pokazywał jej, a sam szedł dalej. niedługo i Kasia zaczęła je dostrzegać.

– No, brawo – pochwaliła ciocia Stasia za pełny kosz. – Zrobię zupę, a wam z matką ususzę. Zimą będziecie wspominać lato.
A pod oknem znów gwizd.

– Biegnij. Narzeczony pewnie na kąpiel woła.

Kasia spłonęła rumieńcem i poszła po kostium.
Tak minął cały miesiąc – las, staw, sklep. Kasia zakochała się od pierwszego wejrzenia. Na jego widok serce zamierało. Od przypadkowego dotyku drżała jak osikowy liść. Nocami o nim marzyła, rankami spieszyła się, by go spotkać.

Niezauważenie minął sierpień, przyjechała matka.

– Czym ją tu karmiłaś, Stasia, iż tak przytyła? – Hela uważnie przyglądała się wypiękniałej i opalonej córce.

– Na świeżym powietrzu i chleb słodszy – uśmiechnęła się ciocia Stasia. – Patrz, ile grzybów dla was zebrała. Kasia sama chodziła do lasu. Z przyjacielem – dodała.

– Nie za wcześnie zaczęłaś zPo latach zrozumiała, iż czas nie jest wrogiem, ale nauczycielem, który pokazuje, iż prawdziwe uczucia, choćby zagrzebane głęboko, zawsze znajdują drogę na światło.

Idź do oryginalnego materiału