On wyciągnął cię z błota

1 dzień temu

Synu, wyjaśnij mi, co w niej zobaczyłeś? głos Jadwigi Kowalskiej przerwał ciszę w kuchni. Dziewczyna z jakiejś wioski, bez wykształcenia, bez perspektyw. Mogłeś wziąć kogo chcesz, a przywiózłeś tę

Bogna stanęła w progu salonu. Czerwieniejące się policzki, twarz płonęła wstydem i gniewem. Miała ochotę rzucić się na kuchnię i wykrzyknąć wszystko, co w niej kipiało. Była jednak gościem w tym domu. Obcym.

Mamo, proszę podniósł zmęczony głos Aleksandra. Prosiłem cię, żebyś nie zaczynała.
A co w tym nie tak? Co matka nie powiedziała? Fakty mówią same za siebie. Krzysiu, powiedz mu!

Bogna cofnęła się na kanapę, usiadła na jej krawędzi. Miękka tapicerka nie dawała żadnego ukojenia.

Poznali się pół roku temu na jarmarku, kiedy Aleksander przyjechał do rodzinnego miasteczka pod Krakowem, by odwiedzić dalekich krewnych. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia tak potem powtarzał, całując jej palce i obiecując, iż wyjedzie z niej, da jej nowe życie. Bogna uwierzyła.

Władysław Kowalski i Jadwiga Kowalska nie przyjęli jej od razu Od pierwszej chwili Bogna dostrzegła w ich oczach lodowate pogardzenie, chęć wymazania jej z życia syna. Nie ukrywali niezadowolenia, nie starali się być mili. Przy rodzinnych obiadach milczeli, zwracając się do niej wyłącznie przez Aleksandra, jakby była niewidzialna albo nie rozumiała polskiego.

To jakieś chwilowe szaleństwo z jego strony stwierdziła kiedyś Jadwiga przy herbacie, gdy Bogna wyszła do toalety i przypadkowo podsłuchała rozmowę zza uchylonych drzwi. Odegra, a potem rzuci.

Bogna milczała wtedy. I następnego dnia. I tydzień później, gdy teściowa znów wypowiedziała coś jadowitego o jej wiejskich manierach. Nie było dokąd wracać. Mieszkać oddzielnie nic nie miałam. Poza tym kochała Aleksandra.

Mimo burzliwego oporu rodziny, Aleksander poślubił Bognę w sierpniu. Skromna ceremonia, kilku przyjaciół, a matka panny przyjechała z wioski w jedynej przyzwoitej sukni. Rodzice Aleksandra zrobili teatralny brak, wysyłając krótką wiadomość, iż nie aprokują małżeństwa i myją ręce.

Pierwsze miesiące po ślubie upłynęły w napiętej ciszy. Aleksander próbował nawiązać kontakt, dzwonił do matki, ale Jadwiga odpowiadała lodowatymi, jednowyrazowymi zdaniami. Bogna nie stawiała oporu to jego rodzina, jego prawo walczyć o relacje. Po prostu trzymała się na uboczu, urządzała ich małe wynajmowane mieszkanie, szukała pracy.

Kiedy wreszcie teściowa zgodziła się na spotkanie, Bogna założyła najładniejszą bluzkę, ułożyła włosy, kupiła kwiaty. Jadwiga przyjęła bukiet tak, jakby podano jej zgniłą rybę, i od razu wsadziła go do pierwszego napotkanego słoika bez wody.

No i, już pracę masz? zapytała przy stole.
Nie jeszcze, ale się nie poddaję odpowiedziała, starając się zachować spokój. Myślę o studiach zaocznych. Chcę wykształcenia.
Och, jak szlachetne przytaknęła. Aleś, nasz syn będzie musiał pracować za dwoje!

Bogna zaciśnęła zęby, ale nie odpowiedziała. Aleksander nieporadnie kaszlał, rozglądając się między matką a żoną.

Studia zaoczne rozpoczęła miesiąc później nie po to, by zadowolić teściową, ale dla siebie. Chciała pokazać, iż nie jest dziewczyną z wioski, ale osobą z ambicjami. Znalazła pracę w małej firmie, zajmowała się dokumentacją, równocześnie zagłębiając się w podręczniki. Zmęczona, zasypiała nad notatkami, ale nie poddawała się.

Rodzice Aleksandra wiosną zaczęli się bardziej przejawiać. Jadwiga zadzwoniła słodkim głosem, prosząc o pomoc w ogrodzie.

Trzeba posadzić sadzonki, wykopać grządki wyjaśniła. Aleksander sam nie da rady, a ty przecież świetnie radzisz sobie w wiosce, prawda?

Bogna milczała długo. Ton teściowej ją irytował.

Pomyślę wymamrotała i rozłączyła się.
Co? zawołał mąż.
Nie będę harować w ich ogródku odrzekła stanowczo.
To moi rodzice, Bogno. Czy naprawdę tak trudno trochę pomóc?
Pomóc to jedno, wykorzystać mnie jako darmową siłę roboczą drugie. Liczą, iż jestem wieśniaczką, która ma grzebać w ich polu? Niech sami kopią albo zatrudnią kogoś.

Aleksander westchnął, ale nie sprzeciwił się. Bogna wiedziała, iż później zadzwoni do matki i się wytłumaczy. I tak się stało wieczorem zamknął się w łazience i przez pół godziny coś wymamrotał w słuchawkę.

Żądania teściowej stawały się coraz bardziej natarczywe. Co tydzień dzwoniła: najpierw trzeba przyjechać umyć podłogi, potem wyprać zasłony, potem pojechać na zakupy.

Co wam się stało, ręce odpadały? wybuchła pewnego dnia Bogna. Jesteście dorosłymi, zdrowymi ludźmi, zatrudnijcie pomoc, jeżeli nie radzicie sobie sami.
A jak ty rozmawiasz ze starszymi! oburzyła się Jadwiga. Aleksandrze, słyszysz, jak twoja żona mi brakuje?

Aleksander kręcił się na krześle, mamrodał coś niejasnego o kompromisie i szacunku.

Nie zamierzam być służącą odparła stanowczo. Zapamiętajcie: jestem synową, a nie służką.

Obróciła się i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Za nią został Aleksander i jego żałosne próby podwójnego zadowolenia.

Praca ruszyła nieoczekiwanie szybko. Bogna dostała awans, pensja poszybowała w górę, pojawiły się interesujące projekty. Mąż zdawał się wspierać, chwalił, ale w jego słowach widać była napięta nuta, jakby był miły z uprzejmości, a nie z serca.

Czasami Bogna myślała o odejściu. Leżała nocą bez snu, obracając w głowie scenariusze rozstania. Ale nie było dokąd uciec matka mieszkała w wiosce w małym domku, a Bogna nie miała oszczędności na własne mieszkanie. Utknęła w małżeństwie jak mucha w pajęczynie.

Kolejny rodzinny obiad odbył się w czerwcu. Aleksander namówił ją, obiecując, iż rodzice są przyjaźni i chcą pogodzić się. Bogna zgodziła się z ciężkim sercem, założyła surową suknię, ułożyła włosy w niski kok.

Od pierwszych chwil było jasne, iż pokój nie nadejdzie. Jadwiga nakryła stół, ale robiła to z takim wyrazem, jakby każde jej ruchy bolały. Władysław siedział na głowie stołu, ponury i milczący, od czasu do czasu rzucając na Bognę ciężki wzrok.

No i co, będziesz dalej siedzieć na karku syna? nie wytrzymał teść po sałatkach. Pracujesz za grosze, się uczysz, a ostatnie pieniądze wyciskasz z mojego syna?
Zarabiam więcej niż Aleksander odpowiedziała spokojnie. I sama płacę studia.

Władysław uśmiechnął się cynicznie.

Naprawdę? Myślisz, iż ci uwierzę? Jakieś prowincjonalne wąsy i wieśniackie przyzwyczajenia przewyższają mojego syna?
Tato, dość wymamrotał Aleksander.
Mówię prawdę. Przywiozłem jakąś Myślałem, iż będzie posłuszna i wdzięczna. A ona podniosła nos, nie idzie do ogrodu, nie daje pieniędzy.
Bo nie muszę być waszą służką powiedziała Bogna, głos jej dzwonił od napięcia. Chcecie pomocy? Poproście normalnie, po ludzku. Ale wy zawsze wolicie rozkazy i upokorzenia.
Jakże śmiesz rozmawiać z moim mężem? wściekła się Jadwiga.
Tak, jak na to zasługuje! odparła twardo Bogna.

Władysław wstał powoli od stołu. Jego twarz zarumieniła się, żyły na szyi wybrzuszyły.

Gdyby nie mój syn ryknął żyłabyś w swym śmierdzącym wiosce, kręcąc krowom ogony! To ja cię z błota wyciągnąłem, a ty tu jeszcze kręcisz ręce!

Bogna również wstała. Serce waliło w gardle, ale głos brzmiał równomiernie i stanowczo:

Człowiek tak małego i nikczemnego jak wy nie zasługowałby na żadną normalną kobietę. Wygląda na to, iż Jadwiga lubi żyć z tyranem!

Cisza stała się ciężka i przytłaczająca.

Jak śmiesz! podskoczyła Jadwiga, przewracając krzesło. Natychmiast wynoście się z naszego domu! I więcej nie pojawiajcie się! Aleksandrze, dopóki się nie rozwodzisz, choćby nie dzwońcie nam! Rozumiesz? Idźcie!

Bogna spokojnie wzięła torbę, założyła kardigan.

Aleksandrze, chodźmy.

Mąż milcząco wstał i podążył za nią.

Po zerwaniu z rodzicami Aleksander się zmienił. Wracał późno wieczorem, położył się na kanapie plecami do Bogny i nie odezwał się. Tak trwało kilka dni, potem zaczął się wyładowywać.

Zniszczyłaś wszystko wykrzyknął pewnego poranka, wlewając kawę. Dzięki tobie straciłem rodzinę.
Dzięki mnie? zapytała zdziwiona. Naprawdę?
Nie mogłaś milczeć, musiałaś się obrazić. Nie, musiałaś mnie obrazić.
To mnie obrażano, a ty milczałeś podeszła bliżej, spojrzała mu w twarz. Nie broniłeś mnie ani razu w całym małżeństwie.
To moi rodzice! Co miałem zrobić?
Stać po mojej stronie. Ale wybrałeś boczny tor, jak zawsze.

Aleksander odwrócił się. Przez kilka miesięcy był ponury, rzucał kąśliwe uwagi, iż dobra żona powinna szanować starszych, wybaczać, iść na kompromis. Bogna słuchała i rozumiała, iż miłość wypaliła się do popiołu. Pozostały tylko żar i gorycz.

Pewnego dnia nie wytrzymała i powiedziała prosto w oczy:

Twoi rodzice to drobni, złośliwi ludzie. A ty chyba im podążyłeś. Szlachetny syn

Aleksander wybuchł. Rzucił kubek w ścianę, a kawałki rozproszyły się po całej kuchni.

Gdyby nie ja krzyknął, głos stał się obcy i wrogi żyłbyś w tej wiosce, gnijesz! Rozumiesz? Wyciągnąłem cię, dałem szansę na normalne życie! Niewdzięczna!

Bogna patrzyła na niego i widziała kopię Władysława. To samo pogardliwe spojrzenie, ta sama pewność własnej wielkości.

Wynoś się syknął Aleksander. Natychmiast. Z mojego domu.

Nie sprzeczała. Z szafy wyciągnęła stary walizkę, spakowała rzeczy w milczeniu i szybko.

Zadzwoniła po taksówkę, zaciągnęła walizkę do drzwi i odwróciła się ostatni raz:

Jesteś słaby, Aleksandrze. I żałosny. Jesteś dokładną kopią swoich rodziców.

Pół roku minęło w mgle. Pokój w komunalce, sąsiedzi, obce zapachy, kłótnie za ścianą. Bogna pracowała do wyczerpania, odkładała każdą złotówkę, załatwiła rozwód w sądzie. Aleksander nie stawiał oporu, podpisał wszystkie papiery bez słowa. Najwyraźniej i on się zmęczył.

Jesienią zgromadziła na wynajem przyzwoitego mieszkania. Jednopokojowe na obrzeżach, ale własne, bez obcych ludzi i wspomnień. Stała pośrodku pustej, jasnej przestrzeni, patrzyła przez okno na szare niebo i po raz pierwszy od dawna uśmiechnęła się. Życie toczyło się dalej. Bez Aleksandra, bez jego rodziców, bez upokorzeń. Po prostu dalej, i to było piękne.

Idź do oryginalnego materiału