Odwiedziłam syna, a on mnie do hotelu wysłał!

20 godzin temu

W cichym osiedlu nad Wisłą, gdzie powietrze pachnie kwitnącymi jabłoniami, mieszkamy z mężem w przestronnym domu, w którym zawsze jest miejsce dla gości. Mamy wygodny pokój dla przyjezdnych, a jeżeli brakuje łóżek, z euforią ustąpimy własne, byle tylko nikt nie czuł się niechciany. Tak nas wychowano: nakarmić, ogrzać, ugościć – to święty obowiązek. Nasze drzwi stoją otworem dla rodziny i przyjaciół.

Przez lata małżeństwa wychowaliśmy trójkę dzieci. Najstarsza córka, Weronika, mieszka w pobliskim miasteczku. Widujemy się niemal co tydzień, a jej mąż, prawdziwy skarb, zawsze pomoże w gospodarstwie. Z nim mamy prawdziwe szczęście.

Młodsza, Kinga, studiuje w Warszawie. Marzy o karierze i całym sercem ją wspieram – dzieci mogą poczekać, a marzenia trzeba łapać, póki czas. Dzwoni często, dzieli się nowinami i wiem, iż zawsze dla nas znajdzie chwilę.

Ale nasz syn, Krzysztof, wyjechał daleko – do Trójmiasta. Po studiach z kolegą założył firmę i teraz żyje tylko pracą. Ma żonę, Dagmarę, i sześcioletniego synka, mojego ukochanego wnuczka Jasia. Z synową jednak od początku było nieswojo. Dagmara to kobieta z innego świata – wyniosła, zamknięta, wiecznie niezadowolona. Nasze osiedle uważa za nudne, a choćby Jasia zraża do przyjazdów do nas. Ostatni raz wytrzymali u nas tylko dwa dni, po czym Dagmara oświadczyła, iż się tu „dusi”. Krzysztof czasem przyjeżdża sam, by uniknąć kłótni.

Tego roku mąż miał urlop i postanowiliśmy odwiedzić syna. Przez te wszystkie lata nigdy u niego nie byliśmy, tak bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak sobie radzi. Oczywiście uprzedziliśmy go z wyprzedzeniem, by nie zaskoczyć ich znienacka.

Krzysztof powitał nas na dworcu z uśmiechem. Ku mojemu zdumieniu, Dagmara nakryła do stołu – skromnie, ale zawsze. Gadaliśmy, śmialiśmy się i już myślałam, iż może nie jest tak źle. Ale gdy nadszedł wieczór, serce mi się rozpadło. Krzysztof oznajmił, iż przenocujemy w hotelu. Myślałam, iż się przesłyszałam. Hotel? My, rodzice, przyjechaliśmy do rodzonego syna, a on nas – do hotelu?

O ósmej wieczorem zamówił taksówkę i zawiózł nas do jakiejś nędznej norMąż i ja patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a w duszy czuliśmy tylko pustkę i ból, bo choćby przez myśl nam nie przeszło, iż własne dziecko może nas potraktować jak obcych.

Idź do oryginalnego materiału