17 listopada 2025
Drogi pamiętniku,
Wstałem dziś rano, patrząc na nowy, lśniący crossover, który w końcu udało mi się kupić po trzech latach odkładania premii, rezygnacji z wakacji i noszenia starego płaszcza. Nie wzięliśmy kredytu, nie pomógł mi ojciec sama wzięłam te pieniądze i po kilku tygodniach włożyłam rękę w kierownicę, czując fakturę idealnie gładkiej, pachnącej fabrycznym świeżym plastikiem. Wnętrze było w kolorze kremowym, prawie mlecznym, i choć wiedziałam, iż to niepraktyczne, marzyłam o tej czystości i luksusie.
Jednak po zaledwie czterech dniach od zakupu stanęłam przed dylematem: musiałam przewieźć sadzonki mojej teściowej, Haliny Kowalskiej, na jej wioskę pod Krakowem. To były już jej dzieci pomidory, papryka, bakłażany, które od lutego rosły pod jej czujnym okiem.
Krzysztof, próbowałam brzmieć spokojnie, choć wewnątrz kipiała burza spójrz na wnętrze. To jasny, beżowy dywan. A te sadzonki to ziemia, woda i stare kartony po kefirze, które zawsze przeciekają. Nie mogę ich wnieść.
Nie martw się! błagał mąż, stawiając na argumenty mama wszystko zapakowała, położymy gazety pod spód, włożymy do bagażnika. Nie zamawiamy ciężarówki dla dziesięciu kartonów, co? Ona się obrazi, a wiesz, jak Halina traktuje te pomidory jak własne dzieci.
Wysiadłam z auta, zamykając drzwi bez zbędnego hukotu. Słońce odbijało się w białym zderzaku.
Dziesięć kartonów? zapytałam, przypominając sobie, iż w miniony weekend mówiłeś o parze pudełek. Skąd wzięło się dziesięć?
Są jeszcze papryki, bakłażany, jakieś petunie… wymamrotał Krzysztof. A mój silnik odjechał na serwis, więc nie mogę pojechać, a sezon się rozpoczyna, a mama się denerwuje, iż sadzonki rosną i rozciągają się. jeżeli nie dostarczymy dziś, będzie skandal na cały miesiąc.
Skandal, jeżeli pobrudzę mój nowy samochód odparłam. Wezwij taksówkę, CargoTaxi albo inny mały van. Zapłacę.
Nie rozumiesz obniżył głos, spoglądając w okno drugiego piętra, skąd patrzyła jego mama nie powierzy nam taksówkarz. Ona myśli, iż przewróci wszystko w aucie. Musi to być tylko my, z miłością i troską.
Patrzyłem na żonę, a w jej oczach widziałem dziecko w szkole, które boi się gniewu matki bardziej niż katastrofy jądrowej.
W końcu zgodziła się, ale pod warunkiem, iż wszystko pójdzie tylko do bagażnika, a podłoga będzie sucha. Otworzyłem drzwi podwórka, wciągnąwszy wielki, nasączony wilgocią karton po bananach, z którego wystawały słabe, wiotkie łodygi pomidorów. Za mną podeszła Halina, niosąc dwa plastikowe wiadra pełne zieleni.
Ostrożnie, Krzysiu, nie przechylaj! zawołała teściowa. To Serce Byka, odmiana specjalna! Mariuszku, otwieraj bagażnik, bo ręce mam zajęte!
Naciśnąłem przycisk, a pokrywa bagażnika podniosła się powoli.
Halino, co to? wskazała Bogna, patrząc na mokry spód kartonu. Czy to naprawdę mokre?
Co ty, wymyślasz! odparła teściowa, stawiając wiadra na asfalt. Lekkie podlanie rano, żeby nie zwiędły w drodze. Aż gorąco w lecie!
Z trudem wsunąłem karton do bagażnika. Od razu widać było ciemną plamę, która rozlała się po nowym, puszystym dywaniku, który kupiłam specjalnie, by chronić tapicerkę. Zawołałam:
Stop! Wyjmij to natychmiast!
Co się stało? zamrugała Halina z kolejnym pojemnikiem.
Leje się! Prosiłam o sucho! Krzysiu, to brud, ziemia i woda!
Halina wzruszyła ramionami: To tylko kropla, ziemia nie jest smołą, wyschnie i strzepniesz. Samochód ma jeździć, nie suszyć drobinki kurzu. Mamy kiedyś Żuk, w którym przewoziliśmy obornik i ziemniaki, i nic nam nie przeszkadzało.
To nie Żuk, przypomniała Bogna, starając się zachować spokój. Nie zamierzam tu wjeżdżać z obornikiem. Czy mamy jakąś folię ochronną?
Folia? zdziwił się Krzysztof. Myślałem o gazetach
Gazety po minucie przemokną! Potrzebna jest solidna folia lub plandeka!
Halina, nie mając folii, wyciągnęła starą zasłonę prysznicową i powiedziała: Nie krępuj się, położymy ją dokładnie, nie będzie przeciekać.
W tym momencie wyszła sąsiadka, Waleria Wala, z małym pudlem. O, Halino! Jedziesz na farmę? To twoja nowa synowa? Kupiła auto? No cóż, piękne, ale i tak się nie przyda, jak nie chce włożyć pomidorów do bagażnika.
Czerwieniąc się, Bogna wypowiedziała: Wala, proszę do sklepu przy rogu, kupmy grubą folię, bo inaczej to rozleje się na cały samochód.
Halina odparła, iż znajdzie starą zasłonę w szafie i nie potrzebuje pieniędzy. W międzyczasie Krzysztof stał tam, nerwowo podskakując z jednej nogi na drugą.
Bogno, wytrzymaj. Złóżmy to i jedźmy. To jedynie czterdzieści minut drogi.
Widzisz te kartony? wskazała Bogna na stos w podwórku. Nie zmieszczą się w bagażniku. choćby jeżeli przyciśniemy je stopami.
Krzysztof zaproponował, iż część umieści w tylnej kanapie, ale Bogna stanowczo odmówiła wnętrze ma beżowy dywan i nie chce w nim ziemi.
Halina wróciła z żółtą, klejącą się zasłoną i powiedziała: Oto solidna sprawa! Rozłóżmy.
Po kilku godzinach walczenia w bagażniku znalazło się pięć kartonów, reszta musiała zostać w samochodzie. Halina domagała się: Przenieś to do środka! a Bogna kategorycznie: Nie! Wnętrze ma być czyste!
Wściekłość teściowej rosła: Zadzwoniłam już do CargoTaxi, oni przyjadą za dwadzieścia minut i wszystko załadują! krzyknęła.
Krzysztof w końcu przyznał się: Kasa wydałem, ale nie chcę ryzykować brudu w Twoim aucie.
Po kilku godzinach sprzątania i kilku telefonach, Halina przyznała, iż wszystko już załatwiła i iż w samochodzie nie ma już brudu. Krzysztof wrócił do domu późnym wieczorem, brudny i zmęczony, wlał sobie wody i wypił ją prosto z kranu.
No i? zapytała Bogna. Czy tak naprawdę chodziło o auto, czy o szacunek?
Tylko auto? odpowiedział Krzysztof, uderzając szklanką w stół. To kwestia relacji. Pokazałaś mamie, iż Twój samochód jest ważniejszy niż człowiek. Musiała przyznać, iż cię nie ma w domu.
To jej wybór, powiedziałem. Ja od razu proponowałem taksówkę. Nie chciała jednak, bo chciała mnie przetestować. Chciała zobaczyć, czy dopuszczę brud do mojego wnętrza. Po co? By wykazać władzę?
Ona ma już swoje przyzwyczajenia, ale nie muszę się im podporządkowywać dodała Bogna. Szanuję Twoją mamę, ale wymagam szacunku też dla siebie i mojego auta. Gdyby prosiła o przewóz do lekarza, pojechałabym od razu. Ale przynosić ziemię i obornik, kiedy istnieją firmy kurierskie, to już przesada.
Kolejne dwa tygodnie minęły w chłodnym milczeniu. Halina nie dzwoniła, a Krzysztof słyszał od niej jedynie komentarze o wężu, którego on rozgrzał. Bogna trzymała się mocno, a za każdym razem, gdy wsiadała do swojego lśniącego, jasnego auta, przypominała sobie, iż postąpiła słusznie.
W sobotę Krzysztof zamierzał jechać na wsi.
Jedziesz? zapytał nieco zrezygnowany. Tam już truskawki dojrzewają, a mama trochę uspokoiła się.
Bogna pomyślała. Ukrywanie się nie ma sensu.
Pojeżdżam swoim autem. jeżeli poproszą mnie o wywóz śmieci czy obornik, odwrócę się i wyjadę.
Umowa stoi, odparł Krzysztof z zarośniętym uśmiechem. Zero obornika.
Na wsi czekała cisza. Halina pracowała w ogródkach, a kiedy zobaczyła Bognę, podniosła ręce, wytrząsnęła je i przywitała się.
Dzień dobry mruknęła teściowa.
Dzień dobry, Halino.
Halina spojrzała na lśniące auto, które stało przy bramie.
Sąsiadka Walia mówiła, iż twoje auto to pośmiewisko dla kur. Nie wierzę w plotki.
Lubię je, uśmiechnęła się Bogna.
No cóż Halina zawahała się, po czym podała rękę. Weźcie herbatę, upiekłam ciasto ze śmietaną i truskawkami.
Rozmowa nie była gorąca, a Krzysztof próbował rozluźnić atmosferę żartami. Gdy już mieli wracać, Halina podeszła do auta Bogny, obwąchała wnętrze i rzekła:
Czysto, jakby dopiero z salonu wyszłaś.
Staram się, odpowiedziała Bogna.
A taksówka, którą zamówiłaś, przyjechała, zapłaciliśmy trzysto złotych i wszystko bez problemu przewieźli. To wygodne rozwiązanie.
Wygodne przyznała Halina niechętnie. Krzysiu nie może podnosić ciężkich rzeczy. A ten duży samochód mógłby mu pomóc.
Bogna podniosła brew, ale po chwili otworzyła się na kompromis i przyjęła od Haliny torbę z czystą cebulą i koperkiem, starannie zapakowaną w potrójną folię. Była sucha i nie przeciekała.
Dzięki, przyjęła Bogna i odłożyła torbę na miejsce.
Wracając do domu, słońce zalewało wnętrze ciepłym, złotym światłem. Krzysztof westchnął:
Myślałem, iż to będzie katastrofa, a w końcu wszystko poszło gładko.
Ludzie rozumieją granice, Krzysiu. Kiedy jasno powiesz nie, zaczynają cię szanować. A kiedy próbujesz wszystkim się podlizywać, zamiast tego wytarcie zostaniesz w roli podłogi dodała Bogna, podkręcając głośniej muzykę.
Krzysztof zamyślił się.
Może masz rację. Nie mogę po prostu zostawić mamy z kartonami.
Nie mogłeś. Dlatego masz brudne buty, a ja mam czyste auto. Każdy ma swoje miejsce.
Po drodze do domu czułem, iż nie jestem już złą synową. Stałem się synową, z którą trzeba się liczyć. Nauka, którą wyniosłem z tego sporu, jest prosta: **szanuj swoje granice i nie pozwól, by cudze wymagania zniszczyły to, co kochasz**.

2 dni temu





