Obrażona teściowa: 'Pies ważniejszy niż moje urodziny!’

polregion.pl 9 godzin temu

„Ty mnie nie szanujesz! Przez psa nie przyjechałaś mnie powinszować!” – dąsa się teściowa.

Moja teściowa, Janina Kazimierzowa, już od tygodnia nie może się uspokoić. Jest głęboko obrażona, bo ja, Kinga, nie stawiłam się na jej urodziny. Ma gdzieś to, iż mój pies, mój wierny przyjaciel, umierał właśnie wtedy. Oczekiwała, iż rzucę wszystko, wymuszę uśmiech i pognam ją świętować, zapominając o swoim cierpieniu. Ale nie dałam rady. Serce pękało mi z bólu, a jej słowa były ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy.

Mieszkamy z mężem, Markiem, w małym miasteczku pod Łodzią, osobno od teściowej. Z Janiną Kazimierzową widuję się rzadko i, szczerze mówiąc, to ratuje nasze małżeństwo. To kobieta, która wtrąca się we wszystko, zawsze ma rację i uważa, iż powinnam bez końca dziękować losowi za takie „idealne” męża. Marek to wspaniały człowiek, kocham go. Jest niezależny, podejmuje decyzje bez oglądania się na matkę, a to ją wścieka. Kiedy zrozumiała, iż nie może nim sterować, zaczęła zachowywać się, jakby nasz związek istniał tylko dzięki jej łasce. Każde jej słowo ocieka wyższością – mam już tego dość.

Jej urodziny to osobny koszmar. Janina Kazimierzowa robi z nich wielkie show, gdzie wszyscy muszą tańczyć, jak im zagra. Zwołuje tłumy krewnych, zasiada na honorowym miejscu, zbiera życzenia, rozkoszuje się uwagą. Dałoby się to znieść, ale przygotowania zaczynają się na tygodnie przed. Ciągnie Marka po sklepach i targowiskach, szuka w necie „oryginalnych” przepisów, a ja mam być jej pomocnicą: robić zakupy, kroić sałatki, dekorować stół. W samą uroczystość muszę stawić się o świcie, sprzątać jej mieszkanie, gotować, nakrywać, a potem zabawiać gości i ich obsługiwać. Wszystko pod jej ciągłym czujnym okiem: raz pokroiłam za grubo, raz postawiłam talerz nie tam. Nic dziwnego, iż nienawidzę tych imprez.

Ostatnie dwa lata udawało mi się unikać gotowania. Marek ma młodszego brata, którego żona jest zawodową kucharką. Od ich ślubu kuchenne obowiązki przeszły na nią, ale i tak musiałam być na miejscu i usługiwać gościom. Tym razem nie pojechałam wcale. Mój pies, Burek, ciężko zachorował. Weterynarz zdiagnozował raka i nie miał złudzeń – szans nie ma. W przeddzień urodzin teściowej zrobiło mu się gorzej. Całą noc nie spałam, siedziałam przy nim, głaskałam, próbowałam nakarmić. Serce pękało. Wzięliśmy Burka ze schroniska jako szczeniaka, był częścią naszej rodziny. A teraz odchodził, a ja nie mogłam nic zrobić. Ból był nie do zniesienia.

Każdy, kto stracił zwierzę, wie, co czułam. Świat się zawalił, nic nie cieszyło. Marek też przeżywał, ale nie aż tak. Zdecydowaliśmy, iż pojedzie do matki sam. Zadzwoniłam do Janiny Kazimierzowej, przeprosiłam, wyjaśniłam sytuację i złożyłam życzenia przez telefon. Zostałam w domu z Burkiem do końca. Odszedł, gdy Marek był u matki. Trzymałam go za łapę, płakałam, nie mogłam uwierzyć, iż mój przyjaciel odchodzi na zawsze. Kiedy Marek wrócił, opowiedziałam mu. Przytulił mnie, ale widziałam, iż nie do końca rozumie, jak bardzo cierpię.

Następnego rana zadzwoniła teściowa. Spodziewałam się, iż zapyta, jak się czuję, albo chociaż powie słowo współczucia. Zamiast tego oskarżyła mnie: „Czekałam, iż zadzwonisz i przeprosisz! Nie było cię na moich urodzinach, ignorujesz mnie! Jak to mam rozumieć?”. Ledwo powstrzymując łzy, przypomniałam: „Przecież wiecie, Burek chorował, odszedł”. Ale jej odpowiedź złamała mnie do reszty: „No i co? Psy zawsze zdychają, i tak krótko żyją! A wasz to zwykły kundel! Nie szanujesz mnie, skoro nie przyjechałaś!”. Rzuciła słuchawką, a ja rozpłakałam się, nie wierząc w taką bezduszność.

Janina Kazimierzowa nie odpuściła. Zaczęła narzekać Markowi, oskarżając mnie o brak szacunku. Na szczęście stanął po mojej stronie i ostro ją uciszył. Ale teściowa nie ustępowała – cały tydzień zasypywała mnie wiadomościami, iż przedłożyłam nad jej święto „jakiegoś psa”. Pokłóciła się choćby z Markiem, domagając się, by mnie „przywołał do porządku”. Jej słowa to cios w serce. Jak można być tak okrutną? Burek nie był „zwykłym psem” – był częścią naszego życia, a jej urodziny to tylko pretekst do samouwielbienia.

Postanowiłam zerwać kontakt. jeżeli Janina Kazimierzowa jest tak zimna, iż nie potrafi pojąć mojego bólu, nie mamy o czym rozmawiać. Mam dość jej kontroli, egoizmu i przekonania, iż jest pępkiem świata. Serce wciąż boli po stracie Burka, ale nie pozwolę, by teściowa deptała moje uczucia. Marek mnie wspiera i to daje siłę. Wybieram swoją rodzinę, swoją godność – nie kobietę, dla której cudze cierpienie to błahostka.

Idź do oryginalnego materiału