O kotach, mężczyznach i kwiatach w wietrze…

polregion.pl 1 tydzień temu

O kotach, mężczyznach i tulipanach…

— Wyobraźcie sobie, na dworze deszcz leje! — powiedziała Kinga, stojąc przy oknie w biurze.

— Wiosna, czemu się dziwisz? — odparła praktyczna Agnieszka.

— Racja, dziś przecież pierwszy marca. Zima już mi kością w gardle stoi. Tylko święta były jakimś pocieszeniem.

— Marzec to taki miesiąc — wtrąciła najstarsza z kobiet, czterdziestopięcioletnia Elżbieta. — Jeszcze śnieg może spaść, a mróz wrócić.

— Rano, zanim doszłam do auta, upadłam. Siniak na udzie taki, iż koszmar. Do teraz boli. Chcecie zobaczyć? — Kinga odwróciła się od okna.

— Nie trzeba! — chórem odpowiedziały koleżanki.

— A nasza Ania wiosną się nie cieszy. Patrzcie, jak pracuje. Jak maszyna.

— Kinga, daj jej spokój — upomniała Elżbieta.

— No dobrze, dobrze. Wielkie mi nieszczęście. Mnie też trzech facetów rzuciło, a żyję.

Kinga złapała karcące spojrzenie Elżbiety i odeszła od okna.

— No ale serio. Facet ją zostawił. Nie umarł, nie zginął, żyje i ma się dobrze. Powinna się cieszyć — nie ustępowała Kinga.

Ania wstała od biurka i wyszła z pokoju. Minęło tyle czasu, a wciąż nie mogła o nim zapomnieć, pogodzić się.

Najpierw studiowała, nie miała czasu w chłopaków. Myślała, iż jeszcze zdąży się pobawić, iż facetów w życiu będzie pod dostatkiem. Ale lata mijały, koleżanki wychodziły za mąż, rozwodziły się, znów wychodziły, a u Ani nigdy nie było poważnego związku.

Kiedy poznała Jacka, myślała, iż to właśnie to — prawdziwe uczucie, wymarzony ideał. Zakochała się tak, iż nie wyobrażała sobie życia bez niego. Jakże była szczęśliwa, gdy oświadczył się, promieniała jak słoneczko. Złożyli papiery w urzędzie stanu cywilnego tak, by ślub wypadł tuż przed świętami, żeby choinka lśniła na zdjęciach. Obiecała zaprosić wszystkie dziewczyny. Suknię już choćby wybrała.

Na początku grudnia Jacek gdzieś wyjechał. Nie było go tydzień, nie odbierał telefonów. Gdy wrócił, wyglądał na zagubionego i winnego. Ania od razu zrozumiała, iż coś jest nie tak. Jacek zebrał się w sobie i wyznał wszystko.

Dwa i pół roku temu, zanim poznał Anię, był na delegacji i nawiązał krótki romans z pewną dziewczyną. Może i obiecywał jej coś, już nie pamięta. Potem spotkał Anię i tamtą o niej zapomniał. A niedawno ta dziewczyna zadzwoniła i powiedziała, iż ma z nim syna — półtorarocznego chłopca.

— Wygląda jak dwie krople wody jak ja. — Jacek przeciągnął palcami przez włosy. — Jak tylko go zobaczyłem, wszystko we mnie się przewróciło. Nie żebym ją wciąż kochał… Ale dziecko zmienia wszystko. Przepraszam, jestem winny. Nie wiedziałem o nim…

Z początku Ania nie próbowała zatrzymać Jacka. Chciała wierzyć, iż miłość pokona wszystko. Ale potem pomyślała, iż to nie tylko kwestia syna. Faceta nie da się przywiązać dzieckiem. Więc chyba uczucia do matki jego dziecka wciąż w nim były.

Dwa szczęśliwe lata byli razem, kochali się, planowali przyszłość, marzyli o dzieciach. A teraz jego przeszłość wróciła i upomniała się o niego. Ania zrozumiała, iż nie będzie w stanie się z tym pogodzić, choćby jeżeli Jacek ją wybierze. Na jak długo? Raz przypomniane przeszłość będzie wciąż do nich wracać, domagać się uwagi, prezentów, pieniędzy na dziecko…

Więc Ania puściła Jacka. Ale co z nią? Jak teraz żyć? Marzenia o przyszłości legły w gruzach, a na ruinach nie zbuduje się szczęścia. I jak po tym wszystkim ufać mężczyznom? Każdego widzi teraz jako zdrajcę i kłamcę.

W pracy zapominała o bólu, rzucając się w wir obowiązków, ale nocą wspomnienia wracały, gryząc zranione serce.

Nieważne, jak bardzo kobiety walczą o równouprawnienie — bez męskiej miłości i dzieci są nieszczęśliwe. Praca i kariera nie zastąpią rodziny. Sens życia to zostawić po sobie coś trwałego. I nie tylko urodzić, ale wychować to „coś” godnie, razem z ojcem i mężem. A Jacek, jak się okazało, już miał swoje „coś” — półtorarocznego chłopca. A Ania była zbędna…

I czemu jej tak nie idzie? Trzydzieści dwa lata, a nie zamężna, choćby nie żyła z chłopakiem na poważnie, jak prawdziwa para.

Kinga już drugi raz zamąż poszła. Elżbieta od lat ma rodzinę, starszy syn na studiach. choćby pulchna Agnieszka rok temu wyszła za mąż. Tylko Ania wciąż sama.

Dziewczyny próbowały ją swatać ze znajomymi swoich mężów. Ale z żadnym kandydatem nic nie wyszło. Jeden niezły, przedsiębiorczy, ale serce milczało. Drugi liczył na krótki romans, trzeci wciąż był żonaty…

A przed nią jeszcze te wiosenne święto. I czemu wszyscy robią taki szum wokół kwiatów i prezentów? Kwiaty można dawać zawsze, kiedy serce podpowiada, a nie tylko z kalendarzowego obowiązku. Dobrze, iż to wolny dzień — nie trzeba iść do pracy, wychodzić na ulicę, widzieć tych dumnych mężczyzn z bukietami różnokolorowych tulipanów z cienkimi gumkami na pąkach, żeby za gwałtownie nie rozkwitły.

A żona w domu czeka na męża z bukiecikiem, męczy się od rana w kuchni, gotuje odświętny obiad. Potem się odświętnie ubierze, usiądzie do stołu i zmęczonym wzrokiem spojrzy na skromne tulipany, które w cieple natychmiast się otworzą i zaczną więdnąć, tak jak jej loki ufarbowane o świcie. Na męża, który pałaszuje przygotowane przez nią mięcho pod wódeczkę, zerkaA kiedy obudziła się nazajutrz z kotem mruczącym u jej boku, pomyślała, iż może to dopiero początek czegoś nowego i pięknego.

Idź do oryginalnego materiału