O cerkwi w Poznaniu i o tym, jak św. Mikołaj znalazł dla siebie miejsce

1 rok temu
Zdjęcie: fot. M. Adamczewska


Przy ulicy Marcelińskiej

Adres mnie zaskoczył… ulica Marcelińska. Przejeżdżałam tamtędy wielokrotnie i cerkiew uszła mojej uwadze. Trochę to dziwne, bo dach zwieńczony typową cebulową, złotą kopułą z reguły przykuwa wzrok, ale z drugiej strony trochę zrozumiałe, ponieważ sama architektura budynku nie kojarzy się z prawosławną świątynią.

To dość niezwyczajna bryła, tak samo jak historia cerkwi pod wezwaniem św. Mikołaja, która choć latem skryta za drzewami, to i tak znajduje się w centrum Poznania.

O jej powstaniu dowiedziałam się od ówczesnego proboszcza ojca Pawła. Jej dzieje są wyjątkowe. Powstała ona po I wojnie światowej, gdy w Poznaniu znalazło się wielu Rosjan uciekających przed rewolucją październikową. W tym samym czasie w wojskowym garnizonie zaczęło stacjonować wielu Polaków wyznania prawosławnego z terenów Wołynia i Podola.

fot. M. Adamczewska

I w ten sposób polscy rekruci ze wschodnich stron zetknęli się z tak zwaną białą emigracją. Połączyli oni swe siły, by powstała świątynia łącząca wszystkich wyznawców prawosławia. Pierwszym proboszczem parafii został prawosławny kapelan Wojska Polskiego w stopniu majora – ojciec Aleksander Bogaczow. I prawdopodobnie dzięki niemu, jego kontaktom i przychylności dowództwa została mu przydzielona… stajnia!

W stajni tej kwarantannę przechodziły konie ułanów wielkopolskich. Potrzeba więc było wyobraźni, by w tych murach umieścić świątynię, chociaż o ile tylko wspomni się bożonarodzeniową stajenkę… to nie jest to już takie nieoczywiste.

Suma summarum konie gdzieś przeniesiono, podobno bliżej terenów dzisiejszej Areny, a stajnię wyremontowano. 13 kwietnia 1924 roku konsekrowano świątynię pod wezwaniem św. Mikołaja.

Ikonostas

Cerkiew jednak to nie tylko budynek. W cerkwi niezwykle istotny jest ikonostas, czyli przegroda oddzielająca wiernych od kapłanów celebrujących nabożeństwo. Jest ona niezwykle bogato dekorowana. Umieszczone w niej ikony ustawione są w ściśle określonym porządku. Ikonostas ma bardzo złożoną, choć czytelną symbolikę. Najważniejsze są carskie wrota, zwane bramą królewską, które symbolizują bramę niebios. To wejście jest przeznaczone jedynie dla kapłana sprawującego liturgię, stanowi granicę między sacrum a profanum.

Na carskich wrotach są zawsze wizerunki czterech ewangelistów: św. Marka, św. Mateusza, św. Łukasza i św. Jana, a także scena zwiastowania, czyli Maryja z archaniołem Gabrielem. Po prawej stronie jest Jezus Nauczający, który w jednej ręce trzyma księgę, a drugą udziela błogosławieństwa, a po lewej Matka Boska pokazująca Dzieciątko trzymane na rękach. Obok carskich wrót znajdują się wrota diakońskie, czyli drzwi przeznaczone dla niższego kleru. W poznańskiej cerkwi zdobią je wizerunki archaniołów Michała i Gabriela. Skrajne ikony to tak zwane ikony chramowe: po prawej patron świątyni, a po lewej święci czczeni na danym terenie.

W poznańskiej cerkwi nie do końca udało się zachować ten porządek. Po lewej stronie mamy apostołów Piotra i Pawła – patronów Poznania (choć to przypadek, ale o tym za chwilę), ale patron poznańskiej cerkwi św. Mikołaj nie zmieścił się na ścianie głównej i stoi samotnie w bocznej wnęce. Dlaczego?

fot. M. Adamczewska

Odpowiedzi udzielił mi ojciec Paweł. Otóż ikonostas ten nie był stworzony dla świątyni przy ul. Marcelińskiej. W dwudziestoleciu międzywojennym przeniesiono go z likwidowanej właśnie cerkwi kaliskiej. W Kaliszu bowiem zarządzono rozbiórkę dużej świątyni prawosławnej, w jej miejsce powstała mniejsza, a w niej ikonostas już się nie zmieścił. Co gorsza, nie zmieścił się również w Poznaniu. Pocięto go więc, a niektóre ikony przeniesiono na ściany boczne. Tak jak wspomnianego św. Mikołaja.

Zrządzeniem losu albo – jak uważał ojciec Paweł – boską ingerencją był fakt, iż rozebrano akurat świątynię pod wezwaniem św. Piotra i Pawła! Czyli patronów stolicy Wielkopolski, do której przeniesiono ikonostas. Obaj święci zatem znaleźli się dokładnie tam, gdzie być powinni.

Maria Magdalena

W Poznaniu pozostało wiele przepięknych ikon, tak jak ta przedstawiająca misjonarzy Cyryla i Metodego ze zwojem pisanym cyrylicą. Moją uwagę jednak najbardziej przykuwa Maria Magdalena. Wyobrażona jest ona jako skupiona, mądra, myśląca kobieta.

W rzymskokatolickiej kulturze często przedstawia się ją jako zmysłową, nawróconą jawnogrzesznicę. Jest to bardzo wielki błąd. Maria Magdalena i nowotestamentowa nierządnica to dwie różne kobiety, dwie różne postacie z Biblii. Nie wnikając w korzenie tej powtarzanej do tej pory „pomyłki”, w prawosławiu zgodnie z przekazem Marii Magdalenie przypisuje się znacznie ważniejszą rolę. Uznawania jest ona za jednego z głównych apostołów. Jest również wśród nich szczególnie wyróżniona, gdyż była świadkiem zmartwychwstania. To ona pierwsza przybyła do grobu i to jej pierwszej ukazał się Jezus Chrystus.

fot. M. Adamczewska

Ikona św. Marii Magdaleny, tak zresztą jak i wszystkie inne ikony w cerkwi św. Mikołaja, była jeszcze niedawno w strasznym stanie. Cały ikonostas poddano gruntownej renowacji. Miałam przyjemność kontaktować się również z Agnieszką Myszkowską, konserwatorką, która opowiadała o tym, jak bardzo te przedstawienia były zniszczone. Warstwa malarska i zaprawa osypywały się z powierzchni.

Było też masę przemalowań, wynikających z wcześniejszych zabiegów ochronnych, które w wielu przypadkach polegały na zwyczajnym zamalowaniu odpadających fragmentów. Trzeba było to wszystko zdjąć, by odsłonić oryginalne wizerunki. Odnowiono również ramy, płyciny i całą sztukaterię. Wszystko się zezłociło i dziś lśni i połyskuje w blasku świec. A wejście do cerkwi w trakcie nabożeństwa to dla wierzących, a choćby niewierzących niezwykłe przeżycie.

Dobrze się stało, iż mamy w Poznaniu taką świątynię. Pomogła przed wojną i pomaga teraz w trakcie kolejnej wojny wszystkim przybywającym do Poznania Ukraińcom i innym osobom wyznania prawosławnego, którzy mają swoje miejsce do modlitwy o lepszy czas.

Idź do oryginalnego materiału