Nowy właściciel domku letniskowego Całe lato będziemy u ciebie mieszkać oznajmił brat.
Ja już nie mam siły na te nieproszone wizyty. Dość! Czas ich wyprzedać.
Kiedy wyciągnęłam z bagażnika torby z roślinami, ogarnęło mnie to przyzwyczajone poczucie spokoju. Mój mały, zielony zakątek, sześć arówek ciszy. Ale coś nie grało. Zza ogrodzenia dobiegały nuty disco polo, a przy bramie Zamarłam. Zamek był wyłamany, a adekwatnie wyrwany razem z zamknięciem.
Co to ma znaczyć? mruknęłam, popychając bramę.
Scena, która ukazała się moim oczom, bardziej przypominała kadr z horroru dla ogrodników. Na moim hamaku rozciągnęła się Jadwiga, żona mojego brata i jednocześnie królowa obcych leżaków. W jednej ręce trzymała kieliszek z różowym drinkiem, w drugiej telefon. Na sobie miała mój domowy szlafrok, ten sam bawełniany, który dostałam od koleżanki na czterdziestą piątą rocznicę. A przy moim grillu coś trzaskało i dymiło.
Marku! mój głos rozbrzmiał tak, iż z najbliższego jabłoni spadły kwiaty.
Brat wyskoczył z domu, trzymając w ręku moje sekatory. Jego koszulka z napisem Chcę piwa i luz zdradliwie dopasowywała się do brzucha.
O, Jadź! roześmiał się, jakby to była zupełnie normalna sprawa złamać czyjś dom. A my tu po prostu chcieliśmy zrobić niespodziankę.
Ty naprawdę wyłamałeś zamek? odłożyłam powoli torby na ziemię.
No wiesz, od razu wyłamał zamyślił się Marek, drapiąc się po karku. To po prostu tak się rozluźniło.
Z krzaków wyłoniło się coś w pomarańczowych szortach.
Ciociu Jadź! A macie może siatkę? Wieczorem zamierzamy łapać jaszczurki!
Spojrzałam. To był Wiktor, najstarszy z moich siostrzeńców. Albo może Szymek? Szczerze, nie pamiętam ich imion.
Wy wyłamaliście mój dom? każdą sylabę wymawiałam osobno, jak na kursie zarządzania gniewem.
O, Jadź, przyjechałaś! w końcu udało się Jadwidze podnieść się z hamaka.
Szlafrok rozciągnął się, odsłaniając jej zarumienione nogi.
A my postanowiliśmy tchnąć tu trochę życia, bez Ciebie!
Jadwigo, jesteś w moim szlafroku syknęłam przez zaciśnięte zęby.
A on taki mięciutki! pogłaskała mankiet, jakby to była norka z norek. Dlaczego on wisi? Szlafrok trzeba nosić!
Z głębi domu, przez otwarte okna, dobiegł huk i wrzask.
Moi siostrzeńcy niszczą książki?! od razu rozpoznałam ten dźwięk.
To była moja kolekcja Agathy Christie, którą trzymałam na letnisku do przyjemnego czytania, teraz leciała z półek.
No dzieci się bawiły, skrzywił się Marek. Zbudowały z nich fortecę. Trochę symbolicznie, tak na marginesie.
Symbolicznie? uniosłam brew. A wiesz, co jeszcze jest symboliczne? To, iż prosiłam, żeby nie przyjeżdżali na domek bez mnie. Zwłaszcza po tym, jak ostatnim razem spaliliście mój leżak!
Świeczka sama spadła, mieliśmy romantyczny wieczór! natychmiast zaprzeczył Marek. I w sumie to był zeszły rok. My dorastamy!
Tak, tak, przytaknęła Jadwiga. Teraz interesuję się psychologią. I wiesz, co widzę? Twoje kłopoty z bratem to echo dziecięcych urazów!
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Nie pomogło. Liczyłam dalej, aż do dwudziestu.
Pakujcie rzeczy i jedźcie, powiedziałam tak spokojnie, jak potrafiłam. Teraz.
Ale dopiero co przyjechaliśmy! wykrzyknął Marek. I mięso
Zostawcie mięso i wyjedźcie, odwróciłam się i podeszłam do samochodu. I sprawdźcie, czy nie wzięliście przypadkowo moich srebrnych widelców.
Twoje widelce to nasze! krzyknął Marek za mną. Metal choćby nie jest prawdziwy!
Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Ręce drżały od wściekłości.
***
Po wypędzeniu gości nalałam sobie mocnej herbaty z czekoladą. I łzy, niech im będzie kłopot.
Siedem lat oszczędzałam na własny domek, wkładałam każdy grosz, w końcu kupiłam wymarzoną działkę. Posadziłam hortensje, piłam kawę z babciowego zestawu, grzebałam w grządkach. Najważniejsze to było moje miejsce. Nie nasze z Wiktorem, byłym mężem. Nie rodzinne. Moje. Kropka.
Rozmyślania przerwał telefon od mamy.
Kochanie, usłyszałam w słuchawce głos Haliny Iwonki, profesjonalnej mediatorki z dyplomem wszystko dla dzieci i doktoratem aby się nie kłóciło. Dlaczego kłócisz się z bratem?
Westchnęłam głęboko.
Mamo, zniszczyli mój dom.
No i co, może zamek po prostu nie był szczelny?
Mamo, powstrzymywałam się od uderzenia głową w stół, w nim była całkiem zepsuta blokada.
Kochanie, brata nie da się tak po prostu w mamim tonie słychać było nuty napomnienia. Już mu ciężko, a ty? I co, szkoda mu? Marek to twój brat, jedyna bliska dusza na świecie!
jeżeli to jedyna dusza, to chyba jestem ateistką, pomruczałam. Rozwaliło im się wszystko. Jadwiga chodzi w moim szlafroku, dzieci z moich książek budują fortece, jakby w domu nie było klocków!
No, dzieci są małe, chłopcy zawsze kombinują.
Mają po dwanaście, to małe barany!
Mama tylko westchnęła.
Dobrze, dobrze, rozumiem! Nie lubisz swoich siostrzeńców, zrobiła teatralną pauzę. I brata. I mnie. I nikogo.
Odsunęłam telefon. To był klasyczny maminy ruch: gdy przegrywasz faktami naciskasz na emocje i wstyd rodzicielski.
Mamo, idę spać, zmęczona powiedziałam. Jutro do pracy.
Pomyśl, Jasiu, namawiała mama. To rodzina. A ci coś szkodzi?
Nacisnęłam odrzuć i oparłam się o kanapę. W głowie kłębiła się jedna myśl: co jeszcze brat musi zrobić, żeby przynajmniej raz stanął po mojej stronie?
***
Marek nie odpuścił, był uparty jak osioł. Napisał: Może pojedziemy na domek na całe lato? Jadwiga będzie uśmiechnięta, dzieci będą szczęśliwe.
Powoli odłożyłam telefon i nalałam sobie czarnej kawy bez cukru, by nic nie rozpraszało mnie w poczuciu gorzkiej prawdy.
Całe lato? CAŁE LATO?! Trzy miesiące?!
Najpierw chciałam zadzwonić do Marka i wylewać na niego wszystkie myśli o nim, jego żonie i ich potomkach.
Jadź, uspokój się, powiedziałam sobie głośno. Jesteś dorosła, rozsądna kobieta. Potrafisz rozwiązywać problemy.
Skinęłam głową swojemu odbiciu w lustrze i sięgnęłam po telefon.
Marku, naprawdę chcesz na całe lato? zapytałam, gdy odebrał.
A co?
Głos brata był luźny, jakby leżał w leżaku. W MOIM leżaku!
Nie masz nic przeciwko? Jesteś dobra.
Jestem dobra, ale nie głupia, odparłam. To mój domek.
Słuchaj, jesteś dziwna, wymamrotał Marek. Co cię obchodzi? Przecież pilnujemy twojego kawałka.
Pamiętasz, jak Jadwiga przycięła róże dla przyjaciółki? dopytał.
I co z tego? odpowiedział Marek z uśmiechem. Przyjaciółka była zadowolona.
Wziąłem głęboki oddech. Wypuściłam powietrze, policzyłam do dziesięciu, potem do stu. Nic nie pomogło.
Jadwiga chce ci coś powiedzieć! dodał Marek z zapałem.
W słuchawce usłyszałam szelest i gwar.
Jadź! zakrzyknęła Jadwiga tak słodkim głosem, jakby sprzedawała mi odkurzacz za dwie pensje. Chłopaki tak kochają twój domek, dzieci mają czyste powietrze. Bądź dobrą ciocią!
Jadwigo, mówiłam spokojnie, jakby tłumaczyłam dziecku, iż nie wolno jeść piasku. To moja prywatna własność. Jesteście tu bez zgody. Gdybyście zapytali, może bym pozwoliła.
Widzisz! Gdybyś pozwoliła, to wszystko gra.
Zrozumiałam, iż rozmowa z tą osobą, z którą los połączył mnie w taki nieprzyjemny sposób, jest bez sensu.
Dobra, powiedziałam udawaną spokój. Bawcie się.
Jadź, obraziłaś się? nagle zapytał Marek, który znów pojawił się w linii.
Nie, odpowiedziałam z uśmiechem, którego on nie zobaczył. Idę rozwiązywać sprawę.
***
W biurze agenta nieruchomości pachniało kawą i rozpaczą. Rozpaczą była głównie ja. A zapach kawy niosła elegancka pani przy drugim stole, która powoli przewijała zdjęcia mojego domku na tablecie.
Czy naprawdę chce pani sprzedać? zapytała, spoglądając na mnie uważnie. Na takie działki teraz jest spory popyt.
Oczywiście, skinęłam z taką determinacją, iż szyja się ukrzywiła. Im szybciej, tym lepiej.
Agentka podniosła brew.
Pośpiesza pani?
Pozbywam się zbędnego balastu, wyjaśniłam z uśmiechem ofiary. Mam nowe cele w życiu.
Na przykład wyrzucić brata z mojego życia, pomyślałam w duchu.
Dobra nieruchomość, odpowiedziała, przesuwając palcem po ekranie. Popyt jest. Myślę, iż mam już zainteresowanego.
Westchnęłam z ulgą wszystko układało się idealnie
***
Nowy właściciel mojego domku przypadł mi do gustu. Antoni Piotrowski. Solidny mężczyzna w pięćdziesiąt lat, z lisim spojrzeniem, błyszczącym jak bilardowa kula, i z takim wzrokiem, iż mógłby schłodzić choćby najgorętsze lipcowe słońce. Spojrzał na zdjęcia, zadał trzy pytania (wszystkie konkretne) i skinął:
Biorę.
Nie chce pan zobaczyć działki osobiście? zdziwiłam się.
Ufuję zdjęciom, wzruszył ramionami. I waszej uczciwości.
Trochę się poddałam.
Rozumie pan tam czasem przyjeżdżają moi krewni.
To problem? nie zmienił się jego wzrok.
Nie prawny, pokręciłam głową. Po prostu może być niezręcznie.
Nie obchodzi mnie, odparł. Kupuję nieruchomość, nie krewnych. Kiedy możemy podpisać umowę?
Ustaliliśmy najbliższą sobotę. Tego dnia Marek planował wielki grill dla sąsiadów.
Oczywiście nie powiedział mi o tym dowiedziałam się przez mamę. Pewnie znów miał zamiar wyłamać zamek i potajemnie zrobić mi niespodziankę.
No cóż, bracie, zobaczymy, kto kogo zaskoczy!
***
Kiedy podjechaliśmy, teren brzęczał jak ul. Samochody sąsiadów, dmuchWtedy zrozumiałam, iż najcenniejsze w życiu są spokój i własny ogród.

1 tydzień temu


