Nieznany głos wzywa dziecko do ucieczki: Przejrzeli na ulicy i wezwali pomoc

1 tydzień temu

Przechodnie zauważyli dziecko na ulicy i wezwali policję. Dziewczynka powiedziała funkcjonariuszowi, iż głosy kazały jej wyjść, i wskazała dom na końcu ulicy.

Nikt od razu nie zrozumiał, skąd się wzięła. Sześcioletnia dziewczynka w białej odświętnej sukience stała na chodniku – jakby właśnie wyszła z imprezy.

Ludzie zatrzymywali się. Ktoś zaproponował kupić wodę, ktoś inny – zadzwonić do opieki społecznej. Dziewczynka wyglądała na zadbaną, nie przypominała bezdomnej. Ale milczała, aż w końcu szepnęła:

– Słyszałam głosy…

To zaniepokoiło ludzi. Ktoś jednak wezwał policję.

Po piętnastu minutach przyjechał sierżant – młody, ale z przemęczonym spojrzeniem. Przysiadł obok dziewczynki, próbując mówić łagodnie:

– Cześć. Jak masz na imię? Gdzie są twoi rodzice? Dlaczego jesteś tu sama?

Dziewczynka spojrzała na policjanta i cicho odpowiedziała:

– Głosy kazały mi wyjść z domu.

– Jakie głosy, kochanie?

Funkcjonariusz zdrętwiał, gdy usłyszał, co mówi maleństwo.

– Nie widziałam. Stałam za drzwiami… Najpierw był huk. Potem głosy powiedziały: „Uciekaj. Albo zginiesz.”

Na chwilę zamilkła, po czym dodała:

– Panie policjancie, a co to znaczy „zginąć”?

Policjantowi krew ścięła się w żyłach.

– Gdzie mieszkasz? – zapytał, ledwie panując nad głosem.

Dziewczynka wyciągnęła rękę i wskazała dom na końcu ulicy. Zwykły dom jednorodzinny z ogródkiem. Spokojny, zadbany, z zasłoniętymi oknami.

Sierżant wszedł do środka. Drzwi były uchylone.

Zrobił zaledwie kilka kroków i zatrzymał się.

W salonie na podłodze leżała kobieta. Twarz miała białą jak kreda, nie oddychała. Pulsu też nie było. Wszystko stało się jasne bez słów.

Później okazało się, iż ojciec dziewczynki w napadzie gniewu zabił żonę. Słysząc jej krzyk, dziecko podbiegło do drzwi sypialni, ale nie weszło. Wtedy głos – głos ojca – przez panikę i przerażenie wyszeptał:

– Uciekaj. Bądź. Natychmiast.

Próbował uchronić córkę przed tym widokiem. Nie wiedział, iż i tak wszystko poczuje.

Wyszła. Sama. W białej sukience. Na ulicę – do obcych ludzi, by ją usłyszeli.

I uratowała się. Od własnego ojca, który powinien był być jej największym obrońcą.

Idź do oryginalnego materiału