Nie zrobicie mi nic. To nie moja wina – wyjąkał i cofnął się, drżąc ze strachu.

3 dni temu

„Nic mi nie zrobicie. Jestem niewinny” – bełkotał Kacper, cofając się. Trząsł się ze strachu.

Początek czerwca przywitał ich upalną, letnią pogodą. Ludzie, stęsknieni za naturą i odpoczynkiem, uciekali z zakurzonych, dusznych miast – na działki, do wsi, nad morze. Tadeusz z żoną i córką także wczesnym rankiem wyjechali na weekend do małej wsi, w której dorastał i gdzie wciąż mieszkała jego matka.

„No więc, gotowi? Nic nie zapomnieliśmy? To ruszamy, zanim słońce dobrze podgrzeje” – zakomenderował Tadeusz, wsiadając do samochodu.

Marysia usiadła obok ojca, a Kasia ulokowała się z tyłu, z dala od klimatyzacji.

Na rodzinnym spotkaniu postanowiono, iż ostatnie wakacje Marysia spędzi u babci. Nie miała ochoty wyjeżdżać z miasta, ale jej przyjaciele rozjechali się już w różne strony, a w mieście bez nich było nudno.

„Dlaczego taka smutna? Zobaczysz, spodoba ci się. Tam też są przyjaciele. Jeszcze nie zechcesz wracać” – podtrzymał na duchu córkę Tadeusz.

„No już, tato, wszystko w porządku” – burknęła Marysia, zapinając pas.

„No to zupełnie inna rozmowa” – Tadeusz się ożywił. „Ostatnie długie wakacje. Za rok matura: egzaminy, studia, a potem zupełnie dorosłe życie”.

Miasto budziło się, zrzucając z siebie senne odrętwienie. Drogi jeszcze nie były zakorkowane, więc samochód gwałtownie wyjechał za miejskie granice.

Słońce dopiero zaczynało wschodzić. Jego promienie przedzierały się przez liście drzew wzdłuż szosy, kłując w oczy jak ostre igły. „Wszystko jest dobrze, ale dlaczego tak niespokojnie na sercu?” – pomyślał Tadeusz, patrząc na szare pasmo drogi uciekające pod kołami.

Po czterech godzinach wjechali do wsi tonącej w zieleni i kwiatach. Babcia otworzyła drzwi, załamała ręce – nareszcie przyjechali – i ucałowała wszystkich po kolei.

„Jak Marysieńka urosła. Już panna na wydaniu. Tadziu, upiekłam twoje ulubione pierogi. No chodźcie do środka, stoicie w przedpokoju” – krzątała się radośnie mama.

„Tu wszystko po staremu” – westchnął Tadeusz, rozglądając się po pokoju i wdychając znajomy od dzieciństwa zapach. „Nic się nie zmieniło. choćby twoje rzeczy stoją na tych samych miejscach. Mamo, i ty taka sama” – Tadeusz przytulił matkę.

„No co ty, mówisz też” – mama machnęła ręką na słowa syna. „Głodni pewno z tej drogi? Myjcie ręce i siadamy do śniadania”.

„Tylko ty, mamo, pilnuj tej panny. Nie dawaj za dużo swobody. Żeby po nocach nie łaziła” – powiedział Tadeusz, odgryzając od razu pół pieroga i mrucząc z zadowolenia.

„Daj spokój, sam zapomniałeś, jaki byłeś w jej wieku?” – zaśmiała się mama, podsuwając synowi szklankę chłodnego kompotu.

„No właśnie. Czekaj, babciu, opowiedz, jaki był. Bo mam wrażenie, iż urodził się świętym” – odpowiedziała Marysia.

Babcia krzątała się, stawiając na stole smakołyki, przy okazji spojrzała przez okno.

„Może ktoś gorącej herbaty?” – Objęła wzrokiem długo oczekiwanych gości. „Na podwór„Na podwórku już czekają twoi przyjaciele, widzieli samochód” – babcia spojrzała na Marysię z przebiegłym uśmiechem.

Idź do oryginalnego materiału