„Ty mnie nie szanujesz! Nie przyjechałaś mnie pozdrowić przez jakiegoś psa!” — obraża się teściowa.
Moja teściowa, Krystyna Janowska, już od tygodnia nie może się uspokoić. Jest głęboko urażona, bo ja, Kinga, nie pojawiłam się na jej urodzinach. Ma gdzieś to, iż mój pies, mój wierny przyjaciel, umierał tamtego dnia. Oczekiwała, iż rzucę wszystko, przykleję uśmiech i pojadę ją świętować, zapominając o własnym bólu. Ale nie potrafiłam. Serce pękało mi z żalu, a jej słowa były ostatnią kroplą, która przelała czarę mojej cierpliwości.
Mąż, Bartosz, i ja mieszkamy oddzielnie od teściowej w małym miasteczku pod Olsztynem. Z Krystyną Janowską rozmawiam rzadko, i szczerze mówiąc, to ratuje nasze małżeństwo. To kobieta, która wtrąca się we wszystko, zawsze ma rację i jest przekonana, iż powinnam dziękować losowi za takiego „idealnego” męża. Bartosz to wspaniały człowiek, kocham go. Jest samodzielny, podejmuje decyzje bez oglądania się na matkę, a to ją wkurza. Gdy zrozumiała, iż nie może sterować synem, zaczęła zachowywać się tak, jakby nasz związek trzymał się tylko dzięki jej łasce. Każde jej słowo ocieka pychą, i mam już dość.
Jej urodziny to osobny koszmar. Krystyna Janowska robi z nich wielkie przedstawienie, gdzie wszyscy muszą tańczyć, jak jej zagwiżdże. Zbiera tłum krewnych, zasiada na honorowym miejscu, zbiera gratulacje, rozkoszuje się uwagą. To jeszcze da się przeżyć, ale przygotowania zaczynają się tygodniami. Ciągnie Bartosza po targach i sklepach, szuka w internecie „oryginalnych” przepisów, a ja mam być jej pomocnicą: kupować zakupy, kroić sałatki, dekorować stół. W dzień imprezy muszę stawić się od rana, sprzątać jej mieszkanie, gotować, nakrywać, a potem zabawiać gości. I to wszystko pod gradem jej uwag: źle pokroiłam, nie tam postawiłam. Nic dziwnego, iż nienawidzę tych świąt.
Ostatnie dwa lata udawało mi się unikać gotowania. Bartosz ma młodszego brata, którego żona to zawodowa kucharka. Od ich ślubu obowiązki kuchenne przeszły na nią, ale i tak musiałam być na przyjęciu i usługiwać. Tym razem nie pojechałam wcale. Mój pies, Burek, ciężko zachorował. Weterynarz zdiagnozował raka i powiedział, iż nie ma szans. W przeddzień urodzin teściowej Burek miał gorzej. Nie spałam całą noc, siedziałam przy nim, głaskałam, próbowałam nakarmić. Serce mi się krajało. Wzięliśmy Burka ze schroniska jako szczeniaka, był częścią naszej rodziny. A teraz umierał, a ja nie mogłam pomóc. Ten ból był nie do zniesienia.
Każdy, kto stracił pupila, zrozumie, co czułam. Świat się zawalił, nic nie miało sensu. Bartosz też przeżywał, ale nie aż tak. Zdecydowaliśmy, iż pojedzie sam. Zadzwoniłam do Krystyny Janowskiej, przeprosiłam, wytłumaczyłam sytuację i złożyłam życzenia przez telefon. Zostałam w domu z Burkiem do końca. Odszedł, gdy Bartosz był u matki. Trzymałam go za łapę, płakałam, nie wierząc, iż mój przyjaciel odszedł na zawsze. Gdy mąż wrócił, powiedziałam mu. Przytulił mnie, ale widziałam, iż nie do końca rozumie moją rozpacz.
Następnego ranka zadzwoniła teściowa. Czekałam, iż zapyta, jak się czuję, albo choć wyrazi współczucie. Zamiast tego wściekła się: „Czekałam, iż zadzwonisz i przeprosisz! Nie było cię na moich urodzinach, ignorujesz mnie! Jak to rozumieć?” Ledwo powstrzymując łzy, przypomniałam: „Wie pani, Burek był chory, odszedł”. Jej odpowiedź dobiła mnie: „No i co? Psy zawsze zdychają, żyją krótko! A wasz był jeszcze kundlem! Nie szanujesz mnie, skoro nie przyjechałaś!” Rzuciła słuchawkę, a ja rozpłakałam się, nie wierząc w taką zatwardziałość serca.
Krystyna Janowska nie odpuściła. Narzekała przed Bartoszem, iż ją obrażam. Na szczęście mąż stanął po mojej stronie. Ale teściowa nie ustawała: cały tydzień zasypywała mnie wiadomościami, iż wybrałam „jakiegoś psa” zamiast jej święta. Pokłóciła się choćby z Bartoszem, żądając, by „przywołał mnie do porządku”. Jej słowa to jak nóż w serce. Jak można być tak pozbawionym uczuć? Burek nie był tylko psem, był częścią naszego życia, a jej święto — tylko pretekstem do samouwielbienia.
Postanowiłam zerwać kontakt. Skoro Krystyna Janowska jest tak okrutna, iż nie potrafi zrozumieć mojego cierpienia, nie mamy o czym rozmawiać. Mam dość jej kontroli, egoizmu, przekonania, iż jest pępkiem świata. Serce wciąż boli po Burku, ale nie pozwolę, by teściowa deptała moje uczucia. Bartosz mnie wspiera, i to daje siłę. Wybieram swoją rodzinę, swoją godność, a nie kobietę, dla której czyjś ból to drobiazg.