„Nie szanujesz mnie! Nie przyjechałaś mnie odwiedzić przez psa!” – narzeka teściowa

10 godzin temu

„Nie szanujesz mnie! Z powodu psa nie przyjechałaś mnie powinszować!” – obraża się teściowa.

Moja teściowa, Elżbieta Marecka, już tydzień nie może się uspokoić. Jest do głębi zraniona, bo ja, Zofia, nie pojawiłam się na jej urodzinach. Ma w nosie to, iż mój pies, mój wierny towarzysz, umierał tamtego dnia. Oczekiwała, iż porzucę wszystko, naciągnę uśmiech i pomknę ją gratulować, zapominając o własnym cierpieniu. Ale nie byłam w stanie. Serce pękało mi z bólu, a jej słowa stały się ostatnią kroplą, która przepełniła czarę mojej cierpliwości.

Z mężem, Jakubem, mieszkamy osobno od teściowej w małym miasteczku pod Poznaniem. Z Elżbietą kontaktuję się rzadko i, szczerze mówiąc, to ratuje nasze małżeństwo. To kobieta, która wtrąca się we wszystko, uważa się za nieomylną i jest przekonana, iż powinnam wiecznie dziękować losowi za takiego „idealnego” męża. Jakub to wspaniały człowiek, kocham go. Jest niezależny, podejmuje decyzje bez oglądania się na matkę, a to ją wścieka. Gdy zrozumiała, iż nie może sterować synem, zaczęła zachowywać się tak, jakby nasz związek trwał tylko dzięki jej łasce. Każde jej słowo ocieka arogancją, a ja mam tego dość.

Jej urodziny to osobny koszmar. Elżbieta zamienia je w wielkie przedstawienie, gdzie wszyscy muszą tańczyć, jak im zagra. Zbiera tłumy krewnych, zasiada na honorowym miejscu, zbiera gratulacje, rozkoszuje się uwagą. Dałoby się to znieść, gdyby nie fakt, iż przygotowania zaczynają się tygodnie wcześniej. Ciąga Jakuba po targowiskach i sklepach, szuka w internecie „oryginalnych” przepisów, a ja mam być jej pomocnicą: robić zakupy, kroić sałatki, dekorować stół. W dniu święta muszę stawić się o świcie, sprzątać jej mieszkanie, gotować, nakrywać, a potem zabawiać gości i im usługiwać. Wszystko pod gradem jej uwag: źle pokroiłam, nie tam postawiłam. Nic dziwnego, iż nienawidzę tych świąt.

Ostatnie dwa lata udawało mi się unikać gotowania. Jakub ma młodszego brata, którego żona jest zawodową kucharką. Od ich ślubu kuchenne obowiązki przeszły na nią, ale na samą imprezę i obsługę gości wciąż muszę przyjeżdżać. Tym razem nie pojechałam wcale. Mój pies, Burek, ciężko zachorował. Wykryto u niego nowotwór, a weterynarz powiedział, iż nie ma szans. W przeddzień urodzin teściowej zrobiło mu się gorzej. Nie spałam całą noc, siedziałam przy nim, głaskałam, próbowałam nakarmić. Serce pękało. Wzięliśmy Burka ze schroniska jako szczeniaka, był częścią naszej rodziny. A teraz odchodził, a ja nie mogłam mu pomóc. Ten ból był nie do zniesienia.

Każdy, kto stracił zwierzę, zrozumie, co czułam. Świat się zawalił, nic nie przynosiło radości. Jakub też przeżywał, ale nie aż tak bardzo. Zdecydowaliśmy, iż pojedzie sam. Zadzwoniłam do Elżbiety, przeprosiłam, wyjaśniłam sytuację i pogratulowałam przez telefon. Zostałam w domu z Burkiem do końca. Odszedł, gdy Jakub był u matki. Trzymałam go za łapę, płakałam, nie wierząc, iż mój przyjaciel odszedł na zawsze. Gdy mąż wrócił, powiedziałam mu. Przytulił mnie, ale widziałam, iż nie do końca rozumie głębię mojego cierpienia.

Następnego ranka zadzwoniła teściowa. Czekałam, iż spyta, jak się czuję, albo choć wyrazi współczucie. Zamiast tego rzuciła się na mnie: „Czekałam, iż zadzwonisz i przeprosisz! Nie było cię na moich urodzinach, ignorujesz mnie! Jak to rozumieć?” Ledwo powstrzymując łzy, przypomniałam: „Przecież wie pani, Burek był chory, odszedł”. Ale jej odpowiedź dobiła mnie: „No i co? Psy zawsze zdychają, nie żyją długo! A wasz to zwykły kundel! Nie szanujesz mnie, skoro nie przyjechałaś!” Rzuciła słuchawkę, a ja rozpłakałam się, nie mogąc uwierzyć w taką bezduszność.

Elżbieta nie dała za wygraną. Zaczęła narzekać Jakubowi, oskarżając mnie o brak szacunku. Na szczęście stanął po mojej stronie, ostro jej przytykając. Ale teściowa nie ustępowała: cały tydzień zasypywała mnie wiadomościami, wyrzucając, iż wybrałam „jakiegoś psa” zamiast jej święta. choćby pokłóciła się z Jakubem, żądając, by mnie „przywołał do porządku”. Jej słowa to jak nóż w serce. Jak można być tak pozbawioną uczuć? Burek nie był zwykłym zwierzakiem, był częścią naszego życia, a jej urodziny to tylko pretekst do samouwielbienia.

Postanowiłam zerwać z nią kontakt. Skoro Elżbieta jest tak okrutna, iż nie potrafi pojąć mojego bólu, nie mamy o czym rozmawiać. Mam dość jej prób sterowania naszym życiem, jej egoizmu, jej przekonania, iż jest pępkiem świata. Serce wciąż boli po stracie Burka, ale nie pozwolę, by teściowa deptała moje uczucia. Jakub mnie wspiera, i to daje siłę. Wybieram swoją rodzinę, swoją godność, a nie kobietę, dla której cudze cierpienie to drobiazg.

Idź do oryginalnego materiału