Nie rozmawia z nami od trzech miesięcy: Wyjechaliśmy na wakacje, a nie daliśmy jej pieniędzy na remont

1 tydzień temu

Mam na imię Małgorzata. Razem z mężem, Krzysztofem, mieszkamy w niewielkim miasteczku pod Poznaniem, wychowujemy dwoje dzieci i dopiero niedawno uwolniliśmy się od brzemienia kredytu hipotecznego. Zamiast jednak cieszyć się upragnioną wolnością, znaleźliśmy się w centrum rodzinnej burzy. Moja teściowa, Jadwiga Nowak, od trzech miesięcy nie odzywa się do nas, oskarżając, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „niezbędny” remont. Jej uraza zawisła nad naszą rodziną jak ciężka chmura, a krewni męża zasypują nas pretensjami. Nie wiem, jak wybrnąć z tego konfliktu, ale czuję, iż nasza racja tonie w ich niesprawiedliwych oskarżeniach.

Nasze życie nigdy nie było proste. Razem z Krzysztofem pracujemy na pełen etat, wychowując córkę Zosię, która chodzi do szóstej klasy, i syna Wojtka, ucznia trzeciej klasy. Przez lata hipoteka trzymała nas w szachu. Wakacje to była abstrakcja – jedyne, na co mogliśmy sobie pozwolić, to krótkie wyjazdy do moich rodziców do sąsiedniego miasta. Mają przytulny dom z ogrodem, gdzie dzieci uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, zajadają się babcinymi pierogami i zbierają owoce. Te krótkie wypady były jedyną euforią dla Zosi i Wojtka, gdy my z mężem harowaliśmy, by spłacić kredyt. O własnych podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.

W tym roku, pierwszy raz od dawna, postanowiliśmy wyrwać się z codziennej rutyny. Hipoteka była już za nami, a my odłożyliśmy trochę oszczędności. Zaproponowałam wyjazd do mojej kuzynki nad Bałtykiem. Krzysztof się zgodził: „Małgosiu, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i pojechaliśmy, nie przypuszczając, iż te wakacje staną się przyczyną rodzinnej wojny. Byliśmy tak zmęczeni odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy odetchnąć morskim powietrzem, usłyszeć śmiech dzieci na plaży i poczuć, iż żyjemy.

Teściowa, Jadwiga Nowak, od zawsze dawała nam do zrozumienia, iż nie zamierza pomagać z wnukami. „Swoje trójkę wychowałam, teraz chcę żyć dla siebie” – oświadczyła, gdy urodziła się Zosia. Krzysztof ma jeszcze brata i siostrę, a teściowa, wychowawszy trójkę dzieci, uznała, iż jej obowiązki się skończyły. Zaakceptowaliśmy to i nie prosiliśmy o pomoc. Widziała wnuki raz na kilka miesięcy: przyjeżdżała na godzinę, przynosiła słodycze i odjeżdżała. Nie miałam jej tego za złe – dwójka dzieci to już wyzwanie, a co dopiero trójka. Ale jej dystans i tak bolał.

Cztery lata temu Jadwiga przeszła na emeryturę. „No i wreszcie będę żyła dla siebie!” – oznajmiła. swoje dni wypełniła basenem, spotkaniami z przyjaciółkami, teatrami i wyjazdami do sanatoriów. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie pokrywała jej oczekiwań. Dzieci pomagały jej finansowo, choć wszyscy mieli własne problemy. Siostra Krzysztofa odmawiała, tłumacząc się trudną sytuacją. Brat czasem przesyłał jakieś grosze. My, póki spłacaliśmy kredyt, pomagaliśmy teściowej inaczej – przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy cieknący kran, zawoziliśmy ją na wizyty. Nigdy nie prosiła o pieniądze, wiedząc, iż sami ledwo wiążemy koniec z końcem.

Ale gdy tylko spłaciliśmy hipotekę, teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie wymaga odświeżenia! Czas zmienić tapety, podłogi i łazienkę” – oświadczyła. Jej mieszkanie wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Jadwiga uważała, iż remont to konieczność co pięć lat. Tymczasem nasze mieszkanie, w którym nie robiliśmy nic od czasu zakupu, potrzebowało pilnych zmian. Teściowa jednak nie chciała tego słyszeć. Jej zachcianki były ważniejsze i oczekiwała, iż to my zapłacimy za jej „odnowę”.

Nie powiedzieliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mamy zwierząt, ani kwiatów, dzieci były z nami. Nie przywykliśmy zdawać sprawy z naszych planów. Ale nad morzem nagle zadzwoniła do Krzysztofa, żądając pomocy w jakiejś sprawie. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” – odpowiedział. Teściowa, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Gdy dowiedziała się, iż dopiero za kilka tygodni, poprosiła, by Krzysztof przyjechał na weekend. „Przecież nie jesteśmy u rodziców, tylko na wakacjach!” – roześmiał się. W odpowiedzi usłyszała tylko: „Rozumiem” – i rozłączyła się.

Po powrocie spotkał nas jej gniew. Tego samego dnia wpadła do nas z pretensjami: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Krzysztof stanął jak wryty: „Mamo, co mieliśmy mówić? Pojechaliśmy na urlop. Ty też nie dzielisz się swoimi planami.” Teściowa wybuchła: „Skąd macie pieniądze na morze, skoro na remont mojego mieszkania nie ma?” Mój mąż nie wytrzymał: „Mamo, nie wtrącam się w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na wakacje?” Warknęła tylko: „Niewdzięcznicy!” – i wyszła, trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi, choćby nie złożyła życzeń Wojtkowi na urodziny. Brat i siostra Krzysztofa obrzucili nas oskarżeniami. Szczególnie dokładała się szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż to my powinniśmy finansować jej kaprysy. „Jesteście egoistami, skrzywdziliście mamę!” – wrzeszczała przez telefon. Jestem wściekła. Dlaczego mamy poświęcać swoje szczęście dla zachcianek teściowej? Moi rodzice nas wspierają: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie.”

My z Krzysztofem nie czujemy się winni. Nie jesteśmy zobowiązani wydawać wszystkie pieniądze na teściową – mamy dzieci, swoje marzenia. Ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć teściowej, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś miał podobną sytuację? Jak się pogodzić, nie rezygnując z własnych zasad? Boję się, iż ten konflikt rozbije naszą rodzinę, ale nie zamierzam się poddawać. Czy naprawdę nie zasłużyliśmy na odrobinę szczęścia?

Idź do oryginalnego materiału