Nie puszczę cię

19 godzin temu

Gdy Danuta sprzedała mieszkanie w mieście i przeniosła się na wieś, gdzie kupiła mały domek, nikt z miejscowych nie rozumiał, po co jej to potrzebne. Z czasem jednak stała się swoją. Nazywano ją czule – Danka. W jej domu zamieszkał rudy kot Mruczek, który początkowo patrzył na wieś z podejrzliwością, jakby nie mógł uwierzyć, iż nie zobaczy już miejskiego balkonu. Ale gwałtownie się zadomowił – na ganku, w ogrodzie, choćby na grządkach.

Sąsiadka z naprzeciwka, Zosia, przyjęła Danutę jak rodzina. Pomagała w ogródku, przynosiła sadzonki, dzieliła się przetworami. Kobiety stały się prawdziwymi przyjaciółkami: długie wieczory przy herbacie i rozmowach, wymiana przepisów, szydełkowanie przy starych piosenkach, życie płynęło spokojnie i ciepło.

Ale wszystko się zmieniło, gdy pewnego dnia Danucie zadzwonił syn.

– Mamo, Kasia jest w ciąży. Wyjeżdżamy z Beatą na dwa lata do Holandii na kontrakt. Kasia zostaje sama. Bardzo cię potrzebujemy… Wróć do miasta.

Danuta oniemiała. Wnuczka – w ciąży? Wzywają ją z powrotem do tego samego mieszkania, skąd uciekła, by wreszcie żyć dla siebie? Spróbowała się wymigać:

– Synku, jaka ze mnie pomoc? Mam ciśnienie, już po sześćdziesiątce…

– Mamo, będziesz u siebie. Po prostu Kasia potrzebuje wsparcia. Nie nalegamy… Tylko pomyśl.

Danuta pomyślała. Pojechała do miasta. Wróciła całkiem złamana. Wnuczka faktycznie wyszła za mąż, czekała dziecka. Mieszkanie było zaniedbane. Zmęczona wszystkim, Danuta wezwała karetkę – podskoczyło ciśnienie. Wtedy zrozumiała: już nie wytrzyma takiego tempa. To nie dla niej.

Zosia od razu pojęła, o co chodzi. Gdy następnego dnia Danuta wróciła na wieś po rzeczy i oznajmiła, iż sprzedała dom, iż wyjeżdża na dobre, w oczach Zosi zapłonął ogień.

– Nie puszczę cię, słyszysz? – szepnęła, mocno ściskając przyjaciółkę. – Nigdzie nie pojedziesz.

– Co ty… – przestraszyła się Danuta. – Nie żartuj tak.

Zosia pobiegła do samochodu, wcisnęła kierowcy kilkaset złotych, coś powiedziała. Taksówka zawróciła i odjechała, zostawiając za sobą tylko kurz na drodze.

– Zosia, co ty robisz?! Przecież na mnie czekają! – wykrztusiła Danuta, nie wierząc własnym oczom.

– Słuchaj. Nie jestem twoją rodziną, ale przez te piętnaście lat stałyśmy się sobie bliższe niż twoja krew. Gdzie oni byli, gdy się tu zagospodarowywałaś? Gdy sadziłaś ziemniaki, gdy kopałaś grządki? A teraz im wygodnie, żebyś gotowała barszcz i niańczyła dziecko?

– Ale to moja… – szepnęła Danuta.

– A ty czyja jesteś? Chcesz życie skończyć jako służąca przy młodej rodzinie? Masz prawo być szczęśliwa. Chociaż teraz, na emeryturze. A lekarze? No i co? U nas w powiecie nie są gorsi. A do miasta pojedziesz w odwiedziny.

Danuta długo milczała. W końcu cicho powiedziała:

– Mój dom już nie jest mój… Podpisali umowę.

– No to co. Mój ogród dla ciebie nie jest obcy. Mieszkaj u mnie. Potem się zobaczy.

I Danuta została. Syn z synową wyjechali. Wnuczka urodziła synka. Wszystko u niej było dobrze. Danuta odwiedzała ich, oni przyjeżdżali na wieś, zatrzymywali się u Zosi. A potem stało się coś niespodziewanego: rodzina, która kupiła jej dom, wyjechała na stałe do innego miasta i zaproponowała Danucie, by zamieszkała w domu i pilnowała działki.

Tak zaczęła się nowa historia. Jesienią – u Zosi. Wiosną – w swoim dawnym domu. A gdy wnuczek Kasi podrósł, Danuta zaczęła częściej jeździć do miasta w odwiedziny.

Pewnego lata Kasia przyjechała na wieś. W rękach trzymała dokumenty.

– Babciu, masz. To twój dom. Znowu twój. Wykupiliśmy go.

– Co?! – nie wierzyła Danuta. – Ale jak… Kowalscy…

– Wyjechali. Dogadaliśmy się. Wszystko zgodnie z prawem. Dom jest na mnie. Ale on twój. Bo ty jesteś dla mnie wszystkim.

Łzy popłynęły po policzkach Danuty. Obok stała Zosia, tłumiąc drżenie w głosie:

– Wiedziałam, iż szykuje ci niespodziankę. Nie gniewam się. Wszystko w porządku.

Kasia przytuliła babcię:

– Nie powiedziałyśmy od razu… Chciałyśmy zrobić ci niespodziankę. I wiesz co? niedługo będziesz miała prawnuczkę. A to znaczy – iż znów potrzebujesz ogródka, jagód i altanki pod jabłonią.

– No to chodźmy przenosić rzeczy – zaśmiała się Danuta przez łzy. – Dzisiaj mamy prawdziwe święto…

A mały Bartek, który pluskał się z konewką wśród kwiatów, nie miał wątpliwości: szczęście to wtedy, gdy wszyscy są blisko. I gdy babcia znów ma swój dom. I swoje życie.

Idź do oryginalnego materiału