Nie pozwolę ci odejść

3 dni temu

Gdy Wanda sprzedała mieszkanie w Krakowie i przeprowadziła się na wieś, kupując mały domek z ogrodem, nikt z miejscowych nie rozumiał, po co to zrobiła. Z czasem jednak stała się swoją. Zaczęto nazywać ją czule – Wandzią. W jej domu zamieszkał rudy kot Mruczek, który początkowo patrzył na wieś z nieufnością, jakby nie mógł uwierzyć, iż już nie zobaczy miejskiego balkonu. Potem jednak oswoił się – na ganku, w ogrodzie, choćby między grządkami.

Sąsiadka z naprzeciwka, Kazia, przyjęła Wandzię jak rodzoną. Pomagała w ogródku, przynosiła sadzonki, dzieliła się przetworami. Kobiety stały się prawdziwymi przyjaciółkami: długie wieczory przy herbacie i rozmowach, wymiana przepisów, robótki na drutach przy starych piosenkach – życie płynęło spokojnie i ciepło.

Wszystko się zmieniło, gdy pewnego dnia Wanda otrzymała telefon od syna.

— Mamo, Ania jest w ciąży. Wyjeżdżamy z Magdą do Holandii na dwa lata, kontrakt. Ania zostaje sama… Bardzo cię potrzebujemy. Wracaj do miasta.

Wandzie zabrakło słów. Wnuczka – w ciąży? Wzywają ją z powrotem do tego samego mieszkania, z którego uciekła, by wreszcie żyć dla siebie? Spróbowała się wymigać:

— Synku, jaka ze mnie pomoc? Ciśnienie skacze, już po sześćdziesiątce…

— Mamo, będziesz u siebie. Ania potrzebuje oparcia. Nie nalegamy… Zastanów się.

Wanda się zastanowiła. Pojechała do miasta. Wróciła złamana. Wnuczka rzeczywiście wyszła za mąż, spodziewała się dziecka. Mieszkanie było zaniedbane. Zmęczona, Wanda wezwała pogotowie – ciśnienie poszło w górę. Wtedy zrozumiała: nie da rady wrócić do tego rytmu. To nie jej świat.

Kazia od razu pojęła sytuację. Gdy następnego dnia Wanda wróciła na wieś po rzeczy i oznajmiła, iż sprzedała domek i wyjeżdża na dobre, w oczach Kazi zapłonął ogień.

— Nie puszczę cię, słyszysz? — szepnęła, ściskając przyjaciółkę. — Nigdzie nie jedziesz.

— Co ty… — przeraziła się Wanda. — Nie żartuj tak.

Kazia podbiegła do taksówki, wcisnęła kierowcy kilka złotych i coś powiedziała. Samochód zawrócił i odjechał, zostawiając za sobą tylko kurz na drodze.

— Kaziu, co ty robisz?! Czekają na mnie! — zawołała Wanda, nie wierząc własnym oczom.

— Słuchaj. Nie jestem twoją rodziną, ale przez te piętnaście lat stałyśmy sobie bliższe niż krew. Gdzie oni byli, gdy tu się urządzałaś? Gdy ziemniaki sadziłaś, gdy grządki kopałaś? A teraz wygodnie im, żebyś im zupy gotowała i dziecko niańczyła?

— Ale to moja… — szepnęła Wanda.

— A ty czyja jesteś? Masz prawo do szczęścia. choćby na emeryturze. A lekarze? U nas w okolicy też są dobrzy. A do miasta pojedziesz w odwiedziny.

Długo trwała cisza. W końcu Wanda cicho się odezwała:

— Mój dom już nie mój… Podpisali umowę.

— I co z tego? Mój ogród dla ciebie otwarty. Zamieszkaj u mnie. Potem się zobaczy.

I Wanda została. Syn z synową wyjechali. Wnuczka urodziła chłopca. Wszystko układało się dobrze. Wanda ich odwiedzała, oni przyjeżdżali na wieś, nocowali u Kazi. Aż pewnego dnia stało się coś nieoczekiwanego: nowi właściciele jej domu wyjechali na stałe za granicę i poprosili Wandę, by zamieszkała w domu i doglądała ogrodu.

Tak rozpoczął się nowy rozdział. Jesienią – u Kazi. Wiosną – w dawnym domu. Gdy wnuczek Asi podrósł, Wanda częściej jeździła do miasta w odwiedziny.

Pewnego letniego dnia Asia przyjechała na wieś. W rękach trzymała dokumenty.

— Babciu, masz. To twój dom. Znowu twój. Wykupiliśmy go.

— Co?! — Wanda nie wierzyła własnym uszom. — Ale jak… Nowi właściciele…

— Wyjechali. Dogadaliśmy się. Wszystko zgodnie z prawem. Dom jest na mnie. Ale on twój. Bo ty jesteś dla mnie najważniejsza.

Łzy popłynęły po policzkach Wandy. Obok stała Kazia, tłumiąc drżenie w głosie:

— Wiedziałam, iż szykuje ci niespodziankę. Nie gniewam się. Tak jest dobrze.

Asia przytuliła babcię:

— Nie powiedzieliśmy od razu… Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę. I wiesz co? niedługo będziesz miała prawnuczkę. A to znaczy, iż znów potrzebujesz ogródka, jagód i altany pod jabłonią.

— No to chodźmy przenosić rzeczy — zaśmiała się Wanda przez łzy. — Dziś mamy prawdziwe święto…

A mały Kacper, który bawił się konewką wśród kwiatów, nie miał wątpliwości: szczęście to mieć wszystkich blisko. A babcia znów ma swój domek. I swoje życie.

Prawdziwa przyjaźń i rodzina potrafią znaleźć sposób, by każdy był tam, gdzie powinien być.

Idź do oryginalnego materiału