Nie ma już powodzi tysiąclecia

1 dzień temu

Kiedy publikujemy ten tekst, mija dziewięć miesięcy od wrześniowej powodzi. I 28 lat od powodzi tysiąclecia w 1997 roku. Mieszkańcy poszkodowanych w 2024 roku województw opolskiego, śląskiego, dolnośląskiego i lubuskiego jeszcze szacują straty, pracują przy remontach domów, gospodarstw, biznesów. Z czasem jednak ludzie zapomną i o tej powodzi.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Dom Doroty Jankowskiej został wybudowany blisko Odry – prawie 400 metrów w linii prostej – i jest jednym z dwóch stojących najbliżej obszaru zalewowego. Po lewej stronie budynku płynie wąska rzeczka – Biela, a przed nim roztacza się widok na łąki. – Raczej byśmy tu zostali, bo fajnie się mieszka, tutaj pora roku wszystko zamienia. Tak zielono, rzeczka, cichutko, no super – pani Dorota wskazuje na część ogrodu z widokiem na zachodzące nad wodą słońce.

Kobieta już trzeci raz odbudowuje się po powodzi. Mieszka z mężem w poniemieckim domu w Osiecznicy. To wioska w pobliżu Krosna Odrzańskiego, która najbardziej w województwie lubuskim ucierpiała podczas ubiegłorocznej powodzi – 110 domów znalazło się pod wodą. Krosno Odrzańskie chronią wały oddane w lipcu 2024 roku, ale teren, na którym znajduje się dolna część Osiecznicy, już obwałowany nie jest.

Rodzina wprowadziła się w marcu 1997 roku, w lipcu zalała ich woda sięgająca 80 centymetrów. Kolejna powódź przyszła w 2010 roku – woda miała prawie pół metra, w 2024 roku było podobnie. Pytamy, czy po pierwszej powodzi nie myśleli o przeprowadzce: – No nie myśleliśmy, człowiek jeszcze był młodszy i tak zapewniali, iż to powódź stulecia. No myśleliśmy: „Dobra, już następnej nie dożyjemy” i tak człowiek mieszkał. Ale po tej to już zastanawiamy się. Tylko iż teraz trzeba odczekać, żeby ludzie zapomnieli, iż było zalane, to może uda się to sprzedać.

– „Walczymy” z powodzią, „zmagamy się” z nią. Cały czas w tej semantycznej warstwie coś próbujemy robić, żeby powódź zniknęła – zwraca uwagę Roman Konieczny, specjalista do spraw ograniczania skutków powodzi z Koalicji Ratujmy Rzeki (KRR). Jak tłumaczy, są trzy strategie: – Należy utrzymać powódź z daleka od ludzi, trzymać ludzi z daleka od powodzi i nauczyć się z powodzią żyć. Wszystkie trzy powinny być stosowane równolegle.

„Pudzian wśród zbiorników”,czyli wyzwania ochrony przeciwpowodziowej

Józefa Turchan z dolnośląskiego Stójkowa nie chce się wyprowadzać. – Tu się dobrze mieszka. Miałam przecież tak ładnie, były kwiaty piękne. Jeszcze dostałam dyplom z ratusza za ładny ogródek – opowiada nam.

Przechodzimy przez podwórko. – O, to wszystko powywalane – wskazuje na furtkę i bramę wjazdową. – Woda to, widzi pani, tu aż na dachu.

Wchodzimy do domu. Ściany są wilgotne, zapach wciąż przypomina o zeszłorocznej katastrofie. Pani Józefa wspomina smród spalonych żarówek i kabli – przyszła woda, było spięcie i się spaliło. Na środku pokoju wciąż stoją śmieci. – Nie mam pamiątek, nie mam nic. Tu była jedna pamiątka, tam druga, taka księga jest też. To tylko wyrzucić – mówi ze łzami w oczach, pokazując nam albumy ze zniszczonymi zdjęciami z komunii wnucząt.

Dyplom za piękny ogród przez cały czas wisi na ścianie w pokoju. Pani Józefa za swoją tragedię obwinia wyłącznie awarię tamy w Stroniu Śląskim – ale czy ma rację?

Zbiornik na potoku Morawka bardzo gwałtownie się wypełnił i przestał pełnić swoją funkcję, a następnie doszło do katastrofy – woda rozmyła zaporę i błyskawicznie zalała Stronie Śląskie, a następnie Lądek-Zdrój i Kłodzko. – Tego typu awarie są najbardziej niebezpieczne, brakuje czasu w ewakuację lub jest go bardzo mało, a fala powodziowa może być niezmiernie wysoka, znacznie wyższa niż w przypadku „naturalnego” wezbrania – mówi nam Ryszard Babiasz z WWF Polska.

Zapytałyśmy w Prokuraturze Okręgowej w Świdnicy, która zajmuje się sprawą awarii w Stroniu Śląskim, kto jest za nią odpowiedzialny. Prokurator Mariusz Pindera przekazał, iż postępowanie dowodowe trwa, przesłuchiwani są świadkowie. W trakcie śledztwa ma zostać między innymi wyjaśnione, jakie były przyczyny rozmycia wału ziemnego zapory. Prokuratura chce sprawdzić, jak obliczano przepływ wody i jak ustalono wpływ rozmiaru fali powodziowej na miejscowości leżące poniżej tamy. Śledztwo ma potrwać do końca roku.

Wykorzystywanie środków technicznych – budowa zbiorników retencyjnych, polderów, obwałowań, kanałów przeciwpowodziowych i zbiorników wielofunkcyjnych – to jeden ze sposobów, aby trzymać powódź z daleka od ludzi.

Postanowiłyśmy sprawdzić, jak działają tego typu budowle w Polsce i w jakim są stanie.

Za inwestycje infrastrukturalne mające chronić nas przed powodzią odpowiedzialne są Wody Polskie. Instytucja powstała w 2018 roku dzięki reformie prawa wodnego, którego wymagała Unia Europejska. Nowy organ przejął zadania samorządów i dotychczasowych zarządów nadzorujących gospodarkę wodną.

W Polsce jest 108 tak zwanych zespołów budowli hydrotechnicznych, w tym retencyjnych zbiorników wodnych. Według analizy Głównego Urzędu Statystycznego z 2024 roku w latach 1997–2023 powstało w Polsce 19 większych sztucznych zbiorników. W 2023 roku Wody Polskie oddały do użytku zbiorniki retencyjne na ziemi kłodzkiej – w Krosnowicach, Roztokach, Boboszowie i Szalejowie. Według GUS-u w latach 1998––2023 na zbiorniki i stopnie wodne wydano łącznie blisko 11,5 miliarda złotych. Jak dodaje Ministerstwo Infrastruktury, w 2021 roku zakończyła się inwestycja w ramach „Projektu ochrony przeciwpowodziowej dorzecza Odry” – dzięki niemu do użytku oddano suchy zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz i zmodernizowano Wrocławski Węzeł Wodny. Szacunkowy koszt tego projektu wyniósł 871 milionów euro.

Na nasze pytanie o działania prewencyjne podejmowane w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat Wody Polskie odpisują, iż za najbardziej skuteczne działania przeciwpowodziowe należy uznać budowę suchego zbiornika Racibórz Dolny, modernizację Wrocławskiego Węzła Wodnego, budowę mniejszych suchych zbiorników (cztery w Kotlinie Kłodzkiej), a także modernizację i budowę nowych wałów przeciwpowodziowych w dolinie Odry (na przykład ochrona przeciwpowodziowa Krosna Odrzańskiego, Nowej Soli i Słubic) oraz w dorzeczu górnej Wisły (między innymi Kraków, Tarnów, Tarnobrzeg, Sandomierz).

W 2024 roku niekwestionowanym bohaterem był właśnie Racibórz Dolny, największy taki zbiornik w Polsce. – Tak naprawdę to jedyne narzędzie do sterowania falą na Odrze, przeszło test bojowy w zasadzie po raz pierwszy w pełni – chwali zbiornik doktor Radosław Stodolak, hydrolog z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – To jest naprawdę ogromny obiekt i w czasie tej powodzi zdał egzamin na piątkę. Internauci pisali: „Pudzian wśród zbiorników”, „Złoty, a skromny”. Bo rzeczywiście on ten przepływ, który wchodził do Raciborza, zredukował o połowę.

Doktor Mikołaj Piniewski z Katedry Hydrologii, Meteorologii i Gospodarki Wodnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie pokazuje nam wykres przepływu Odry z września 2024 roku i dodaje: – Na dopływach do zbiornika Odra oraz Olza, zaraz na granicy polsko-czeskiej, osiągnęły maksymalne przepływy, były wyższe niż podczas powodzi w 1997 roku. Czyli już na wejściu zagrożenie było wyższe.

Pomysł budowy zbiornika Racibórz Dolny pojawił się po dotkliwej powodzi w 1880 roku. W latach 60. XX wieku sporządzono pierwsze plany, ale dopiero po powodzi z 1997 roku uznano, iż zbiornik będzie odgrywał najważniejszą rolę w ochronie przeciwpowodziowej Doliny Odry od Raciborza do Wrocławia i rozpoczęto budowę. Otwarcie zbiornika Racibórz Dolny nastąpiło
30 czerwca 2020 roku.

Wojciech Skowyrski, który pracował w Wodach Polskich do stycznia 2024 roku i był jednym z projektantów zbiornika Racibórz Dolny, przekonuje, iż w przyszłości należy go zmienić na zbiornik mokry. – Oczywiście o niższym poziomie piętrzenia stałego niż to maksymalne w ramach pracy jako polder suchy – wyjaśnia. – To pozwala zasilać koryto Odry w przypadku niskich stanów, ponieważ ta rzeka zaczyna tracić możliwość samooczyszczania, właśnie z powodu powtarzających się stanów suszy.

– o ile zaczyna się od rozważań, co zrobić z płynącą wodą w rzece, żeby jej mniej płynęło, to adekwatnie dość gwałtownie dochodzi się do podejścia Wód Polskich, to znaczy do rozwiązań retencyjnych o charakterze zbiorników, chcąc za wszelką cenę ograniczyć ten przepływ w dół rzeki – mówi wiceprezes Retencja.pl Jacek Zalewski.

– Zbiorniki, zapory, melioracje, wały i hydrobudowy tworzone na potrzeby energetyki i regulacji rzeki – wymienia Piotr Nieznański z Fundacji Code for Green, członek Państwowej Rady Gospodarki Wodnej przy Ministerstwie Infrastruktury. Tłumaczy, iż wykonawcy przyzwyczaili się do tego typu inwestycji, bo w tym schemacie poruszają się od dekad. – Małe zbiorniki to najczęściej inicjatywy samorządów (które chciałyby mieć taki „uniwersalny” zbiornik i do pływania, i do łowienia ryb, i do ochrony przed suszą czy powodzią). Duże przeciwpowodziowe zbiorniki to przeważnie pomysły „odgórne”, „rządowe”, na które próbuje się zdobyć dotacje lub kredyty Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Banku Światowego i innych instytucji.

Wody Polskie za pieniądze z Banku Światowego w 2019 roku miały wybudować na ziemi kłodzkiej dziewięć zbiorników – pięć na Białej Lądeckiej, dwa na rzece Nysa Kłodzka i dwa na Ścinawce. Pomysł jednak zarzucono.

Wojciech Skowyrski przekonuje, iż bez zbiorników ziemia kłodzka nie poradzi sobie podczas powodzi. – Bardzo ubolewałem nad tym, iż tam wkroczyła polityka – mówi. – Wkroczyli też ekolodzy, którzy w większości są przeciwnikami zbiorników retencyjnych i część z nich niepochlebnie wypowiadała się o zbiornikach na ziemi kłodzkiej, co podburzyło dodatkowo mieszkańców.

Na zagrożonych powodziami terenach jesienią 2024 roku zawiodły szczególnie dwa zbiorniki. Ten w Stroniu Śląskim na Morawce, wybudowany w 1907 roku, oraz zbiornik Topola w województwie opolskim, oddany w 2003 roku. Nie wytrzymały naporu wody.

Zdaniem Skowyrskiego awaria na Morawce wynikała z tego, iż nie powstał zbiornik powyżej, który był jednym z dziewięciu planowanych i niezrealizowanych. – Gdyby powstał zbiornik Bolesławów, tobyśmy mieli pewność, iż część potrzebnej retencji wody zostanie przechwycona przez ten zbiornik. Wtedy sytuacja byłaby dużo bezpieczniejsza. Bolesławów powinien powstać, żeby również współdziałać ze zbiornikiem Stronie Śląskie – mówi.

Na podstawie własnych wyliczeń Skowyrski przekonuje, iż przepływ wody był dwukrotnie większy niż ten obliczony przez Niemców, kiedy zbiornik powstawał. – Po prostu żaden zbiornik ziemny tego nie wytrzyma. Ważne jest również, aby wszystkie tego typu zbiorniki miały przelewy awaryjne – dodaje.

Ekspert podkreśla, iż Kłodzko jest w najgorszym możliwym położeniu: – Zbiegają się tam wszystkie największe cieki Kotliny Kłodzkiej i one powodują, iż bez tej retencji miasto zawsze będzie zalewane podczas takich opadów jak te w 2024 roku. Po to są hydrotechnicy, żeby właśnie pomagać w takich sytuacjach – podsumowuje Wojciech Skowyrski. – I ja traktuję tę pracę jako swoją misję, czyli powinienem doprowadzić do tego, żeby ludzie byli bezpieczni. Oczywiście uzyskanie bezpieczeństwa wiąże się z koniecznością wywłaszczeń i przesiedleń części mieszkańców, co jest uzgadniane podczas konsultacji społecznych projektów przeciwpowodziowych. o ile ludzie uważają, iż nie chcą być bezpieczni przeciwpowodziowo, to ja szanuję ich wybór.

Ale jest też druga strona medalu. Koalicja Ratujmy Rzeki na swojej stronie wylicza straty w infrastrukturze hydrotechnicznej po powodziach: 1997 rok – 2,3 miliarda złotych, 2010 rok – 1,8 miliarda złotych 
(28 procent wszystkich strat w infrastrukturze) – „szacujemy, iż według dzisiejszych cen to odpowiednio około 7 i 4 miliardy złotych”. Z kolei tego typu straty po powodzi w 2024 roku zostały wycenione na 3,5 miliarda złotych, jak podaje Arkadiusz Marchewka, wiceminister infrastruktury.

Ryszard Babiasz z WWF podkreśla, iż skoro …

Idź do oryginalnego materiału