Nagle, pod suknią panny młodej coś się poruszyło…

2 dni temu

Sala weselna wypełniła się podekscytowanymi szeptami. Łagodne światło sączyło się przez długie, nasłonecznione okna, a złocone krzesła zajmowali elegancko ubrani goście. Rozmowy przycichły, gdy niektórzy unieśli telefony, próbując uchwycić tę chwilę. W powietrzu unosiła się radosna atmosfera, pełna oczekiwania.

Panna młoda, Kinga, stała obok pana młodego, Krzysztofa, mocno ściskając jego dłoń. Wyglądała olśniewająco: biała suknia w kształcie syreny opływała jej smukłą sylwetkę, a długi welon ciągnął się po podłodze.

Na jej twarzy malował się szczęśliwy uśmiech, ale w kącikach oczu widać było nutę niepokoju.
„Wszystko będzie dobrze” – szepnął Krzysztof, delikatnie ściskając jej palce.
Kinga skinęła głową, ale zanim zdążyła odpowiedzieć…

…coś się poruszyło.

Nie za nią. Nie obok. Tuż pod nią.

Lekki, ledwo zauważalny ruch – jakby coś, lub ktoś, czaił się w fałdach tkaniny.

Kinga drgnęła, odsuwając się o pół kroku. Krzysztof natychmiast wyczuł napięcie w jej ramionach i zmarszczył brwi:
„Co się stało?”

Zanim jednak Kinga zdążyła odpowiedzieć, ruch powtórzył się – tym razem wyraźniejszy.

Dół sukni uniósł się lekko, jakby coś pod spodem próbowało się uwolnić.

Goście zamarli w osłupieniu. Jedna z druhien, Weronika, zakryła usta dłonią. Starsza ciocia, Genowefa, przeżegnała się i szepnęła coś pod nosem. W powietrzu zawisło napięcie, jakby ktoś nagle odciął dopływ tlenu.

Krzysztof zbladł.

Kinga stała nieruchomo, sparaliżowana strachem. A potem…

…usłyszała cichy dźwięk.

Jasny, niepodważalny – coś tam było, dokładnie pod jej suknią.
„Żartujecie?” – szepnął jeden ze świadków, Tomek, nerwowo rozglądając się.

Ale nikt się nie śmiał.

Wszyscy wstrzymali oddech, jak w kulminacyjnej scenie filmu.

I wtedy…

Suknia poruszyła się gwałtownie!

Kinga krzyknęła, odskoczyła i uniosła materiał.

Sala wybuchła zbiorowym okrzykiem, Krzysztof zaciął pięści, a urzędniczka stanu cywilnego, elegancka kobieta o imieniu Danuta, została w bezruchu z pieczątką w dłoni.

Spod sukni, niczym z sekretnego przejścia, najpierw wyłonił się czarny cień, a potem…

…mały, czarny kłębek wyskoczył na podłogę.

Ktoś krzyknął, inny gość cofnął się, wylewając kieliszek szampana. Płyn rozlał się po adamaszkowym obrusie.

Kinga przytuliła się do Krzysztofa.
„Aaa! Co to jest?!”

Kłębek niezdarnie podskoczył parę razy, zatrzymując się na środku sali.

Machnął ogonkiem, a potem…

…zamiauczał.

Cisza.

Krzysztof mrugnął. Kinga, wciąż wpatrzona w twarze gości, nie mogła uwierzyć własnym oczom.

Tam, na podłodze, przed wszystkimi…

…mały czarny kotek spoglądał na nich ciekawsko.
„To kot?” – krzyknął ktoś z tyłu, wciąż w szoku.

Krzysztof spojrzał na Kingę:
„Dlaczego pod twoją suknią jest kot?”

Kinga otworzyła usta, ale nie zdążyła odpowiedzieć.

Wtedy z pierwszego rzędu dał się słyszeć cichy głosik:
„Eee… chyba mój…”

Wszyscy się odwrócili.

Stała tam młodsza siostra Kingi, mała Zosia, w białych rajstopkach i z przytulanką – pluszowym królikiem. Jej spojrzenie było pełne skruchy, gdy szepnęła:
„Nie chciałam zostawić go samego w domu… wlazł do kosza z welonem… myślałam, iż już wyszedł.”

Goście najpierw spojrzeli na nią zdumieni, a potem wybuchli śmiechem. Napięcie rozpłynęło się jak bańka mydlana.

Krzysztof westchnął. Kinga, wciąż lekko drżąca, delikatnie podniosła kotka.

Zwierzak pomiauczał raz jeszcze, a potem wtulił się w jej dłoń, jakby nigdy nic.
„Proszę, nasz futrzasty świadek” – zaśmiała się Kinga, głaszcząc go po główce.

Danuta, urzędniczka, uśmiechnęła się, kręcąc głową:
„Mam nadzieję, iż nikt nie wniesie sprzeciwu wobec tego małżeństwa?”

Sala znowu wybuchła śmiechem.

Kinga i Krzysztof spojrzeli na siebie i w końcu sami się roześmiali.

Gdy śmiechy ucichły, Kinga wciąż trzymała kotka, który zwijał się w kłębek, jakby nigdy nie zamierzał jej opuścić.

„Wiesz” – odezwał się Krzysztof, głaszcząc zwierzątko – „jeśli tak zaczynamy, to może to wesele wcale nie będzie nudne.”
„Raczej… ‘kocie’ w każdym calu” – odparła Kinga, śmiejąc się.

Goście otoczyli ich kołem, a Zosia nieśmiało podeszła, wciąż ściskając swojego królika.
„Przepraszam…” – powiedziała cichutko, patrząc na Kingę niebieskimi oczami. „Nie chciałam, żeby coś się stało…”

Kinga przykucnęła przy niej, wciąż trzymając kotka.
„Zosiu, wszystko w porządku. Tylko następnym razem uprzedź, jeżeli chcesz przemycić zwierzątko na moje wesele, dobrze?”
„Dobrze…” – przytaknęła Zosia, po czym dodała cicho: „Biedny Mruczek bał się zostać sam w domu.”
„Mruczek?” – zdziwił się Krzysztof.
„To jego imię. Znalazłam go dwa tygodnie temu pod szkołą.”
„A dlaczego nikomu nie powiedziałaś?” – spytała Kinga, drapiąc Mruczka za uchem.
„Bo mama mówiła, iż nie możemy go zatrzymać… ale ja go karmiłam i schowałam go w koszu. Dziś wpełzł pod welon.”

Danuta, urzędniczka, odkaszlnęła i zapytała z uśmiechem:
„Więc jeżeli pozwolicie, czy możemy kontynuować ceremonię? A może ktoś jeszcze chce wyskoczyć spod sukni panny młodej?”

Śmiechy znów wypełniły salę.

Kinga ostrożnie oddała Mruczka Zosi, po czym wróciła do Krzysztofa. Zanim wzięła go za rękę, szepnęła:
„Na pewno chcesz się

Idź do oryginalnego materiału