Krapkowicka policja otrzymała 7 stycznia zawiadomienie o możliwości popełnienie przestępstwa. Chodzi o psy trute w Krapkowicach. Sprawę poszły zgłosić wspólnie cztery właścicielki czworonogów, a kolejne osoby deklarują chęć złożenia zeznań. Przypadków otrutych zwierząt było znacznie więcej i zaczęły się już w pierwszych dniach grudnia.
– Nie wiem, ile ich było, ja sama wiem o około dwudziestu – mówi Katarzyna Janiszewska z osiedla XXX-lecia, właścicielka Loli i Fifka. – Nie wszyscy zdążyli choćby pojechać do weterynarza i czasem zwierzę w ciągu kilku godzin umierało, najczęściej od krwotoku wewnętrznego. Nie wszyscy zorientowali się dość szybko, co się dzieje, niektórzy zaczęli kojarzyć dopiero po czasie, jak informacje pojawiły się na Facebooku. adekwatnie to sprawę nagłośniła pani Roksana ze starego Otmętu i jej zawdzięczam, iż moje pieski przeżyły. Choć nie wiem jeszcze jak bardzo mają uszkodzone wątroby.
– Tu najważniejszy jest czas reakcji – zaznacza pani Katarzyna. – Ja wiedziałam już, iż ktoś poluje na nasze zwierzęta i byłam bardzo ostrożna. Prowadziłam je tylko na smyczy i cały czas patrzyłam, żeby nie wzięły czegoś do pyska. Ale i tak ich nie ustrzegłam.
– To musi bardzo silna substancja – uważa pani Katarzyna. – Podejrzewam, iż wystarczy, iż pies coś liźnie, może choćby nosem dotknie. Ostatnie dni to był dla nas horror, bo już myślałam, iż przegramy tę walkę. Psiaki uratowało to, iż od razu pojechałam do weterynarza, a tam już mieli naszykowane sprawdzone zestawy dla otrutych psów. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby robić coś takiego!
Psy trute w Krapkowicach. „Wiele zwierząt nie przeżyło”
Oba shi tzu pani Katarzyny zatruły się 3 stycznia. Spacerowały pomiędzy blokami na osiedlu XXX-lecia o numerach od 1 do 5. Zawsze chodzą tą samą trasą. Natomiast Axel – sześciomiesięczny york Roksany Linek zaniemógł miesiąc wcześniej. Stało się to pół godziny po spacerze po terenie starego Otmętu (ul. Ks. Duszy, Krasickiego) – w sąsiedztwie osiedla XXX-lecia.
Pies z energicznego szczeniaka nagle zmienił się w zombie. Był sparaliżowany, stawiany na łapach przewracał się, nie jadł, nie pił, nie reagował. Najpierw był leczony w gabinecie w Krapkowicach, a potem przez tydzień w klinice całodobowej w Konradowej, gdzie m.in. przeszedł operację ratującą życie.
– Wykluczono parwowirozę, ciało obce w żołądku oraz w jelitach. A także trutkę na szczury – wylicza Roksana Linek. – Badania wykazywały dramatycznie podwyższone parametry wątrobowe, co wskazuje na zatrucie silną toksyczną substancją. Kiedy go wreszcie przywiozłam do domu, napisałam post na Facebooku, aby ostrzec innych. No i się posypały komentarze. Okazało się, iż przypadków było dużo więcej, a wiele zwierząt nie przeżyło.
Policja przeprowadzi badania gruntu?
Mieszkańcy dzielnicy Otmęt komunikują się w sprawie przypadków zatruć za pośrednictwem mediów społecznościowych. Tak właśnie uradzili, iż sprawę trzeba zgłosić na policję.
– Krapkowiccy policjanci otrzymali zgłoszenie dotyczące sprawy, jednakże na tym etapie zbyt mało jest informacji, aby przekazać coś więcej. Policjanci będą realizować zadania dążące do ustalenia czy doszło do przestępstwa czy jest to tylko nieszczęśliwy wypadek – mówi mł. asp. Dominik Wilczek, oficer prasowy policji w Krapkowicach.
Roksana Linek opowiada, iż funkcjonariusz, który przyjmował zgłoszenie, zapewnił, iż sprawa potraktowana będzie bardzo poważnie. Mundurowi będą ją badać pod kątem znęcania się nad zwierzętami.
– Mówił, iż trzeba będzie pobrać próbki gleby. Mój Axel na tym feralnym spacerze mocno lizał jedno miejsce. Ten truciciel musi działać z premedytacją. Trucizna musi w jakiś sposób wabić, bo inaczej zwierzę by jej nie ruszyło. A jeden pies z osiedla XXX-lecia choćby nic nie liznął, tylko usiadł na trawie i doznał oparzeń chemicznych – opisuje pani Roksana.
Psy trute nie tylko w Krapkowicach
Wspólny mianownik większości przypadków to obszar jednej dzielnicy, a konkretnie dwóch miejsc. Niektórzy właściciele zatrutych psów nie mieszkają na osiedla XXX-lecia, ale przyszli tu z pupilem w odwiedziny do rodziny. Też w okolice bloku nr 5.
Barbara Morawska, lekarka z gabinetu weterynaryjnego Vetus na osiedlu XXX-lecia, gdzie leczona była większość zatrutych zwierząt, podkreśla, iż miała jednak też psy i koty z Gogolina, Górażdży, z Obrowca i z Malni. Wszystkie z podobnymi objawami.
– Wskazują na zatrucie, ale nie wiemy czym. Początkowo braliśmy też pod uwagę, iż to może być parwowiroza, ale to wykluczyliśmy – mówi Barbara Morawska.
– Zastanawiałam się, czy to możliwe, aby w grę wchodziły jakieś opryski. Ale mamy zimę. Kto teraz opryski robi? – pyta retorycznie Janiszewska. – To musi być psychopata.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania