Muzeum widziane od wewnątrz

1 rok temu
Zdjęcie: fot. Karol Czarnota


Karolina Król: Jakie są pierwsze doświadczenia osoby, która dopiero od niedawna pracuje w Muzeum Narodowym? Czym się zajmujesz i jakie są twoje obowiązki?

Zuzanna Wagner: Pracuję jako asystentka muzealna w Galerii Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Poznaniu. Okazuje się, iż w tym momencie jestem najmłodszą pracowniczką merytoryczną zatrudnioną w muzeum. Pracę otrzymałam niemal równolegle z dostaniem się na studia doktoranckie. Patrzę na nią z perspektywy historyczki sztuki, która dotychczas zdobywała wiedzę przede wszystkim od strony teoretycznej, w niewielkim stopniu jednak kształcąc na studiach specjalistyczne kompetencje muzealnicze, czyli dotyczące tego, jak w praktyce dbać o narodowe dziedzictwo, chronić zbiory czy w jaki sposób nabywać dzieła do kolekcji. To dla mnie niesamowite doświadczenie – móc wkroczyć do tak olbrzymiej, prestiżowej instytucji kultury.

Nie będąc muzealnikiem, tak naprawdę nie wie się zbyt dużo na temat sposobów funkcjonowania muzeum – mamy jedynie wyobrażenie tej placówki jako miejsca gromadzącego zbiory, sprawującego nad nimi pieczę i organizującego wystawy.

fot. Karol Czarnota

Gdy otrzymałam pracę, bardzo ciekawiło mnie to, jak wygląda zarządzanie całą kolekcją, a więc administracyjna struktura Muzeum Narodowego, w którą musiałam się wdrożyć. W muzeum istnieją działy zajmujące się kwestiami merytorycznymi, składające się z kilku osób, a niekiedy wyłącznie z jednego pracownika, jak choćby Galeria Sztuki Starożytnej czy Galeria Sztuki Średniowiecznej. W Galerii Sztuki Współczesnej pracuję jako asystentka mojej bezpośredniej przełożonej – kuratorki, dr Anny Borowiec.

W niektórych galeriach pracowników jest więcej, ale i tak są to dość małe, zwarte grupy osób. Ludzie odpowiedzialni za merytorykę opiekują się podległymi im kolekcjami dzieł, zajmują się kształtowaniem wystawy stałej, przygotowywaniem wystaw czasowych, dokumentacją naukową prac ze zbiorów, współpracą z innymi instytucjami kultury, a także pisaniem tekstów naukowych – o dziełach należących do tego muzeum i tych pozyskiwanych na wystawy czasowe.

K.K.: Czy w muzeum są także osoby zajmujące się dziełami od innej strony niż ta merytoryczna?

Z.W.: Przed pracą w muzeum nie byłam świadoma tego, jak szalenie istotne są także osobne, wieloosobowe działy, które zajmują się „ruchem muzealnym” – tym, kiedy i w jaki sposób dzieła są wypożyczane na inne wystawy do polskich i zagranicznych placówek, czy też drogami ich pozyskiwania do poznańskiego muzeum. Do naszej galerii potrafi dziennie przyjść choćby kilka zapytań o to, czy wypożyczymy dzieło na daną wystawę w Polsce lub jakimś mieście w Europie.

Wówczas trzeba przygotować całą dokumentację obiektu, sprawdzić jego stan zachowania, niejednokrotnie poddać konserwacji w jednej lub kilku z pięciu (!) wyspecjalizowanych pracowni konserwatorskich w muzeum, a więc sam proces wypożyczania zajmuje kilka miesięcy, niekiedy choćby ponad pół roku.

My, jako Muzeum Narodowe, też wysyłamy prośby o wypożyczenie do innych ośrodków. Procesem wypożyczania obiektów z naszych zbiorów zajmuje się Dział Głównego Inwentaryzatora, natomiast przyjmowaniem dzieł na wystawy – Dział Koordynacji i Realizacji Projektów Muzealnych. Wszystko jest ze sobą połączone i dobrze skoordynowane.

K.K.: A masz już jakieś doświadczenie związane z przygotowywaniem wystaw?

Z.W.: Od początku zostałam w pewnym sensie rzucona na głęboką wodę, bo jestem asystentką zaplanowanej na wrzesień tego roku wystawy dwóch znakomitych badaczek – prof. dr hab. Marty Smolińskiej z sąsiadującego z nami Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu i prof. dr Burcu Dogramaci z Ludwig-Maximilians-Universität München.

Ekspozycja będzie nosić tytuł ,,O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” i czynna będzie do grudnia. Moja pomoc w jej organizacji dotyczy przede wszystkim kwestii logistycznych, koordynacji działań ze strony muzeum, kontaktu z artystami i instytucjami wypożyczającymi nam dzieła.

Profesorki obmyśliły szczegółowo koncepcję ekspozycji i zaoferowały Muzeum Narodowemu w Poznaniu jej organizację. Sama wystawa, do której odwiedzenia za kilka miesięcy gorąco zachęcam, będzie pionierska, ponieważ zestawia ze sobą dzieła XIX-wieczne i prace artystów współczesnych tworzących w nurcie tzw. „border art”, czyli sztuki poddającej refleksji problem granic państwowych.

Granica w dziełach wybranych przez prof. Smolińską i prof. Dogramaci będzie traktowana jako obszar dzielenia, ale także dialogu i wymiany między krajami. Zaprezentowane zostaną na przykład pochodzące sprzed ponad stu pięćdziesięciu lat prace przedstawiające słupy graniczne. Wiele z nich zostało stworzonych przez znanych i cenionych klasyków sztuki polskiej, między innymi Artura Grottgera.

K.K.: Co najbardziej zdziwiło cię w pracy nad przygotowaniem tej ekspozycji?

Z.W.: Szczególnie interesujące były dla mnie momenty, w których byłam świadkiem tego, jak kreatywność autorek wystawy musi spotkać się z realiami funkcjonowania muzeum. Czasami konieczne jest ograniczenie pewnych pomysłów – Muzeum Narodowe to instytucja, która musi przestrzegać prawa i działać zgodnie z ustawami dotyczącymi muzeów obowiązującymi w państwie polskim. Tym samym często nie może pozwolić sobie na bagatelizowanie pewnych kwestii, które mogłoby mieć miejsce choćby w niezależnych galeriach sztuki współczesnej.

K.K.: Kiedy muzeum musi negocjować pomysły kuratorów wystaw?

Z.W.: Przede wszystkim wtedy, gdy trzeba skonfrontować marzenia i niejednokrotnie fantastyczne koncepcje kuratorskie z rzeczywistością. Przykładowo – na wystawie, którą pomagam zorganizować, zostaną zaprezentowane prace klasy muzealnej, wykonane w XIX wieku i znajdujące się w zbiorach najważniejszych muzeów narodowych w Polsce.

fot. Karol Czarnota

Muzea te mają określone i często bardzo restrykcyjne wymogi dotyczące ekspozycji dzieł – temperatury i wilgotności w przestrzeni wystawienniczej, czy też jej naświetlenia. Cenne i delikatne, zabytkowe grafiki należy na przykład prezentować niemal w ciemności, by nie narazić papieru na degradację.

Tego typu prace kuratorki zestawiają z obiektami autorstwa artystów współczesnych. Jedną z nich, skądinąd bardzo interesującą, jest ścięty w latach 80. pień drzewa, który nie został w żaden sposób poddany konserwacji. W Muzeum Narodowym kwalifikacją takich prac na wystawę lub ich ewentualnym odrzuceniem zajmuje się profilaktyk zbiorów – to on dba o to, by ten pień, będący potencjalnym zagrożeniem mikrobiologicznym, nie wpłynął negatywnie na inne wystawiane obiekty.

K.K.: Wspominasz o konieczności zderzenia marzeń z formalnymi wymogami stawianymi przez muzeum. Jakie pomysły artystów mogą być trudne do zrealizowania?

Z.W.: Zdarza się, iż współcześni artyści chcą, aby ich dzieło było procesualne – ulegało autodegradacji i samo się rozpadało, niszczało pod wpływem czasu. Dzięki temu obiekt byłby niepowtarzalny i istniałaby wyłącznie w danym okresie, nieustannie się zmieniając. W takiej sytuacji pojawia się konflikt między życzeniem artysty a przepisami, do których musi się stosować muzeum opiekujące się zbiorami. Wiele spraw trzeba wówczas formalizować, ujmować w umowie podpisywanej z autorem pracy.

To ten aspekt funkcjonowania muzeum – żywy dialog, negocjowanie warunków istnienia dzieła w zbiorach lub na wystawie – najbardziej mnie zaciekawił, wcześniej nie zdawałam sobie sprawy ze skali tego zjawiska.

Gdy myślimy o instytucjach kultury, raczej nie wyobrażamy sobie starzenia się prac lub nie rozważamy zawiłości całego procesu organizacji wystaw. Nie widzimy też całego zaplecza muzealnego, na przykład ogromnych magazynów przechowujących tysiące eksponatów, które należy stosownie zabezpieczyć i poddawać kontrolom konserwatorskim.

K.K.: Czy w takim razie twoje postrzeganie muzeum się zmieniło?

Z.W.: Mimo krótkiego okresu pracy moja wizja muzeum bardzo się zmieniła, dojrzała. Już nie patrzę na nie głównie jako na przestrzeń kontemplacji i rozkoszowania się sztuką. Oczywiście, ta sfera przez cały czas jest dla mnie bardzo ważna, ale coraz częściej dostrzegam to, iż muzeum, by spełniało swoją funkcję, musi być sprawnie działającą maszyną, na którą składa się mnóstwo odrębnych, współgrających ze sobą elementów. Pracując w muzeum, jeszcze dobitniej uzmysławiam sobie, jak najważniejsze dla jego funkcjonowania jest zabezpieczanie obiektów i opieka nad nimi.

K.K.: Z tego powodu sprowadzono do Poznania obrazy Malczewskiego…

Z.W.: Prezentowana w tej chwili w muzeum, świetna wystawa prac Jacka Malczewskiego, kuratorowana przez naszego muzealnego kolegę, dr. Pawła Napierałę, wiąże się także z pewnymi symbolicznymi gestami. Jej główną ideą jest pomoc Ukrainie, opieka nad dziedzictwem kulturowym i ochrona zbiorów sztuki, w tym przypadku obiektów z Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki, którym groziło w każdym momencie wojenne unicestwienie.

Ta wystawa w sposób dobitny manifestuje rolę muzeum jako instytucji opiekującej się dziełami. Obrazy Malczewskiego cieszą się tu ogromnym zainteresowaniem i mnóstwo osób korzysta z możliwości oprowadzania kuratorskiego.

Tak ujawnia się kolejne oblicze muzeum – misja edukacji społeczeństwa, które – jak udowadnia ta wystawa – niejednokrotnie łaknie wiedzy o sztuce. W odpowiedzi na to pragnienie muzealnicy starają się stworzyć przestrzeń do spotkań, wymiany myśli i kształtowania postaw.

Tak działające Muzeum Narodowe jest sprawnym, żywym organizmem, którego złożoną dynamikę dostrzega się właśnie od wewnątrz, pracując w nim.

Zuzanna Wagner – historyczka sztuki, asystentka muzealna w Galerii Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Poznaniu, doktorantka na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Idź do oryginalnego materiału