Murarz iluzji

1 tydzień temu

Ściana okazała się z piasku

Pod koniec dziewiątej klasy Jagoda zaokrągliła się, a już niejeden chłopak, a choćby młodzi mężczyźni, zerkał na smukłą i urodziwą dziewczynę. Rodziców Jagody we wsi wszyscy znali i szanowali. Matka, Krystyna, pracowała jako kierownik poczty, a ojciec, Marek, był mechanikiem. Dom mieli duży – początkowo myśleli, iż doczekają się licznego potomstwa, więc postawili obszerną chatę. Urodziła się jednak tylko córka i tyle, więcej Krystyna nie mogła zajść w ciążę.

— Jagoda — zawołała matka — chodź no, powieś pranie, właśnie je uprałam.
— Dobrze, mamo, zaraz…

Na dworze panował upał. Jagoda, w krótkiej sukience, wyszła z domu z miską wypranych ubrań i skierowała się do sznura rozciągniętego w obejściu.

We wsi wszyscy znali tę piękną i niesforną dziewczynę. Miała gorący i zadziorny charakter. Skończyła szesnaście lat, rozkwitła, a już zerkała na mężczyzn z wyrachowaniem.

— No cóż za córka Marka, w mgnieniu oka stała się pięknością — komentowały miejscowe kobiety, śledząc ją wzrokiem. — Niejednemu chłopakowi zawróci w głowie, rozkocha w sobie na zabój.

Podchodząc do sznura, Jagoda zaczęła wieszać pranie, gdy nagle jej wzrok padł na Szymona, który siedział na ławce pod drzewem, palił papierosa i wpatrywał się w nią uporczywie. To był przyjaciel jej ojca. Marek poprosił Szymona i Darka, by pomogli mu ułożyć kostkę brukową w ogrodzie. Właśnie poszedł do domu po kompot, bo mężczyźni mieli pragnienie, a Darek w tym czasie nosił piasek w wiadrze.

Jagoda spojrzała na Szymona przez ramię tak prowokująco, iż ten o mało się nie zakrztusił dymem. Potem powoli się pochyliła, wygięła jak sarna i zaczęła wieszać duży ręcznik.

— No, Jagódka, co ty wyprawiasz, kręcisz się tu przede mną. Jakbyś mnie kusiła.

Ale Jagoda nie zamierzała kończyć tego przedstawienia. Gdy skończyła wieszać pranie, usiadła obok niego, a Szymon poczuł, jak krew uderza mu do głowy, pulsując w skroniach.

— Co, wujku Szymonie, gorąco dzisiaj? — przysunęła się jeszcze bliżej.
— Noo, Jagódka, no tak, upał, skwar — otarł pot, który nagle wystąpił mu na czole.
— Tak, widzę, opaliłeś się porządnie — uśmiechnęła się.
— To ja po prostu z natury śniady, nie opalałem się — odparł dumnie, ale powściągliwie.

Potem podniósł wzrok i wpatrzył się w nią, mrużąc oczy od słońca. Skrzyżował ręce na piersi, dając do zrozumienia, iż rozmowa skończona. Jagoda to jeszcze dziecko, co tu z nią flirtować, a do tego córka przyjaciela. Wtedy podszedł Marek z kompotem i kubkiem.

— Darku, chodź się napić, gorąco — zawołał. — Odpocznij chwilę. Dziś wieczorem skończymy, dobrze, iż zaczęliśmy wcześnie.

Jagoda wstała i poszła do domu. Szymon śledził ją wzrokiem spod opuszczonych powiek. Nikt nie wiedział, co się w nim działo.

Szymon miał trzydzieści cztery lata, ale wciąż był kawalerem. Przystojny, dobrze zbudowany, smukły, śniady, z brązowymi oczami i silnymi rękami. Wiele dziewczyn we wsi za nim przepadało, ale nie mógł znaleźć tej jednej, z którą chciałby się ożenić.

Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, rozlewając po niebie różowe światło, Szymon wyszedł spod prysznica, który Marek zbudował w ogrodzie, niedaleko domu. Lubił słuchać śpiewu ptaków i cieszyć się ciszą. Darek już siedział z Markiem na werandzie, a gospodyni znosiła na stół talerze — robotników trzeba było nakarmić.

Szymon wyszedł spod prysznica w samych kąpielówkach, ale zanim zdołał dobrze przetrzeć oczy, zobaczył przed sobą Jagodę i oniemiał.

— Ścigasz mnie, czy co? — spytał surowo.
— A ja choćby nie wiedziałam, iż tu jesteś — odparła kokieteryjnie, wzruszając ramionami.
— Słuchaj, Jagódka, jesteś jeszcze za młoda, przestań się ze mną bawić. Nie dorosłaś.
— Do czego nie dorosłam? — uniosła brwi, opierając ręce na biodrach i patrząc mu wyzywająco w oczy, podczas gdy jej piersi falowały.
— Jagódka, chyba ci słońce odbiło, mówię ci, jesteś jeszcze dzieckiem…

Ale ona była sprytną dziewczyną i nie zamierzała się poddawać.
— A może ja chcę za ciebie wyjść.

Wtedy Szymon zupełnie zdrętwiał, rozejrzał się dookoła.
— Gdzie tobie do małżeństwa? Niepełnoletnia jeszcze jesteś, odsuń się ode mnie, dziecko!

Na kolację nie został, tłumacząc się domowymi sprawami, a Marek był zdziwiony pośpiesznym odejściem przyjaciela. Jagoda wróciła do domu.

Myślała o Szymonie. Od dawna jej się podobał i z niecierpliwością czekała, aż w końcu zwróci na nią uwagę. Czekała, aż skończy osiemnaście lat. A teraz dostała się do technikum w powiatowym mieście i od września wyjeżdżała na naukę, do domu wracając tylko na weekendy i wakacje.

Tymczasem Szymon sam rozumiał, iż lata uciekają, a on wciąż nie jest żonaty, czas najwyższy pomyśleć o dzieciach. Dziś nie mógł zasnąć — przed oczami stała mu Jagoda. Piękna i bezczelna, wbiła mu się w serce jak drzazga i nie dawała spokoju.

Mijał czas. Szymon cierpiał z miłości do Jagody, ale doskonale wiedział, iż jest dla niego niedostępna. Uczy się, a do tego jeszcze za młoda. Żeby oderwać się od tych myśli, zaczął romansować z Kasią. Ta oszalała na jego punkcie i tylko czekała na odpowiedni moment. Mając dwadzieścia dziewięć lat, myślała, iż nie zdąży wskoczyć do ostatniego wagonu. A gdy nagle zwrócił na nią uwagę, uznała, iż to ten właśnie wagon, a może choćby jej przeznaczenie.

— Szymku, jak ja cię kocham — szeptała mu do ucha, gdy spacerowali za wsią, czasem nad rzeką.

Kasia już przedstawiła Szymona wszystkim krewnym jako przyszłego męża, marzyła o ślubie i o tym, iż urodzi dwoje dzieci — choćby imiona dla nich wymyśliła. Ale on przez prawie dwa lata ani słowem nie wspomniał o małżeńst

Idź do oryginalnego materiału