Ściana okazała się z piasku
Pod koniec dziewiątej klasy Marysia zaokrągliła się w biodrach, a wielu chłopaków, a choćby młodzi mężczyźni, zaczęło się za nią oglądać. Rodziców Marysi w wiosce wszyscy znali i szanowali. Matka Halina pracowała jako kierowniczka poczty, a ojciec Stanisław był mechanikiem. Dom mieli duży, bo początkowo myśleli, iż będzie liczna rodzina. Ale urodziła się tylko córka i tyle Halina nie mogła już mieć więcej dzieci.
Marysiu zawołała matka idź powieś pranie, właśnie je uprałam.
Dobrze, mamo, już idę
Na dworze panował upał. Marysia w krótkiej sukience wyszła z domu z misą wypranych ubrań i podeszła do sznura rozciągniętego w podwórku.
W wiosce wszyscy znali tę piękną i żywiołową dziewczynę. Miała gorący i zadziorny charakter. W wieku szesnastu lat rozkwitła, a sama już zerkała na mężczyzn z wyrachowaniem.
No cóż za córka Stanisława, w mgnieniu oka stała się pięknością szeptały miejscowe kobiety, śledząc ją wzrokiem. Niejednemu chłopakowi zawróci w głowie.
Gdy zawieszała pranie, jej wzrok padł na Szymona, który siedział na ławce pod drzewem i palił papierosa, nie spuszczając z niej oczu. To przyjaciel ojca Stanisław poprosił go i Darka, żeby pomogli ułożyć płytki w ogrodzie. Stanisław poszedł do domu po kompot, a Darek w tym czasie nosił piasek w wiadrze.
Marysia przez ramię rzuciła Szymonowi takie spojrzenie, iż ten aż się zakrztusił dymem. Potem powoli się schyliła, wygięła jak łania i zaczęła wieszać duży ręcznik.
No, Maryś, co ty wyprawiasz, kręcisz się przede mną. Jakbyś mnie kusiła.
A Marysia nie zamierzała kończyć tego przedstawienia. Po powieszeniu prania usiadła obok niego, a Szymonowi krew uderzyła do głowy, aż w skroniach mu zabiło.
Co, wujku Szymonie, gorąco dziś? przysunęła się jeszcze bliżej.
Oj, Maryś, tak, upał, skwar otarł pot z czoła.
Widzę, opaliłeś się uśmiechnęła się.
To ja po prostu sam z siebie śniady, nie opalałem się odparł dumnie, ale powściągliwie.
Potem podniósł oczy i wpatrzył się w nią, mrużąc je od słońca. Skrzyżował ręce na piersi, dając do zrozumienia, iż rozmowa skończona. Marysia to jeszcze dziecko, po co z nią flirtować, a do tego córka przyjaciela. Wtedy podszedł Stanisław z kompotem i kubkiem.
Darku, chodź się napić, gorąco zawołał. Dziś wieczorem skończymy, dobrze, iż wcześnie zaczęliśmy układać płytki.
Marysia wstała i poszła do domu, a Szymon śledził ją wzrokiem spod opuszczonych powiek. Nikt nie wiedział, co się w nim działo.
Szymon miał trzydzieści cztery lata, ale wciąż był nieżonaty. Przystojny, postawny, z ciemnymi oczami i silnymi dłońmi. Wiele dziewczyn w wiosce za nim szalało, ale nie mógł znaleźć tej jedynej.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, rozlewając różowe światło po niebie, Szymon wyszedł spod prysznica w ogrodzie Stanisława. Lubił słuchać śpiewu ptaków i cieszyć się ciszą. Darek już siedział z Stanisławem na werandzie, a gospodyni znosiła na stół talerze robotników trzeba było nakarmić.
Szymon wyszedł spod prysznica w samych kąpielówkach, ale zanim zdążył przetrzeć oczy, zobaczył przed sobą Marysię i oniemiał.
Śledzisz mnie, czy co? zapytał surowo.
A nie wiedziałam, iż tu jesteś kokieteryjnie wzruszyła ramionami.
Słuchaj, Maryś, jesteś jeszcze za młoda, przestań się ze mną bawić.
Do czego niby za młoda? odparła, stawiając ręce w biodra i wyzywająco na niego patrząc.
Maryś, chyba cię słońce przypiekło, mówię, jesteś jeszcze dzieckiem
Ale ona była sprytna i nie zamierzała się poddawać.
A może ja chcę za ciebie wyjść.
Szymon zupełnie zamarł, rozejrzał się.
Gdzie tobie do zamążpójścia? Jesteś niepełnoletnia, odejdź ode mnie!
Na kolację nie został, tłumacząc się pilnymi sprawami, a Stanisław był zaskoczony nagłym wyjściem przyjaciela. Marysia poszła do domu.
Zastanawiała się nad Szymonem. Od dawna jej się podobał i z niecierpliwością czekała, aż w końcu zwróci na nią uwagę. Czekała, aż skończy osiemnaście lat. A teraz dostała się do technikum w powiatowym mieście i od września miała wyjeżdżać na naukę, wracając tylko na weekendy i wakacje.
Tymczasem Szymon zdawał sobie sprawę, iż lata mijają, a on wciąż sam. Czas pomyśleć o dzieciach. A dziś w ogóle nie mógł zasnąć przed oczami stała mu Marysia. Piękna i zuchwała, wbiła mu się w serce jak drzazga.
Minął czas. Szymon męczył się z miłości do Marysi, ale wiedział, iż jest nieosiągalna. Uczy się, no i jeszcze za młoda. Postanowił się rozerwać i zaczął romans z Weroniką. Ta szalała za nim i tylko czekała na odpowiedni moment. Mając dwadzieścia dziewięć lat, bała się, iż nie zdąży wskoczyć do ostatniego wagonu. A gdy nagle zwrócił na nią uwagę, uznała, iż to właśnie ten wagon, a może choćby jej przeznaczenie.
Szymku, jak ja cię kocham szeptała mu do ucha, gdy spacerowali za wsią lub nad rzeką.
Weronika już przedstawiła Szymona rodzinie jako przyszłego męża, marzyła o ślubie i dzieciach, choćby imiona dla nich wymyśliła. Ale on przez prawie dwa lata nie wspomniał ani słowem o małżeństwie. Spotykali się i tyle, nie mieszkali razem.
A wtedy w wiosce pojawiła się Marysia skończyła technikum. Piękna, z tej żywiołowej dziewczyny zmieniła się w zgrabną kobietę, od której nie można było oderwać wzroku. Nie została w mieście, choć wszyscy myśleli, iż tam wyjdzie za mąż. I właśnie pod sklepem zobaczył ją Szymon, a serce mu zabiło.
Cześć, wujku Szymonie powiedziała bardziej kobiecym, miękkim głosem.
Cześć, Marysiu, ależ z ciebie piękność uśmiechnął się Szymon, ale był zmieszany i zapytał pierw