Przeczytałem ostatnio jeden z artykułów dotyczących warunków w cypryjskich schroniskach. Potem przeszedłem na inne strony, aż do samego oryginalnego tekstu. Masa komentarzy, z których wręcz wylewało się istne oburzenie na obecny stan rzeczy. Ja natomiast patrzę tak na to, z boku jak zawsze, i z kamienną twarzą mówię w myślach: „A skąd takie zdziwienie?”.
Umówmy się szczerze, każde państwo, Cypr/Polska/Uzbekistan/wpisz jakiekolwiek, zwykle na problemy reaguje tak samo. jeżeli to jest problem poważny, dotyczący obywateli (bo słupki poparcia się muszą zgadzać) to zrobią polityczną szopkę. Swoisty element PR-owego show, w którym to się wykażą, jak należycie rozwiązują problem. Jednak jeżeli chodzi o takie sprawy drugorzędne, to wtedy mają to wszystko w patyku, by nie cytować słynnej inwokacji Zbigniewa Stonogi. A, nie oszukujmy się, społeczeństwo w większości nie myśli o zwierzętach. Czasem tam jakaś akcja, czasem uronią łzę podczas płaczliwej reklamy. Ewentualnie skupiają się na swoich własnych pupilach, w ogóle o tych bezpańskich nie myśląc.
A przecież one nie biorą się znikąd. Pomijam temat kotów, bo one na Cyprze były, są i będą panami ulic. Jednak takie psy? Niektóre faktycznie, rodzą się na ulicy, bo taki ich pech. Ile jednak czytamy o psach myśliwskich, które jednak nie zadowalały właściciela, więc są zostawiane same sobie w lesie? A stare i chore zwierzęta, które już nie radują? Przecież stary pies już taki mało zabawny, już skakać nie chce, a jeszcze robi pod siebie i to trzeba sprzątać. No i mój „ulubiony” temat, czyli prezenty, które po jakimś czasie się nudzą i lądują na ulicy, bądź w schronisku. Te i tak mają szczęście, bo sytuacje, gdy takie zwierzęta są po prostu odstrzeliwane, też się zdarzają. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć tych, którym sytuacja życiowa nie pozwala się takim zwierzęciem zająć. A bo lekarstwa, brak przestrzeni, w takim razie faktycznie, to może pomóc. Jednak w 90% to chęć posiadania własnego Rexa, Szarika, K-9, czy tego psa co grał w kosza (swoją drogą pamiętacie, kto był producentem tego filmu?). Takim pozostaje, tylko by żyli dalej marzeniami i by nigdy nie posiadali na własność zwierząt.
Z drugiej jednak strony nie można powiedzieć, iż mieszkańcy wyspy zwierząt nie lubią. W każdej większej miejscowości jest organizacja zajmująca się, chociażby kotami. Swoją drogą część z nich chyba robi sobie z tego biznes, przez co nie spełniają swojej żadnej funkcji. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu chciałem wziąć drugiego kota. Dano mi namiary na takie miejsce, gdzie dbają o bezpańskie koty. Gdy stwierdziłem, iż jestem zainteresowany, dostałem wiadomość, iż muszę złożyć odpowiedni wniosek, czekać ponad tydzień i jeszcze zapłacić 150 euro. Człowiek z własnej dobrej woli chce i kota przygarnąć, i ośrodek odciążyć… A i tak musi za to płacić!? Wszystko się wysypało, a kota nie wziąłem. prawdopodobnie nie byłem jedyny.
Znam wiele przykładów osób, które kochają zwierzęta. Jedna, z mojego bliskiego kręgu, ma psa, który umówmy się, jest duży. Sporo za duży, jak na swój „medium” size. Wybitną fanką zwierząt bym jej nie nazwał, ale trzeba przyznać, iż psem potrafi się zająć i dobrze jej to wychodzi. Na krańcu tej „osi” mam znajomą, która ma yorka i powiedzieć, iż go dobrze traktuje, to nic nie powiedzieć. jeżeli reinkarnacja istnieje, to w poprzednim życiu ten york musiał dzieci z płonącego wieżowca uratować, iż teraz ma królewskie traktowanie. A może to ten szał w oczach, który czasem powodował, iż czułem się, jakby zaczął planować moje morderstwo. A i ja sam, mimo iż bez doświadczenia, jak wspomniałem, na początku zgarnąłem kota. No i choć on, w pierwszych miesiącach, narobił mi szkód w sprzęcie elektronicznym na sumę nie małą, to jakoś nie mogę powiedzieć, iż czuję jakąś niechęć. Ktoś powie, dowód anegdotyczny! Prawda. Jednak potwierdzający dość mocną tendencję.
Z drugiej strony mamy jednak tych, którzy mają Whiskas zamiast mózgu i, albo traktują zwierzę jak zabawkę, albo jako biznes, na którym można wyłapać jakieś dotacje, granty, czy moralnego plusa. Pracować przy zwierzętach, „pomagać im”, w poczuciu „misji”. Przecież fajnie to brzmi, iż się zarządza schroniskiem. Przecież trzeba kochać zwierzęta, by to robić, prawda? Jak się okazuje….no, nie prawda.
Chociaż wiemy, iż takie patologie są i będą, to może warto, chociaż w skali mikro, spróbować je ograniczyć? Nie brać zwierzęcia, bez namysłu? Albo go nie oddawać, bo się znudził? A jeżeli już widzisz takowego, idącego bez właściciela, to wiedzieć gdzie się go wysyła? Niestety czasem ulica, jest lepsze niż takie „miejsce”.
Czasem myśleć, nie tylko o sobie. O tych mniejszych. Zwłaszcza gdy ci głosu nie mają, więc sami o siebie się nie upomną.