Moje zasady

1 tydzień temu

Moje zasady

Jak to często bywa, Kasia nie znała swojego ojca. Zostawił je z matką zaraz po narodzinach córki. Mieszkały w małym miasteczku w drewnianym domku. Mama nie rozpieszczała córki. Od dzieciństwa Kasia umiała palić w piecu, plewić ogródek, chodzić do sklepu.

Uczyła się na same piątki, do szkoły chodziła z radością, marzyła o aktorstwie i życiu w wielkim mieście. Po maturze wyjechała z rodzinnego miasteczka do Łodzi, znalazła pracę z pierwszego ogłoszenia i zapisała się na studia zaoczne.

— Marzenia to jedno, a zawód musi dawać chleb — mawiała matka. — W aktorstwie raz gęsto, raz pusto.

Po studiach, gdy zaczęła więcej zarabiać, Kasia kupiła sobie samochód na kredyt. Nie „Mercedesa”, skromnego „Hyundaia Getza”, używanego, ale solidnego. Dumna przyjechała nim do matki w odwiedziny.

Teraz miała już inny samochód, ale o pierwszym nie zapomniała. Niedawno zobaczyła go na parkingu i nie mogła uwierzyć, iż ta staruszka jeszcze jeździ. Mogłaby na nim jeździć do dziś. Ale… Jak to bywa, zakochała się. Pierwsza miłość, pierwsze doświadczenie. Już po chwili on zaproponował wspólne mieszkanie. Wynajął małe mieszkanie. niedługo namówił Kasię, by sprzedała samochód.

— Stary, zaraz się rozleci. Sprzedajmy go i kupimy nowy, który posłuży nam lata — przekonywał. — Lepiej teraz, póki jeszcze wygląda i jeździ.

Kasia się zgodziła. A jak inaczej? Mężczyzna lepiej zna się na takich rzeczach niż młoda dziewczyna. Zostawiła mu sprzedaż. Żeby kupić nowy samochód, wzięła kolejny kredyt. Obiecał, iż będzie pomagał spłacać. Jakże się cieszyła z nowej „Kii”.

I jakoś tak się złożyło, iż to on jeździł tym samochodem. Odwiózł Kasię do pracy i ruszał w swoją stronę. Parę razy pomógł z ratą, a potem powiedział, iż nie ma pieniędzy.

I mogłoby być dobrze, kochała go, tłumaczyła, ale pewnego dnia sąsiadka zatrzymała ją na podwórku i spytała, czy wie, iż jej chłopak przyprowadza do mieszkania inne dziewczyny?

— Na własne oczy widziałam, jak podjechali pod blok, weszli przytuleni do klatki i wyszli po trzech godzinach.

— Tak, wiem. To… — Kasia, sparaliżowana gniewem i bólem, nie wiedziała, co powied- **Moje sprawy** – wykrztusiła w końcu i gwałtownie wbiegła do klatki, zostawiając sąsiadkę z otwartymi ustami.

Idź do oryginalnego materiału