Przepiękna pogoda, słońce, ciepło, nareszcie! Ja oczywiście siedzę w domu, na chwilę wyszłam z laptopem do ogrodu, powystawiać twarz do słońca. Pachniała mi japońska skimia, w głowie robiłam notatki, co muszę przesadzić, wyciąć, wyplewić, maliny to kurcze chuligany, włażą mi na trawnik, lewenda marnieje, muszę ja gwałtownie do doniczek, płot do naprawy, szopa do demolki. Przyroda jest fajna, bo odrasta, jabłonka wygląda marnie, ale za rok, hohoho! Potem wróciłam do domu, bo przecież piszę, a tu mi słońce włazi do oczu, a przyroda do głowy i nie daje się skupić.
Piszę.
Fajnie o tym mówi Stephen King, iż zaczynanie pisania, to jak odpalanie starego auta – najpierw kaszle, krztusi się, charczy, więc człowiek próbuje i próbuje i się wku… idzie do domu i wraca, ale jak zaskoczy, zassie, to ciągnie. Więc ciągnie.
Oprócz tego oczywiście tytuł jest po to, żeby wszystkich trochę powku…, ale chyba jednak lubię zmianę czasu. Podobno nasz zegar biologiczny lubi tę zmianę, a badania, iż nie, są naciągane😉 Jakbyśmy żyli bez zegarów, z wiosną zaczęlibyśmy wstawać wcześniej, a jesienią później.
Ja nie lubię mieć godziny mniej, i tak ich zawsze mam za mało (też tak macie?). ale faktycznie budzę się teraz wcześniej niż w grudniu, kiedy to ciemność ciemność i ciemność jeszcze o siódmej. Ja w ogóle lubię różne zmiany, może to moje adhd, mam radochę jeszcze przez pół roku ‘a na stary czas to byłaby 6, więc jeszcze wcześnie!’, takimi tekstami męczę Mi, który już mnie nie może słuchać. A jak już zapominam, to siup! zmieniają znowu:D
Mo miała wczoraj konkurs muzyczny, cieszę się bardzo, iż poszła i nic nie wygrała, bo dla jedynaków to ważne:D Inne dzieci były bardziej zaawansowane, ale Mo zagrała co miała zagrać bez błędów i spokojnie, nie zdenerwowała się i nie pomyliła. Fajne doświadczenie, potem słuchaliśmy innych dzieciaków, flety najsłabsze, skrzypce najfajniejsze – dziewczynka grała irlandzkie melodie, nogi same rwały się do tańca. Świetne są te konkursy, bo dzieci muszą się przygotowywać, ćwiczyć codziennie, mają jakiś cel, a potem grają przed całkiem dużą publicznością – było z 40 osób – co przecież nie jest proste. W nagrodę poszliśmy na obiad, tym razem do Palestyńskiej restauracji zabrał nas Adek, który też przyszedł na występ. Jako niedojrzały emocjonalnie człowiek dostał ataku śmiechu na występie jednej konkursantki, która tak strasznie rzępoliła na skrzypeczkach, iż trudno się słuchało choćby mi. Na szczęście siedzieliśmy na samych końcu i mógł się ukryć, bo byłoby to naprawdę nieprzyjemne dla dziewczynki.