Moja mama oddała mojego psa do schroniska za moimi plecami: „Lepiej byś dziecko wychowała!

3 dni temu

Moja mama oddała mojego psa do schroniska za moimi plecami: „Lepiej byś dziecko urodziła!”

To wydarzyło się po pięciu latach małżeństwa. Razem z mężem w końcu postanowiliśmy odetchnąć i wyjechać na krótki urlop w góry — nie za granicę, nie do drogiego hotelu, tylko po prostu zmienić otoczenie, odpocząć od niekończących się zmian w pracy, kredytu mieszkaniowego i codziennego zgiełku. Jedyną rzeczą, która mnie martwiła przed wyjazdem, było to, komu powierzyć naszego ukochanego psa, którego nazwaliśmy Burek. Wzięliśmy go dwa lata temu ze schroniska. Stał się dla nas jak dziecko — oddany, mądry i niesamowicie czuły.

Nasi znajomi nie mogli nam pomóc, teściowa ma męża z silną alergią, więc w końcu zdecydowałam się poprosić mamę. Nie od razu się zgodziła, ale po namyśle jednak przystała. Wtedy wydawało mi się, iż już się pogodziła z tym, iż mamy psa. Czasem choćby przynosiła mu smakołyki i się z nim bawiła. Zebrałam wszystko, co było potrzebne — karmę, zabawki, legowisko, miski — i zawiozłam do mamy.

Wyjechałam ze spokojem w sercu. Ale kiedy po tygodniu wróciłam do domu, pierwsze, co rzucało się w oczy, to pustka. W mieszkaniu nie było Burka. Ani jego misek, ani zabawek, ani posłania. W panice zadzwoniłam do mamy. Długo nie odbierała, a kiedy w końcu się odezwała, powiedziała to spokojnym głosem, jakby nie chodziło o żywą istotę, a o starą rzecz:

— Oddałam go z powrotem do schroniska. Powinniście już mieć dzieci, a nie bawić się w wychowanie psa.

W tamtej chwili coś we mnie pękło. Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Nie mogłam uwierzyć, iż mama, z którą spędziłam całe życie, mogła coś takiego zrobić — zdradzić nas, zdradzić Burka. choćby bez pytania, bez ostrzeżenia.

Mówiła dalej, iż teraz nie mamy „żadnych rozpraszaczy”, iż „instynkt macierzyński” powinnam skierować na dziecko, a nie na psa, ale ja już jej nie słuchałam. Rzuciłam słuchawkę i razem z mężem od razu pojechaliśmy do schroniska.

Tam przywitali nas chłodno. Okazało się, iż mama opowiedziała pracownikom niestworzone historie o tym, iż spodziewamy się dziecka i nie radzimy sobie z psem. Długo tłumaczyliśmy, błagaliśmy, opowiadaliśmy naszą historię, pokazywaliśmy zdjęcia, dokumenty, korespondencję z weterynarzem. W końcu nam uwierzono. Burek wrócił do domu. Przestraszony, zagubiony, nie od razu podszedł do mnie. A kiedy się przytulił — rozpłakałam się jak nigdy w życiu. W schroniscie poprosili nasz numer telefonu, żeby czasem sprawdzać, jak się miewa.

Z mamą od tamtej pory nie rozmawiam. Nie potrafię. Jak wybaczyć coś, co dla mnie jest rodziną, a dla niej tylko „przeszkodą” w drodze do „wnuków”?

Mam dopiero dwadzieścia pięć lat. Z mężem kochamy się, żyjemy uczciwie, pracujemy, spłacamy kredyt. Nasze życie nie jest idealne, ale jesteśmy szczęśliwi. Tak, nie planujemy dzieci od razu — bo chcemy być gotowi. Psychicznie, finansowo, fizycznie. Nie rezygnujemy z dzieci, ale nie chcemy ich też robić dla odhaczenia, żeby „mama była zadowolona”.

A pies… Dla kogoś to może tylko zwierzę. Ale dla nas Burek to część rodziny. I jeżeli nie jestem teraz gotowa na dziecko, to nie znaczy, iż nie mam w sobie miłości, troski i odpowiedzialności. Daję je naszemu Burkowi. I to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie — uczy i przygotowuje. Stał się pomostem do zrozumienia, jak wiele znaczy być oparciem dla kogoś, kto całkowicie na tobie polega.

Mama tego wszystkiego nie chciała zobaczyć. Dla niej wszystko musi być po jej myśli: wzięliście ślub — rodzicie, nie urodziliście — winni. A to, iż żyjemy po swojemu, bez awantur, z szacunkiem do siebie, budujemy fundament — się nie liczy.

Od tamtej pory próbowała kilka razy się odezwać. Pisała wiadomości, dzwoniła. choćby chciała przyjechać. Ale ja nie otwieram drzwi. Nie jestem gotowa. Może kiedyś wybaczę. Ale nie teraz. Zdrada to nie wtedy, kiedy ktoś popełnia błąd. A wtedy, kiedy robi to świadomie, z zimną krwią, na twoją szkodę. Tak właśnie postąpiła moja mama. I to jest ból, z którym jeszcze nie dałam sobie rady.

A Burek teraz śpi na moich kolanach. Znowu się uśmiecha. I ja też. Znów jesteśmy rodziną. I kiedyś, gdy przyjdzie odpowiedni czas, nasze dziecko będzie dorastać u jego boku. Bo Burek — to nasz pierwszy syn. Pies, który nauczył nas odpowiedzialności, lojalności i bezwarunkowej miłości.

Idź do oryginalnego materiału