Mocniejsze niż śmierć

6 dni temu

Silniejsza niż śmierć

Aldona otworzyła oczy. Na ścianie zegar wskazywał wpół do ósmej rano. Obok wisiało zdjęcie męża z żałobną wstążką w rogu. Tak rozpoczynał się każdy jej poranek – patrzyła na zegar, a potem na uśmiechniętego męża. Albo odwrotnie. „Dzień dobry, kochanie!” – tak witał ją kiedyś każdego ranka. Tylko teraz nie mógł już jej pocałować.

* * *

Po dziewięciu dniach, przed wyjazdem, córka zdjęła wstążkę z portretu. Gdy Aldona obudziła się rano i zobaczyla ramkę bez żałobnej ozdoby, pomyślała, iż śmierć męża to tylko zły sen.

Weszła do kuchni, gdzie córka smażyła racuchy.

– Tato już poszedł do pracy? – zapytała.

Córka gwałtownie się odwróciła i spojrzała na nią z przerażeniem.

– Mamo, przerażasz mnie. Po pierwsze, dziś sobota. Po drugie… Taty wczoraj pochowaliśmy. Nie pamiętasz?

Aldona ciężko opadła na krzesło.

– Zdjęłaś wstążkę z portretu… Myślałam, że…

Zaczęła płakać. Ból znów uderzył z całą mocą, jak kamień przytłaczający pierś. Córka przysiadła przed nią na piętach, zajrzała w oczy.

– Mamo, przepraszam. Zaraz ją zawieszę. Nie pomyślałam…

Gdy Aldona wróciła do pokoju, na portrecie znów była żałobna wstążka. To wcale nie pomogło – zrobiło się jeszcze gorzej. Lepiej byłoby żyć w złudzeniu niż stawić czoło okrutnej rzeczywistości. Ale tego głośno nie powiedziała.

– Może pojedziesz ze mną? Odwiedzisz nas na jakiś czas, rozproszysz się? – zapytała córka.

– Nie myśl, iż oszalałam. Wszystko ze mną w porządku. Nie chcę cię martwić. Po prostu… gdy zobaczyłam zdjęcie bez wstążki, tak bardzo zapragnęłam, żeby to był tylko koszmar. Zostanę tutaj. „Z tatą” – chciała dodać, ale stło­miła te słowa, by nie przestraszyć córki jeszcze bardziej.

– Nie myślałam nic złego, tylko zaproponowałam.
– Myślałaś – odparła Aldona.
– Nie gniewaj się, mamo.

Córka wyjechała, obiecując, iż będzie dzwonić codziennie. Wyszła za mąż za kolegę z roku i po studiach przeprowadziła się do jego rodziców do innego miasta. Tam było jej dobrze.

* * *

Minęło osiem miesięcy, ale ból nie osłabł. Aldona nauczyła się z nim żyć. Weszła do łazienki, odkręciła kran. Na suficie migotała i zgasła kolejna żarówka. „Może i lepiej” – pomyślała, zmywając z twarzy resztki snu. „W tym półmroku moje odbicie w lustrze nie wygląda tak przerażająco.”

Za oknem drzewa i krzewy tonęły w zielonkawej mgiełce pękających pączków. Tu i ówdzie, po słonecznej stronie, wykluły się już pierwsze młode listki. Niebo zasnuły chmury.

Aldona odwróciła się od okna, postawiła pustą filiżankę po kawie w zlewie i poszła się ubrać. W weekendy często jeziła na cmentarz, zwłaszcza gdy stopniał już śnieg, a ziemia przeschnęła. Dziś mijało dokładnie osiem miesięcy od śmierci męża. Te osiem miesięcy zlało się w jeden ciąg cierpienia i tęsknoty.

Przed bramą cmentarza stały kobiety, sprzedając żywe i sztuczne kwiaty. Aldona wybrała świeże bukiety. Po ośmiu miesiącach grób męża zniknął wśród nowych mogił. Posprzątała zwiędłe kwiaty, położyła nowe, poprawiła wstążki na wieńcach, pogładziła zdjęcie. Blakło na słońcu – jego twarz stopniowo znikała. Następnym razem musiała przywieźć nową fotografię i oprawić ją w ramkę pod szkłem. Latem miała przyjechać córka z ziętem – wtedy postawiliby nagrobek…

Na pogrzebie ksiądz powiedział, iż u Boga wszyscy żyją. Te słowa utkwiły w jej głowie jak iskierka nadziei. Może dlatego ciągnęło ją na cmentarz. Wydawało jej się, iż tu mocniej czuje obecność męża. Nie w grobie, pod warstwą ziemi, ale gdzieś wysoko, w niebie. Bo mówią przecież, iż dusza wraca do Królestwa Niebieskiego…

– Cześć. Masz teraz więcej towarzystwa. Wokół mnie też jest mnóstwo ludzi, a i tak jestem sama bez ciebie. Córka dzwoni codziennie. U niej wszystko dobrze. Pamiętasz, jak ją zniechęcałeś do tego ślubu? A ona i Romek są szczęśliwi, kochają się.

Wyobraź sobie, myślała, iż jest w ciąży, ale test wyszedł negatywnie. Ucieszyła się i zasmuciła jednocześnie. Nie chce jeszcze dzieci. Obiecała, iż jeżeli urodzi się chłopiec, da mu twoje imię. Nie masz nic przeciwko?

Bardzo za tobą tęsknię. Wszystko mi z rąk leci. Tyle naczyń już potrafiłam stłuc. Twoją ulubioną filiżankę też. Przepraszam. Chciałam ją schować, a potem jakoś wzięłam ją do ręki… Wczoraj wysypałam herbatę. W sklepie ciągle zostawiam produkty w koszyku. Niedawno świeże ogórki. Córka żartuje, iż karmię całą okolicę. W pracy też nie najlepiej. Popełniam błędy, pewnie niedługo mnie zwolnią. Żarówki w łazience przepalone. Kupiłeś zapasowe? Nie znalazłam.

Na głowę spadło kilka kropel.

– Deszcz zaczyna padać. Chyba wszystko ci powiedziałam. Niedługo znowu przyjadę. Do szybkiego zobaczenia, kochany. – Jeszcze raz pogładziła fotografię, otarła łzy i odeszła, omijając świeże groby.

Autobus kazał na siebie długo czekać. Aldona przemokła i zziębła. Nie chciało jej się wracać do puste­go mieszkania.

Pod samymi schodami klatki stała ciężarówka z otwartymi drzwiami. Mężczyźni wyładowywali pudła, meble, worki i wnosili je do windy. Sąsiadka stała na wąskim przejściu i krzyczała, iż nie da rady przejść. Robotnicy milczeli, sypali i przynosili kolejne paczki.

– Dzień dobry. Wie pani, do którego mieszkania wprowadzają się nowi lokatorzy? – zapytała Aldona.

– Witaj, Aldono. Numeru nie znam, na szóstym piętrze. Korzełowie sprzedali mieszkanie jeszcze zimą, dom kupili. Ty jesteś z siódmego? To właśnie pod tobą będą mieszkać. No dobrze, lecę do sklepu, wnuczka sama w domu… – Ledwo się minęły w wAldona spojrzała na nowe kwiaty na grobie męża, uśmiechnęła się przez łzy i pomyślała, iż może życie jednak ma dla niej jeszcze trochę światła, które warto dostrzec.

Idź do oryginalnego materiału