Młoda Kobieta z Pasją do Życia

1 dzień temu

Młoda kobieta ze swoją małą córeczką w ramionach wysiadła z autobusu i spojrzała na tabliczkę ze znakiem. Kluczki tak nazwano tę wioskę.

Maria! z łzami w oczach podeszła staruszka w białej chustce. Daj mi Kasię.

Mieszkańcy wioski przyglądali się nieznajomej, ale babcia Gawrońska, trzymając Marię i małą dziewczynkę oraz walizkę, pospieszyła prosto do domu, nie patrząc za siebie. Gdy weszła, zamknęła bramę i wbiegła do domu.

Masiu!

Starsza wnuczka już siedziała przy stole, trzymając Kasię w kołysce, a łzy nie przestawały płynąć po policzkach Marii.

Uciekłam od męża, babciu!

Jak tak?

Mówił okropności, rozkazywał, groził, iż zabierze mi dziecko. Nie mogłam przy nim ani odetchnąć, ani się uśmiechać. Byłam zmęczona.

Babcia Gawrońska patrzyła na wnuczkę, marszcząc brwi:

Trzy lata małżeństwa i już rozpadł się związek, cóż za czasy.

Maria przestała płakać, podniosła głowę i spojrzała na staruszkę.

Babciu jeżeli mnie nie zrozumiesz, odejdę. Odeszłam od matki, bo nie rozumie mnie, ciągle mnie gani. Mówi: Cierpliwość, mąż nie jest zły. A jak mam żyć, kiedy mnie dusi?

Babcia, przez cały czas marszcząc brwi, przytuliła wnuczkę i położyła jej dłoń na włosach:

Zostań. Nie będę cię wzywać, czego chcesz, nie odstawiaj mnie. Mam mało, ale chcę, żebyś była blisko. Ten dom będzie twój. Moja dziewczynka, moja piękna

***

Maria, dziewczyna z miasta, zapomniała o swoim rodzinnym mieście. Najpierw w wiosce krążyły plotki, iż Maria wyszła za bandyta (samemu się wygadała). To właśnie dlatego uciekła do babci, z walizką i małą córką, by się schować. Maria znalazła pracę jako listonoszka i jej charakter spodobał się mieszkańcom.

W Gawrońskich wszystko miło i pomocne, zawsze chętni do wsparcia.

Kasia mówiła Maria w ogródku, pokazując dziewczynce jagody. Nie bój się, zbieraj i jedz. To malina czerwona, a to żółta. A tutaj czarna porzeczka.

Dziewczynka w sukience podeszła do krzaków i dotykała owoców. Za płotem pojawił się czarny pies z białymi łatkami, podniósł uszy i szczekał w stronę matki i córki.

Piesek uśmiechnęła się Maria.

Zza płotu wyłonił się kręcony chłopiec. Kasia spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.

Paweł! rozległ się męski głos, a pod płot podszedł siwy staruszek. Dzień dobry.

Dzień dobry odpowiedziała Kasia.

Paweł, nieco starszy od Kasi, podszedł odważnie, złapał się za ręce i spojrzał na dziewczynkę. Maria przywołała go:

Chodź tutaj, chłopcze. Mamy jagody. I Kasia chętnie się z tobą pobawi.

Staruszek, ojciec Pawła, uśmiechnął się i przyłożył się do płotu, rozpoczynając rozmowę z Marią:

Nie wiedziałem, iż macie Kasię. U nas Paweł nie ma przyjaciół, wędruje po podwórku. Dobrze, iż mamy psa Szarika.

Maria się ucieszyła:

U nas Kasia się nudzi. Chodź do nas na podwórko, Pawle!

Paweł, nie potrzebując drugiej zachęty, przeskoczył przez szczelinę w płocie, a za nim podbiegł Szarik. Dzieci od razu się zaprzyjaźniły, a ich śmiech nie ucichł aż do zmierzchu.

***

Ojciec Pawła, małomówny Jan, przyjeżdżał w weekendy. Zauważył Marię i od tej pory nie opuszczał jej oczu. Zafascynowany, przynosił kwiaty, drobne prezenty, woził matkę samotnie wychowującą dzieci swym starym Fiatem nad rzeką. Babcia Gawrońska go aprobowała.

Masiu, dobry chłopak. Odeszło mu żona, a on sam wychowuje Pawła. Pracowity, nie pije, ma własny dom w mieście.

Maria poczuła, iż podoba jej się Jan, ale bała się, iż jej były mąż go odnajdzie. Wiedziała, iż formalnie wciąż jest ich mężem.

Poczekam zapewnił Jan. Będę czekał, dopóki nie przyjdziesz, a potem zabiorę cię do miasta.

Co za człowiek

Masiu, wyjeżdżam jutro rzekł Jan, patrząc w oczy. Pilnuj Pawła. Ja się starzeję, nie dam rady go obserwować, a w mieście niebezpiecznie, bo była żona kręci się wokół.

Nie martw się, zajmę się nim odparła Maria, uśmiechając się.

Lata mijały, a babcia Gawrońska podeszła pod koniec życia, a Maria opiekowała się nią, karmiąc łyżeczką. Kasia poszła do szkoły. Nie ma już wieści od byłego męża, a Maria wreszcie odetchnęła i pogłębiła swój nowy byt. Paweł stał się awanturnikiem, często opuszczał szkołę, a jego dziadek zachorował i przestał wychodzić z domu.

Maria zajmowała się dwoma starszymi, a w weekendy przyjeżdżał Jan, niosąc własnoręcznie zebrane warzywa. Lata minęły, a Maria, pożegnawszy babcię, stała się wolnym ptakiem.

***

Kasia, w okresie dojrzewania, ciągle kłóciła się z matką, a Maria płakała w poduszkę. Paweł nie słuchał, a babcia Zachary zjeżdżała, gotując mu kaszę. Jan jeździł rzadziej, wyjeżdżał raz w miesiącu, nie przynosząc prezentów i coraz częściej przygryzając się pożyłkiem.

Wiesz, Marianno, pracuję. Całą pensję idę na kredyt hipoteczny, nie stać mnie choćby na spodnie dla syna mawiał Jan.

Rozumiem, Janie, dbaj o siebie, jedz dobrze, ubieraj się adekwatnie do pogody. My damy radę odpowiedziała Maria, a Jan odczuł ciepło jej słów i odjechał z podniesionym duchem.

***

Kasiu! krzyczała Maria, biegnąc po podwórzu. Chodź tutaj, psotko!

Czego chcesz? odpowiedziała Kasia, ziewając na werandzie.

Maria wskazała w stronę kurnika:

Co się stało, Kasiu? Właśnie wróciłam z pracy, a tu taki bałagan.

Co tam? odparła nastolatka.

Nie widzisz? dodała, marszcząc brwi.

Kasia napinała usta i podeszła bliżej:

Nie wiem, mamo, muszę się uczyć do lekcji.

Co będziemy jeść zimą, kiedy kury nie będą znosić?

Mamo, miałam zamknąć kurnik.

Czy naprawdę zamknęłaś go?

Nie wiem, odpowiedziała Kasia, kręcąc oczami, a Maria płakała.

W ogródku panował chaos: nienaruszone grządki były wydeptane, a płot miał dużą dziurę i przechylał się na bok.

Paweł, muszę z tobą porozmawiać! przeskoczyła Maria przez szczelinę w płocie. Paweł stał dumnie, ale nie sam, z kolegą. Zatrzymała się przy budce psiej i zajrzała do środka.

Patrz, Szarik ma brudną mordę. Czy już najedzony?

Co wy gadasz, ciociu? zareagował Paweł ironicznie. Rozmawiamy z psami?

Chłopcy wybuchnęli śmiechem.

Paweł, twój pies zniszczył cały kurnik

To nie Szarik! Nasze kury wędrują po podwórku, a on ich nie dotykał.

Maria spojrzała na chłopców, nie mogąc uwierzyć, iż mały, kręcony Paweł dorósł na tak obojętnego nastolatka.

***

Czasami Maria dzwoniła do matki, ale rozmowa była zimna.

Masiu, gwałtownie mów, jestem zajęta.

Czym jesteś zajęta, mamo? zdziwiła się Maria. Nową rodziną? Chorobą ojczyma?

Nie są dla mnie obce, Masiu! jeżeli tak mówisz, zapomnij, iż masz matkę.

Nie mam matki, mamo

W takim razie nie dzwoń więcej. Dzwonek.

Maria przygryzła wargę, gniewna:

Gdy się postarzejesz, przyjdziesz po mnie, a obcy dziecińcy nie będą cię pilnować?

Łzy spłynęły po policzku. Pewnego dnia, po wypłacie, Maria wpadła w gniew, podniosła głos na niesforną córkę, nakazała ją pilnować domu, wsiadła do autobusu i pojechała do miasta, by zrobić Vanie niespodziankę. Znała adres dzięki Pawłowi, poszła prosto ze stacji. Zadzwoniła do drzwi, otworzyła młoda kobieta.

Dzień dobry, nie pomyliliśmy się, jesteśmy Górniakowie. Ktoś tu czeka powiedziałam, wskazując na Vanę.

Kto? zapytała dziewczyna.

Żona, oczywiście.

Dziewczyna uśmiechała się zuchwale, a Maria spojrzała na nią i chciała uciec. Jan przyjechał na weekend do wioski, nic nie zauważył, wezwał Marię do rozmowy. Mówił poważnie:

Co tu robisz, mała? Żyję z Żanką, co mam zrobić?

A co ze mną?

Zajmuję się gospodarstwem, nie mam czasu.

Co? zaczęła płakać i się jąkać Maria.

Maria, filut, zmarszczył Jan. Nie organizuj tego tutaj, mam dość pierwszej żony, co mnie męczyła. Lepiej wróć do miasta, nie czekaj.

***

Relacje z sąsiadami pogarszały się. Dziadek Paweł rozmawiał z Marią, udając głuchotę, a babcia Zachary przywiozła wnuki na wakacje; dzieci waliły płot, skakały po grządkach i przepadły w rozrośniętym malinowym krzewie.

Kasiu wołała Maria, owinięta szalikiem. Nie bój się.

Co? odpowiedziała Kasia, wychodząc z pokoju. Przyniosła herbatę

Kasiu, boli mnie głowa, wyłącz muzykę.

Twoja głowa zawsze boli, weź tabletkę.

Muszę zebrać maliny, sąsiadka nie zostawi nam ani jednego owocu.

Zbieraj, co chcesz, ja nie jem dżemu odparła Kasia.

W duszy Marii pękł serca. Stała przy oknie, milczyła. Co pewien dzień podnosiła upadły płot, przywiązywała liną do słupków. Następnego dnia znowu upadał, a ona go podnosiła.

Jan przestał przyjeżdżać do Kluczków. Nie miał już powodu Paweł skończył szkołę. Bez Jana i Marii życie stało się lżejsze. Nie musiała już sadzić warzyw ani karmić mężczyzn.

Gdy Maria wydostała się z depresji, Kasia nagle przytuliła się do niej częściej. Dziewczynka zupełnie się zmieniła. Zostało już kilka czasu do końca roku szkolnego.

Mamo, pomóż mi poprosiła Kasia. Rano mdli mnie, nie mam siły, po jedzeniu mdli i humor się zmienia.

Trzeba iść do lekarza. Nie jesteś w ciąży, więc skąd te dolegliwości? zdziwiła się Maria, podnosząc wzrok.

Wydaje mi się, iż jestem w ciąży.

Maria otworzyła usta ze zdumieniem.

Skąd, żartujesz? Nie masz chłopaka.

Coś się stało, mamo?

Wychodząc z przychodni, obie znowu się przytuliły.

Kto jest ojcem dziecka? Z kim się spotkałaś? zapytała Maria.

Paweł. Nie myślałam, iż tak się stanie wykrzyknęła Kasia, płacząc.

Po co nam to? rozpadła się Maria, ale od razu się otrząsnęła.

Następnie Maria zapukała w furtkę do domu Górniaków, ale nie otworzyli. Zza okna wyjrzała babcia Zachary i pokazała pięść. Maria wróciła na własny podwórze, przeskoczyła przez szczelinę w płocie.

Paweł!

Stoi w ogrodzie z kolegą, trąca i żartuje.

Ciociu Masiu, rozumiem, iż się obraziłaś? drwił Paweł. Rozmawiacie z psami?

Chłopcy rozbawili się z Marii.

Paweł, twój pies zniszczył kurnik

To nie Szarik, nasze kury wędrują po podwórku, on ich nie rusza.

Maria, zdezorientowana, przyglądała się, jak mały, kręcony Paweł stał się obojętnym nastolatkiem.

***

Czasem Maria dzwoniła do matki, ale rozmowa była chłodna.

Masiu, szybko, co się dzieje,W końcu Maria znalazła spokój w prostym, wiejskim życiu, otoczona kochającą rodziną i przyjaciółmi, którzy zawsze wracali do domu, by razem świętować każdy kolejny dzień.

Idź do oryginalnego materiału