Młoda Kobieta

3 godzin temu

Młoda kobieta z małą dziewczynką na rękach wysiada z autobusu i spogląda na tabliczkę wskazującą: Kluczyki to nazwa wsi Kluczyki.

Zosiu! podchodzi ze łzami w oczach staruszka w biały szaliku. Daj mi Katkę.

Mieszkańcy wioski ciekawskie przyglądają się nieznajomej z dzieckiem, ale staruszka Górska i Zosia, niosąc dziecko i walizkę, pędzą do domu, nie patrząc za siebie. Gdy wchodzą, babcia zamyka bramę i wchodzi do domu.

Masia!

Dorosła wnuczka już płacze przy stole, trzymając Katkę w ramionach. Łzy nie opuszczają oczu Zosi.

Uciekłam od męża, babciu!

Co się stało?

On mnie obraża, wylicza setki okropności, rozkazuje, grozi, iż weźmie mnie i córkę. Nie mogę przy nim choćby westchnąć, nie mogę się śmiać, tylko marudzi i przyciska się do mnie Jestem zmęczona.

Stara Górska patrzy na wnuczkę i marszczy brwi:

Trzy lata małżeństwa i już się rozpada, cóż to za współczesne obyczaje.

Zosia przestaje płakać, podnosi głowę i patrzy na babcię.

Babciu jeżeli mnie nie zrozumiesz, odejdę, odejdę, babciu. Wyszłam od matki, bo nie rozumie mnie, krzyczy, iż mam wytrwać, a mąż nie będzie dobry. Jak mam żyć, kiedy mnie przyciskają?

Stara marszczy brwi, ale przytula wnuczkę i głaszcze po włosach:

Zostań, jeżeli nie chcesz, nie powiem nic. Trochę mi już zostało, ale chcę, żebyś była przy mnie. Mój dom będzie twój. Moja dziewczynka, moja piękna

***

Zosia, dziewczyna z miasta, zapomina o swoim rodzinnym Krakowie. Na początku w wiosce krążyły plotki, iż Zosia była zamężna z bandytą (samą sobie opowiadała). Z tego właśnie dlatego ucieka do babci w Kluczykach z walizką i małą córką, by się schować. Zosia godzi się w pracy listonoszki, a jej charakter podoba się mieszkańcom.

W Górskich mieszkamy. Wszyscy są uśmiechnięci i pomocni, zawsze chętnie pomagają. Wspaniała.

Katka siedzi w ogródku babci i pokazuje małej córce jagody. Nie bój się, mała, możesz je zbierać i jeść. To są maliny, czerwone i żółte. A to czarna porzeczka.

Dziewczynka w sukience podchodzi do krzaków i dotyka jagód. Za płotem ruszają się mchy i wyłania się zabawny pies, czarny z białymi plamami, podnosi ucho, patrzy na matkę z córką i szczeka.

Psiak uśmiecha się Zosia.

Mchy znowu się ruszają i wynurza krępy chłopiec. Katka patrzy na niego szeroko otwartymi oczami.

Pawełek! rozlega się męski głos i podchodzi siwy dziadek. Dzień dobry.

Dzień dobry odpowiada Zosia.

Pawełek, trochę kręcony, odważnia się podejść do płotu, chwyta ręką i patrzy na Katę. Jest nieco starszy od córki Zosi.

Zosia uśmiecha się i woła chłopca:

Chodź tutaj, chłopcze. Mamy tu jagody. I Katka. Katka chętnie pobawi się z tobą.

Dziadek chłopca uśmiecha się i opiera się o płot, rozmawiając przyjaźnie z Zosią:

Nie wiedziałem, iż macie Katkę. U nas Pawełek nie ma przyjaciół, kręci się po podwórku. Na szczęście mamy psa Szarka.

Zosia cieszy się:

I nasza Katka się nudzi. Chodź do nas na podwórko, Pawełku!

Pawełek już po raz drugi nie musi prosić, odgarnia szeryferę przy płocie i przeskakuje przez otwór, za nim szczerze biegający Szarek. Dzieci zaprzyjaźniają się od razu, a ich śmiech nie ucicha się aż do zmierzchu.

***

Tata Pawła, milczący Jan, przyjeżdża w weekendy, patrzy na Zosię z zaskoczeniem i nie odwraca wzroku. Dba o nią, co weekend przynosi kwiaty, prezenty. Otacza samotną matkę troską, wozi ją swoim Fiatem nad rzeką.

Babcia Górska aprobują jego zachowanie.

Ojej, Zosiu, to dobry chłopak. Odszedł od żony, ona była niewierna, zabrał syna, sam Pawła wychowuje. Pracowity, nie pije. Rosnął na moich oczach. Mieszka w mieście, bo ma tam pracę i mieszkanie.

Zosia się emocjonuje. Podoba jej się mężczyzna, ma dobry charakter, ale boi się, iż jej były mąż go znajdzie. W dokumentach wciąż jest jej mężem.

Jan wie o jej obawach.

Czekam zapewnia Jan. Będę czekał, Zosiu, ile tylko trzeba, a jak będę mógł, zabiorę cię do miasta.

Jakiż jesteś…

Maniu, wyjeżdżam jutro mówi Jan, patrząc w oczy. Pilnuj Pawła. Ojciec już stary, boi się go nie zauważyć. Zabranie go do miasta ryzykowne, była żona kręci się wokół niego i ma nadzieję na rozwód

Nie martw się, będę czuwać odpowiada Zosia, uśmiechając się. Jedź spokojnie, kochany, nie myśl o niczym.

Lata płyną, babcia Górska słabnie, Zosia codziennie ją pielęgnuje, karmi łyżeczką; Katka idzie do szkoły. Nie wiadomo nic od byłego męża, Zosia uspokaja się i wchodzi w nowy rytuał. Paweł rośnie łobuzem, próbuje unikać szkoły, dziadek zachorowuje i rzadziej wychodzi z domu.

Zosia opiekuje się dwoma domami, pomagając starszym. W weekendy wciąż przyjeżdża Jan, przynosząc własnoręcznie zebrane warzywa w pełnym bagażu.

Kolejne lata mijają, Zosia odprowadza babcię w ostatnią podróż i zostaje wolnym ptakiem.

Dziecko w okresie dojrzewania daje mamie w kość, Zosia płacze w poduszkę. Paweł już nie słucha, Zosi głos przy nim chrypi, kłótnie. Dziadek wygląda przyzwoicie, leży na kanapie pod kocem, a w domu mieszka babcia Zawisza, gotuje mu kaszę. Stara patrzy na Zosię nieprzychylnie, czasem nie wpuszcza jej do domu.

Z Janem też nie jest łatwo, przyjeżdża rzadziej, już raz w miesiącu, bez prezentów, marszczy brwi, milczy, wzdycha, narzeka:

Wiesz, Zosiu, pracuję. Spłacam kredyt, cała wypłata idzie na raty. Nie stać mnie choćby na spodnie dla syna.

Zosia rozumie:

Rozumiem, Janku, dbaj o siebie, jedz dobrze, ubieraj się stosownie. My damy radę.

Mężczyzna czuje ciepło po jej słowach i odjeżdża z podniesionym duchem.

***

Katka! woła Zosia na podwórzu. Chodź tutaj, biedna duszo!

Czego ode mnie? jęczy Katka, leniwie wystawiając się na ganku.

Zosia macha ręką w stronę kurnika:

Co się stało, Katko?! Właśnie wyszłam do pracy, a to

Co tam? złości się nastoletnia córka.

Nie widzisz, Katko?

Katka napina wargi, podchodzi bliżej i wzdycha:

Skąd mam wiedzieć, mamo? Muszę się uczyć do lekcji.

Co będziemy jeść zimą, kochanie? Kury coś pogryzły, nie ma nic.

Bo, mamo, kurnik trzeba było zamknąć.

Czy nie zamknęłam go, jak myślisz?

Czyżbyś wiedziała? przewraca oczy, wchodzi do domu, a Zosia płacze.

W ogrodzie panuje bałagan: grządki podeptane, w płocie dziura, a sam płot pochylony

Pawełku! Muszę z tobą porozmawiać! Zosia przeskakuje przez otwór. Paweł stoi dumnie, obok przyjaciela. Zbliża się do budki dla psa i zagląda do środka.

Aha, Szarek ma mordę pełną futra. Co, Szarek? Jesteś najedzony?

O co chodzi, ciociu Zosiu? patrzy z pogardą Paweł. Zaczynacie gadać z psami?

Chłopcy śmieją się z Zosi.

Pawełku, twój pies zniszczył mi cały kurnik

To nie Szarek, kochana, nasze kury spokojnie chodzą po podwórku, nigdy ich nie gryzł, sam widzisz.

Zosia patrzy na młodzież zagubiona: jak z małego kręconego chłopca wyrosło tak obojętne nastolatki?

***

Zosia dzwoni do matki, ale ta zachowuje się jak obca.

Zosiu, co chcesz? Mówię szybko, mam pełne ręce roboty.

Czym się zajmujesz, mamo? dziwi się Zosia. Swoją nową rodziną? Zdrowiem ojczyma? Czy może wnukami?

Nie są mi obce, Zosiu! jeżeli tak mówisz, zapomnij, iż masz matkę.

A ja i tak nie mam matki, mamo

W takim razie nie dzwoń już. Dzwonek

Zosia zaciska wargi, gniewna:

Zestarzejesz się, wrócisz do mnie, a obcy dzieci nie będą cię chceć, mamo, pilnować

Łzy spływają po policzkach. Zbierając odwagę, Zosia wpada w autobus, jedzie do miasta, by zaskoczyć Jana. Zna adres mieszkania od Pawła, podchodzi prosto z dworca. Puka w drzwi, otwiera dziewczyna.

Dzień dobry, nie pomyliliśmy się, jesteśmy Górscy. Kto my? To ja z Janem.

A wy kto? pyta Zosia.

Oczywiście żona.

Dziewczyna uśmiecha się bezwstydnie, Zosia patrzy na jej twarz i chce uciec. Jan przyjeżdża w weekendy, nic nie zmienia, wzywa Zosię do rozmowy. Mówi mocno:

Co ty, mała? Mieszkam z Janką, a co ja, zdrowy mężczyzna, mam się co nieco?

A co ja?

Ty zawsze zajęta, swój dom prowadzisz.

Dlaczego mnie tak traktujesz? zaczyna płakać Zosia, jąkając się.

Zosiu, nie grymaszy Jan. Nie rób zamieszania. Mam dość pierwszej żony, która była jak wrona. Spokojnie, Zosiu, weź oddech, muszę wracać do miasta.

***

Relacje z sąsiadami się psują. Dziadek rozmawia z Zosią przez zęby, udając głuchota, a babcia Zawisza przynosi wnuków na wakacje; cała gromada dzieci rozbija płot, biega po grządkach Zosi i pasie się w rozrastających się malinach.

Katka woła Zosia, owija głowę szalem. Co, mamo?

Co tam, kochanie? wychodzi nastoletnia dziewczyna, choćby matka uśmiechnęła się i przyniosła herbatę…

Katku, boli głowa, wycisz muzykę.

Twoja głowa zawsze boli odpowiada Katka. Weź tabletkę.

Katku, musimy zbierać maliny. Sąsiadki zostawią nas bez jagód.

Ty to zrób, ja nie jem dżemu mówi Katka.

W sercu Zosi coś pęka. Stała przy oknie, milczała. Czasem podchodziła do płotu, podnosiła go, wiązała sznurkiem do słupków. Następnego dnia płot znów upadał, Zosia podnosiła go ponownie.

Jan przestaje przyjeżdżać do Kluczyków. Po co mu? Syn Paweł dorasta, kończy szkołę. Bez Jana Zosia czuje się lżej. Nie musi już sadzić ogród, nie musi zatrzaskiwać mężczyzny.

Podczas gdy Zosia wyjmuje się z przygnębienia, Katka nagle się uspokaja, przytula się do matki, całkiem nie podobna do dawnej. Może po prostu dorasta? Zostało już miesiąc do końca zajęć i pożegnania ze szkołą.

Mamo, pomóż mi, nie wiem, co ze mną. Rano mdli, nie mam siły, po jedzeniu mdli i nastrój zmienia się co chwilę.

Trzeba iść do lekarza. Nie jesteś w ciąży, skąd takie dolegliwości? dziwi się Zosia, łapiąc wzrok córki.

Wydaje się, iż jestem w ciąży.

Zdziwiona Zosia otwiera usta:

Skąd? Żartujesz! Nie masz choćby chłopaka.

Co to za żarty, mamo?!

***

Kto jest ojcem dziecka? Z kim to się stało? wychodzą z przychodni Zosia i Katka.

To Paweł, kto inny? Nie spodziewałam się takiego, wykrzykuje Katka.

Po co nam to? łzy zalewają Zosię, która nagle łapie się w garść.

Zosia puka w bramę domu sąsiadów Górskich, nie otwierają. Jedynie zza okna wystawia się babcia Zawisza i pokazuje pięść. Zosia wraca na własny podwórze, przeciska się przez otwór w płocie.

Pawełku!

Stoi w podwórzu ze swoim kumplem, rechotem podskakuje:

Ciociu Zosiu już się obdzierała, wali przez płot.

Pawełku, muszę z tobą pogadać. Odprowadź przyjaciela i chodźmy do nas.

Dziadek, jakby podsłuchał, wybiegł ze schodów.

Nigdzie nie pójdzie, mów tutaj!

Zosia zdziwiona krzyczy:

Dziadku Tole, naprawdę chcesz iść?

Dziadek patrzy dzikim wzrokiem:

Nie tylko iść, mogę przybić, jeżeli trzeba. Wiem, co planujesz, babciu, wciągnąłeś mnie w sprawę. jeżeli założysz Pana na Katkę, to idź w las, on jeszcze nie dorósł.

Zosia wściekła:

To tak, jakby głowi dziewczynie podcinać, iż on dorosły, a później w krzakach odpowiedzialność?

Ojej, znamy was, Górscy, całe życie nam przeszkadzacie! wykrzykuje Dziadek, niczym syrena. Co ty, co Katka, co twoja babcia?

Co ma babcia?!

Babcia twoja chciała mnie! Kręciła się wokół mnie, błagała! A ja jejNa koniec Zosia odłożyła klucz od bramy, spojrzała na rozgorączkowaną Katkę i powiedziała, iż teraz ich życie będzie rosło w spokoju, daleko od kłopotów przeszłości.

Idź do oryginalnego materiału