Minęły dwa tygodnie, odkąd byłem na działce, a sąsiedzi postawili u mnie szklarnię i zasadzili ogórki oraz pomidory – historia o tym, jak spokojny wypoczynek zamienił się w walkę o własną przestrzeń

2 dni temu

Minęły już dwa tygodnie, odkąd ostatni raz byłem w swojej działce, a sąsiedzi postawili na moim terenie szklarnię i posadzili ogórki oraz pomidory.

Mam niewielką działkę poza Warszawą. Nic tam nie uprawiam, po prostu wypoczywam w czasie wolnym. Nie chcę poświęcać energii na pielęgnację ogródka, wolę odpoczywać. Mam tam grill, altankę ze stołem i ławkami, która chroni przed deszczem. W najbliższym czasie zamierzałem też postawić wokół działki płot.

Pojechałem tam, żeby upiec sobie kiełbaski na grillu i uciec na chwilę od zgiełku miasta. Sąsiedzi byli raczej w porządku, nie narzucali się, nie byli zbyt rozmowni. Tylko jedna sąsiadka, pani Jolanta, czasem działała mi na nerwy. Zawsze zastanawiała się głośno, jak można żyć na działce i niczego nie sadzić. Po drugiej stronie alejki jej działka była zatopiona w sadzonkach, ziołach oraz kwiatach, całe dnie z nimi spędzała.

Ponieważ na razie nie było jeszcze ogrodzenia między naszymi działkami, pani Jolanta czasem bez skrępowania wchodziła na mój teren. Szczerze mówiąc, nie podobało mi się to. Niejednokrotnie przyjeżdżałem na działkę i widziałem, jak kręci się po moim kawałku ziemi, zagląda wszędzie.

Zapytałem ją wtedy:
Coś się stało?
Nie, tylko patrzyłam, gdzie można by tu posadzić cebulę. Masz tyle wolnej ziemi, nic tu nie rośnie. Myślę, iż mogłabym coś posadzić. Przecież to ci nie przeszkadza, prawda?

Zatkało mnie ze zdziwienia i nie wiedziałem, co odpowiedzieć, nie chciałem jej urazić, więc po chwili powiedziałem:
No dobrze, możesz sobie zrobić jedną grządkę.

Później żałowałem, iż się zgodziłem. Pani Jolanta pół dnia skakała po tej grządce i nie dawała mi spokoju. Sama jej obecność już mnie męczyła.

W końcu nadszedł czas mojego urlopu pojechałem nad Bałtyk. Kiedy wróciłem, pierwszym moim krokiem w weekend była wizyta na działce. I wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy na swoim terenie zobaczyłem szklarnię i kilka nowych grządek ogórków i pomidorów.

Od razu wiedziałem, kto to zrobił, nie musiałem choćby pytać sąsiadów. Strasznie mnie to zirytowało, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Poprosiłem o pomoc kolegę, pojechaliśmy tego samego dnia do marketu budowlanego w Piasecznie i kupiliśmy siatkę ogrodzeniową. Ogrodziłem całą działkę. Teraz sąsiadka już nie mogła sobie swobodnie chodzić po moim terenie i robić, co jej się podoba.

W następny weekend pojawiła się i zapytała z pretensją:
Czemu pan postawił płot? Teraz nie mogę dostać się do swoich sadzonek. Może pan sam będzie je podlewał?

To już było dla mnie zbyt wiele, więc wieczorem zlikwidowałem szklarnię, a materiały po prostu przerzuciłem przez płot na jej stronę. Od tamtej pory pani Jolanta choćby na mnie nie spojrzała.

Idź do oryginalnego materiału