Miejskie inicjatywy i ceramiczny zawrót głow

1 tydzień temu
Zdjęcie: fot. Adrian Franek


Mateusz Gołembka: W jaki sposób trafiłaś do Leszna?

Ann Goovaerts-Napiecek: Nie od razu znalazłam się w Lesznie. Z Remigiuszem, moim mężem, poznaliśmy się w Belgii. Był wówczas asystentem na Uniwersytecie Ekonomicznym i przebywał w Mechelen w ramach wymiany. Przez blisko trzy lata był to związek na odległość i przyszedł moment na podjęcie decyzji.

MG: I padł wybór na Polskę?

AGN: Mówimy tutaj o połowie lat 90. Popularniejszym kierunkiem był wówczas zachód, ja jednak wybrałam inaczej. Zawsze byłam otwarta na nowe wyzwania, na nowe doświadczenia. Dodatkowym argumentem był fakt, iż Remek realizował studia doktoranckie w Polsce. Najpierw zamieszkaliśmy w Poznaniu, a ja podjęłam pracę w jednej z korporacji.

MG: Jak poradziłaś sobie z nauką języka?

AGN: Odbyłam roczny kurs w Leuven i myślałam, iż już dobrze znam język. Rzeczywistość okazała się oczywiście inna. Pamiętam, jak szlifowałam język choćby w osiedlowych sklepikach. Kiedy na przykład kupowałam mleko, pokazywałam produkt, który chcę kupić. Pani ze sklepu mówiła „mleko”, a ja powtarzałam. Były to sytuacje pełne empatii, ludzie przeważnie doceniali, iż obcokrajowiec stara się mówić po polsku.

MG: Takie sytuacje dowodzą też twojej otwartości.

AGN: Wiedziałam, iż jeżeli nie będę się odzywać, to nie poprawię swojego języka. Lubię kontakt z ludźmi, poznawać nowe osoby i nie chciałam, aby język był barierą, która mnie ogranicza. Zawsze chciałam działać i być aktywna. Choćby w przedszkolu, do którego chodziły moje dzieci, należałam do Rady Rodziców.

MG: Nie inaczej było w Lesznie, gdzie wstąpiłaś w szeregi Komitetu Rewitalizacji.

AGN: Już prawie dekadę biorę udział w konsultacjach społecznych. Początkowo istniał podział na konkretne grupy, np. zespół od architektury, zdrowia czy młodzieży. Właśnie w ramach tej ostatniej udało nam się zrealizować inicjatywę lokalną – ustawienie elementów małej architektury wzdłuż ulicy Kurpińskiego. Pojawiły się między innymi drewniane ławki i leżanki.

MG: Należy przyznać, iż wyjątkowo trafna lokalizacja, w sąsiedztwie znajduje się kilka szkół, a za każdym razem przechadzając się przez Kurpińskiego, widzę młodzież korzystającą z miejskich mebli.

AGN: Ciekawym wydarzeniem było podsumowanie projektu. Przy tej okazji uczniowie z pobliskich szkół wspólnie z nami sadzili rośliny, które Mariuszowi (z naszego zespołu) udało się uzyskać od sponsorów. Wszystkiemu towarzyszyła muzyka na żywo. Dobrze, iż instalacja do dziś spełnia swoje zadanie.

MG: Rośliny pojawiły się także w donicach na głównym miejskim placu. To twoja zasługa?

AGN: Ten pomysł powstał podczas spotkania z panią Natalią z UM i został zrealizowany w ramach budżetu obywatelskiego. Oczywiście nie zawsze jest łatwo i kolorowo. Nie wszystkie pomysły udaje się zrealizować. A projekty do budżetu składam praktycznie za każdym razem.

MG: Kilka tygodni temu zostałaś Przewodniczącą Komitetu Rewitalizacji Miasta Leszna. Korzystając z okazji, gratuluję objęcia stanowiska i pragnę zapytać: jakie są najbliższe plany?

AGN: Dziękuję. Planów nie brakuje, jednak ich realizacja nie zawsze zależy ode mnie. Czasem dopiero będąc w danej sytuacji, można zdać sobie sprawę, iż na pewne kwestie nie ma się wpływu.

Na tę chwilę złożyliśmy choćby propozycję do Budżetu Obywatelskiego. Jego realizacja dotyczy ścieżki edukacyjnej dla najmłodszych, wplatającej historię starego miasta.

Mamy zamiar także zrealizować instalacje artystyczne w opuszczonych oknach wystawowych, czy nieużytkowanych obiektów. Sporym wyzwaniem bywa tutaj dotarcie do właścicieli budynków lub uzyskanie ich aprobaty. Nadchodzi okres letni, kiedy ogródki wiedeńskie tętnią życiem. Warto, aby odwiedzający je zamiast pustych witryn obejrzeli różne instalacje artystyczne.

MG: W myśl zasady, aby zmiany zaczynać od siebie, zorganizowałaś wystawę zdjęć Petera Lindbergha na elewacji budynku przy ulicy Wąskiej (w sąsiedztwie pracowni Artiszok). To coś absolutnie wyjątkowego na mapie Leszna. Jak do tego doszło?

AGN: Postać fotografa Petera Lindbergha była mi znana, natomiast zaskoczył mnie fakt, iż urodził się właśnie w Lesznie. Chciałam zagospodarować puste wnęki okienne w elewacji jego twórczością. Bardzo ją cenię. Skontaktowałam się z Fundacją Petera Lindbergha i bardzo gwałtownie doszliśmy do porozumienia.

Otrzymałam zgodę na wykorzystanie zdjęć i wspólnie przygotowaliśmy krótki biogram artysty. Zdaniem Fundacji ekspozycja w takim surowym miejscu świetnie wpisuje się w twórczość Petera. Jestem bardzo zadowolona, iż pomysł udało się wcielić w życie. To także dowodzi, iż czasem wystarczy zapytać.

MG: To nie jedyna plansza, którą możemy zobaczyć na budynku. Od strony placu Metziga pojawiła się tablica upamiętniająca patrona.

AGN: To z kolei efekt współpracy z Muzeum Okręgowym w Lesznie. Naszym zamiarem było, aby przedstawić krótki biogram Jana Metziga, którego imię nosi miejski plac.

MG: Pozostańmy jeszcze na moment przy tym budynku. Poza planszami możemy dostrzec również interesujące malowidło.

AGN: Jego powstanie to akurat absolutny przypadek. Nie mieliśmy z tym nic wspólnego.

MG: Nie jest natomiast dużym wyzwaniem ustalenie autorki dzieła. To z całą pewnością NeSpoon, artystka, która na swojej stronie internetowej wspomina, iż wzory koronkowe stanowią jej znak rozpoznawczy. NeSpoon była zaangażowana w powstanie Under The Street Gallery, tworząc jedno z dzieł pod leszczyńskim wiaduktem.

AGN: Kiedy malunek się pojawił, stwierdziliśmy, iż nam się podoba i może zostać. A swoją drogą to ciekawe, iż artystka wybrała akurat takie miejsce, uznając za interesujące dla swojej twórczości.

Pracownia Artiszok

Budynek przy ulicy Kościelnej 4 w Lesznie to obiekt z pięknymi tradycjami. Ponad sto lat temu rozpoczęto tutaj wypiekanie chleba. Już w 1907 roku wnioski o pozwolenie na budowę składał w magistracie piekarz Walther Linck. Następnym właścicielem na krótko został budowlaniec Paweł Nitsche. Od niego nieruchomość tę kupił piekarz Richard Sterz. Dziesięć lat później właścicielem został piekarz i cukiernik Mieczysław Fuksiewicz, który z kolei sprzedał budynek mistrzowi piekarskiemu Hipolitowi Wernerowi. Dla tego ostatniego zamontowano w środku nowy piec.

Kościelna 4, projekt z 1907 r., źródło Archiwum Państwowe w Lesznie

Kolejny rozdział w dziejach budynku rozpoczął się w roku 1936. Dwudziestego kwietnia u notariusza zjawili się Hipolit Werner oraz przybywający do Leszna z Wągrowca małżonkowie Agnieszka i Wiktor Napiecek (dziadkowie męża Ann).

Do dziś zachował się międzywojenny piec. Zachowała się także lada, za którą stała Agnieszka, a dziś stoi za nią moja rozmówczyni. Kościelna 4 to w tej chwili (podobnie jak dawniej) dobrze znany w mieście adres. Mieści się tutaj pracownia, a także sklep, gdzie można zaopatrzyć się w wyjątkowe przedmioty.

MG: Skąd pomysł na pracownię gliny?

AGN: Ponad dekadę temu uczestniczyłam w warsztatach. Od razu wiedziałam, iż to coś, co chcę robić. I podjęłam dalsze szkolenia w tym kierunku.

MG: Pracownia i sklep mieszczą się w budynku o bogatej historii.

AGN: Dziadkowie mojego męża nabyli budynek w roku 1936. Historie rodzinne są dla nas bardzo ważne. Oczywiście z losami budynków wiążą się historie wcześniejszych właścicieli. interesujące wydarzenie miało miejsce w roku 2023.

MG: Co się wówczas wydarzyło?

AGN: Dwie panie weszły do sklepu, mówiąc: „Mamy dziwne pytanie: czy mogłybyśmy zobaczyć podwórko? Jesteśmy wnuczką (z Poznania) oraz prawnuczką (z Wrocławia) osoby, która tu kiedyś mieszkała, o nazwisku Werner”. Panie były nieźle zaskoczone, kiedy z moim obcym akcentem zapytałam: „Pan Hipolit Werner?”. A kiedy dowiedziały się, iż piec przez cały czas stoi, emocji było co niemiara.

MG: Wspaniała historia! Ulica Kościelna nie przestaje zaskakiwać. Przy okazji remontu w sąsiednim budynku odkryto oryginalne kafle z zakładu rzeźnickiego. Jaka była twoja reakcja?

AGN: Powiedziałam sąsiadom: „Ale macie fajnie!”. Całe szczęście też tak uważają, więc jest wielce prawdopodobnie, iż płytki zostaną.

MG: A ja nie mam wątpliwości, iż równie fajnie jest współpracować z Ann i trzymam kciuki za realizację pomysłów!

Idź do oryginalnego materiału