W ich domu zawsze pachniało kwiatami. Kolorowe rabaty, rozłożyste dalie, delikatne lilie i astry towarzyszyły im od najmłodszych lat. Gdy inne dzieci spędzały czas na podwórku, one często pomagały babci w pielęgnacji ogrodu – podlewały, przycinały, przesadzały. To właśnie Babcia Ania, właścicielka pięknych, zadbanych różanych grządek, wpoiła im miłość do roślin. Każdej wiosny wysiewała rozsady, latem rozdawała sąsiadom sadzonki. „Każdy wiedział, iż kiedy przyjdzie do naszego domu, wyjdzie z kwiatami” – wspominają dziś jej wnuczki. Marlena i Ola dorastały w dużej rodzinie, w której pasja do natury i ogrodnictwa była czymś oczywistym. Tata, ogrodnik i rolnik z zamiłowania. Teraz pewnie patrzy na nas z góry. Odszedł jakiś czas temu. Ciężko pisać o nim w czasie przeszłym. Mama – wielbicielka kwiatów, siostry i bracia o różnych talentach: od chemii, przez plastykę, po rysunek techniczny. Wszyscy różni, a jednak połączeni wrażliwością i potrzebą tworzenia. - Mama to bohaterka naszej rodziny – spajała wszystkich i choćby z daleka potrafiła kontrolować, czy u nas wszystko w porządku – mówi Marlena. Miłość do kwiatów dojrzewała w nich powoli. Z początku traktowały ją jak dziecięcą zabawę – wianki z polnych kwiatów, bukiety z łąki przynoszone mamie. Dopiero później odkryły, iż ta pasja może stać się czymś więcej. Ola przyznaje, iż od zawsze ciągnęło ją do sztuki – malowała, szyła, marzyła o aktorstwie. Marlena natomiast znalazła swoje miejsce wśród roślin dzięki studiom i pracy, która stopniowo przerodziła się w autentyczne powołanie. Choć bardzo się różnią, ich relacja jest pełna ciepła i wzajemnego wsparcia. „Ja jestem chodzącym chaosem – śmieje się Ola – a Marlena to spokój i rozsądek. Zanim podejmie decyzję, trzy razy się zastanowi, ja działam spontanicznie. I to nas ratuje, bo się uzupełniamy.” Marlena dodaje: „Cenię w Oli jej żywiołowość, energię i to, iż ludzie dobrze się przy niej czują. To taki wulkan pozytywnej energii”. Bywa, iż się sprzeczają – w końcu są siostrami. „Czasem mamy siebie dość, jak każde rodzeństwo. Ale to nigdy nie trwa długo. Ważne, iż umiemy rozmawiać i dochodzić do kompromisu” – mówią zgodnie. Dziś obie podkreślają, iż ich największą dumą nie są bukiety ani kompozycje, ale wartości, które chcą przekazać kolejnym pokoleniom. Marlena marzy, aby jej przyszłe dziecko dorastało w poczuciu własnej wartości, umiało cieszyć się drobiazgami i nie bało się walczyć o swoje. Ola, mama Glorii i Leonarda, dodaje: „Najważniejsze to szacunek do siebie i wiara w marzenia. Chcę, żeby moje dzieci kochały siebie, bo bez tego trudno pokochać drugiego człowieka”. Siostry nie wierzą w przesądy dotyczące symboliki kwiatów. Wręcz przeciwnie – z przekorą udowadniają, iż choćby anturium czy chryzantemy mogą być piękne i szlachetne we właściwym zestawieniu. Wierzą natomiast w moc kwiatów jako źródła euforii i piękna. „Dobrze skomponowane kwiaty potrafią zmienić nastrój i dodać otuchy. Są jak małe dzieła sztuki” – mówi Marlena. Na pytanie o ulubione gatunki odpowiadają skromnie: „Nie mamy jednej ulubionej rośliny. Najbardziej kochamy te, które same pielęgnujemy. Wtedy każdy kwiat ma dla nas wyjątkową wartość”. Ich historia to nie tylko opowieść o kwiatach, ale przede wszystkim o siostrzanej więzi. O tym, iż choćby różnice charakterów mogą być siłą, jeżeli łączy je miłość, wspomnienia i wspólne korzenie. Bo jak same mówią – „to, co najważniejsze, zakwitło w nas już dawno – razem, wśród kwiatów”.