Napadało śniegu, napadało. A mówili, iż zimy się już kończą, i iż już niedługo nie będzie zim. A tu proszę! Wystarczyło, iż wybrano nowego prezydenta, który zadeklarował, iż koniec zielonego ładu, i zima przyszła. I to jaka wypasiona! Zimno iż hej, jeszcze choćby nie było typowej styczniowo-lutowej odwilży. Śnieżyca za śnieżycą odwiedza miasto Toronto. Wczoraj (środa wieczór, 12 lego) była już któraś z kolei w tym roku. Skończyła się dopiero dzisiaj (czwartek) rano, a już zapowiadają następną w weekend. A gdzie koniec? Moja siostra mnie pociesza, iż za jakieś sześć tygodni, a jak narzekam to mi mówi, iż już jest bliżej niż dalej. I ma rację, bo ponad połowę zimy już przeszło. A tak gdzieś w kwietniu i tak i tak zawita do nas wiosna. Już czeka w kuluarach na znak od reżysera pogody, kiedy zostanie wywołana, żeby wyjść na scenę. Zima, nie zima, pewne rzeczy pozostają niezmienne. Jak na przykład mój sąsiad. Ten to zawsze wie jak wszystko zrobić najlepiej. Ciągle mnie instruuje, poprawia i krytykuje jak co zrobić w obejściu i w ogrodzie. A ja nieustannie robię po swojemu, ignorując jego rady. I muszę wyznać, iż czasem ignorują jego rady na złość, bo co go to niby obchodzi, jak ja sobie chwasty w trawniku hoduję? Oczywiście chwasty w jego mniemaniu w trawniku z angielskim manicurem.
A to nie są chwasty tylko barwinek (periwinkle), pelargonia wieloletnia (perennial geranium), czy karbieniec (bugleweed). Co roku dodaję coś, czym wprawiam mojego sąsiada w nieukrywaną złość. W zeszłym roku posadziłam miodunkę (lungwort), a dwa lata temu podagrycznik (bishops gaut). Wszystkie te byliny są ziołami leczniczymi i dobrze je pielęgnuję. Ale mój sąsiad, gdyby mógł, to by mi je wszystkie zaorał, i zrobił na tym miejscu nieskazitelny trawnik – w jego stylu. Niedoczekanie jego! Już myślałam, iż tylko ze mną gra w taką złośliwą grę, kto wie lepiej. Ale nie. Trochę mnie w szyi strzyknęło, i przyszedł zięć odśnieżyć. I co?
Jeszcze dobrze nie zaczął machać łopatą do śniegu, tak dla rozgrzewki czyścił mój ganek, gdy wyskoczył mój sąsiad i zaczął mojego zięcia pouczać. Ale miałam ubaw zerkając zza firanki. A mój zięć to człowiek spokojny, zatrzymał się, popatrzył, posłuchał i poszedł do samochodu wyjął słuchawki i nałożył je sobie na uszy. I tyle. Sąsiad coś jeszcze gestykulował, coś tam pokazywał palcem, coś tam mówił. A mój zięć spokojnie odśnieżał. gwałtownie skończył, bo młody i silny, wstąpił na kawę i pojechał za swoimi sprawami młodego człowieka. I wiecie co? Ani słowa nie napomknął o tym, iż mój sąsiad próbował go instruować jak ma odśnieżać śnieg. I tak właśnie trzeba reagować na takie nieżyczliwe zaczepki. Wiadomo, iż łopatą do śniegu można machać na różne sposoby, ale cel jest jeden, żeby odśnieżyć tak, aby samochód mógł bez ugrzęźnięcia w śniegu wyjechać i wjechać. Przecież nie ma jednej jedynej najlepszej metody odśnieżania, choć pewnie jest ich kilka.
Z tego zdarzenia jest dla mnie nauka, aby robić swoje i nie przejmować się opinią innych o tym naszym działaniu, Tak też zrobię przy następnym odśnieżaniu (już zapowiadają śnieżycę na następny weekend) – jeżeli mi strzykanie w karku przejdzie. Tak też zrobię z hodowlą ziół zamiast trawnika. Po prostu nałożę sobie słuchawki.
Michalinka, Toronto, 13 lutego, 2025