Nie jak w serialu, ale zaskakująco podobnie

2 godzin temu

Nie jak w serialu, ale podobnie

Kinga uwielbiała seriale i marzyła, żeby jej życie było tak idealne jak na ekranie. To jednak były tylko marzenia, bo rzeczywistość okazywała się znacznie prostsza, a codzienność płynęła cicho i nudno.

Wyszła za mąż za Darka niby z miłości, ale tak tylko myślała. Darek od dzieciństwa był niestały i niewierny, i takim pozostał. Żonę wprowadził do swojego małego domu. A po niemal trzech latach małżeństwa oznajmił:

Wyjeżdżam od ciebie do miasta, żyj jak chcesz. Duszno mi tu na wsi, moja dusza pragnie czegoś więcej.

Darku, o co ci chodzi? Przecież wszystko było dobrze próbowała go zatrzymać, nic nie rozumiejąc.

Tobie było dobrze, a mnie nie…

Powiedział to, zabrał paszport i swoje skromne rzeczy, które zmieściły się w starą torbę. Po wsi natychmiast rozniosły się plotki, baby szeptały na każdym rogu:

Darek rzucił Kingę i wyjechał do miasta, pewnie jakaś nowa go omotała.

Kinga znosiła to w milczeniu, nie płakała, nie narzekała i spokojnie mieszkała w domu Darka. Nie miała gdzie iść w rodzinnym domu brat z liczną rodziną, a dla niej tam miejsca nie było. Dziecka nie urodziła.

Widocznie Bóg uznał, iż z Darka wyszedłby kiepski ojciec, dlatego nie mogłam zajść w ciążę myślała Kinga, patrząc na wiejskie dzieci.

Każdego wieczora, gdy skończyła domowe obowiązki, siadała przed telewizorem i oglądała seriale pełne namiętności i zdrad. Przeżywała je jak swoje własne. Potem długo nie mogła zasnąć.

Nowy dzień zaczynał się od karmienia świni, gęsi i kur, a potem młodego byczka Łatka, którego wiązała za ogrodem do stada go nie puszczała.

Kinga! usłyszała głos sąsiadki. Twój Łatek się wyrwał, biega po wsi!

O rany, gdzie?! wybiegła za bramę i zobaczyła, jak byczek walczy z płotem, próbując młodymi rogami podważyć sąsiedni parkan.

Łatek, Łatek… łagodnie go namawiała, podsuwając kawałek chleba, ale byczek tylko kręcił głową. Żebyś zdechł! krzyknęła w złości, a Łatek, jakby się obraził, szarpnął się i rozpędził sąsiedzkie kaczki z kaczątkami.

Nie wiadomo, jak długo biegałaby za byczkiem, gdyby nie traktorzysta Marek. Zręcznie złapał za oderwaną linę, pociągnął i przywiązał Łatka do płotu. Kinga patrzyła na jego zwinne ręce i mięśnie widoczne przez brudną koszulę. Nagle poczuła silne pragnienie, żeby ją te mocne ramiona objęły i przycisnęły.

Ale natychmiast otrząsnęła się z tych myśli:

Co mi się przewidziało? Jakbym kotka była, głasku bym chciała.

Zawstydziła się tych nagłych uczuć.

Chyba czary jakieś. Nigdy niczego takiego do Marka nie czułam, a to mój dawny kolega z podstawówki. Blondyn, wieczny śmieszek. I w ogóle nie jest mi potrzebny. Mieszka z tą swoją wielką Basią za płotem. Odwróciła wzrok i odeszła.

Z Darkiem rozwiodła się od razu, gdy uciekł do miasta za lepszym życiem. Miewała adoratorów, choćby o rękę ją prosili, ale żaden jej nie przypadł do gustu. Żyła więc sama, bez miłości.

Marek wycierał ręce trawą po mokrej linie, a ona nagle powiedziała:

Chodź na podwórko, umyjesz ręce. Poszedł za nią w milczeniu, a ona czuła na plecach jego palące spojrzenie.

Od razu zauważyła, iż Marek patrzy na nią inaczej niż zwykle.

Czego on chce? pomyślała, ale Marek tylko umył ręce pod pompą, wytarł o wiszący ręcznik, jeszcze raz znacząco na nią spojrzał i poszedł.

Od tej chwili obojgu wydawało się, iż między nimi zawiązała się niewidzialna nić, jakaś wspólna tajemnica. Gdy Marek przechodził obok, Kinga się rumieniła. On zaś wychodził rano z domu i celowo szedł wzdłuż jej ogrodu płotu przecież nie było, choć wcześniej tędy nie chadzał.

Kinga zaczęła wstawać wcześnie i rano wychodziła plewić grządki dla porannej świeżości, jak sobie wmawiała. Tak naprawdę chciała jednak spotkać Marka, który każdego ranka szedł do pracy. Ich spojrzenia się spotykały, a w jego sprytnych oczach widać było szczere męskie zainteresowanie, może choćby uwielbienie.

Odpędzała od siebie grzeszne myśli, bała się też Basi.

Boże broń, jak Basia zobaczy, to mi kości połamie myślała. I jeszcze na całą wieś obgada.

Marek jednak wciąż przechodził, obdarzając ją gorącym wzrokiem. Ona też patrzyła na niego czule, z półuśmiechem. I myślała, iż to jak w serialu M jak miłość, choć nie wiadomo, jak się skończy bo i ten serial ciągnie się bez końca.

Kinga zamiatała podwórko.

Witaj, Kinguś usłyszała nami znany głos. Tak ją kiedyś nazywał Darek.

Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła przed sobą byłego męża. Ta sama bezczelna mina i przymrużenie piwnych oczu, od których kiedyś serce jej się ściskało. Teraz miał nieogoloną szczękę.

Wróciłem Przyjmiesz mnie z powrotem?

A czemu? W mieście ci nie smakowało?

Tym razem serce choćby nie drgnęło. Okazało się, iż nie było miłości. A jeżeli była to odeszła. Drzwi Kingi zatrzasnęły się przed nim na zawsze w dniu, gdy wyjechał szukać lepszego życia, nie zabierając żony.

Darek wrócił do swojego domu. Kinga nie miała dokąd pójść, nie mogła go nie wpuścić. Na noc zamykała drzwi do swojej małej izby i przysuwała ciężką komodę, by Darek nie mógł wejść. Były mąż urządził się po drugiej stronie domu, z osobnym wejściem. Ona zaś musiała wychodzić i wchodzić przez okno.

Darek rzadko bywał w domu, pojawiał się tylko na noc.

Marek wciąż przechadzał się ponury, aż pewnego razu zobaczył, jak Kinga wyłazi przez okno. W środku coś w nim zawrzało.

Więc Kinga nie przyjęła byłego, skoro wychodzi przez okno.

Następnego ranka, gdy wychodziła, jej stopy trafiły na prowizoryczne schodki.

Kto się tu postarał, żeby mi było wygodnie? zdKiedy Marek w końcu wyznał jej miłość pod rozkwitającą jabłonią, Kinga zrozumiała, iż prawdziwe życie bywa lepsze niż serialowe historie.

Idź do oryginalnego materiału