METAMORFOZA NASZEGO TARASU

1 rok temu

Oto nasz taras. Miejsce, w którym spędziliśmy większość tego lata i wciąż spędzamy ciepłą jesień. Myślę, iż nie raz będzie nas można tu spotkać również zimą z kubkami gorącej kawy rozgrzewającej zmarznięte dłonie. To tutaj przez ostatnie kilka miesięcy zaczynaliśmy i kończyliśmy dzień. To było niczym rytuał. I powiem szczerze, iż nie pamiętam, byśmy kiedykolwiek TAK ODPOCZĘLI! Widok na soczyście zielone drzewa, na szalejące na ich gałęziach ptaki, które co chwilę zakładały gniazda w budkach lęgowych, które dla nich przygotowaliśmy. Do tego stos gazet, krzyżówek i książek i tlący się, dymiący grill, na którym robiliśmy szybki obiad – to był nasz tegoroczny plan idealny i naprawdę nie chciało nam się z tego miejsca ruszać.

Ale zanim pokażę, jak nasz taras wygląda teraz, cofnijmy się do lutego 2021 roku. To właśnie wtedy kupiliśmy nasz dom. Dom z początku lat 90, w którym postanowiliśmy zrobić generalny remont. Mówiąc „generalny”, mam na myśli totalny armagedon, skuwanie ścian, wymianę kabli etc. Na pewnym etapie było nam już wszystko jedno, jeżeli chodzi o ilość gruzu i kucia. Dlatego, kiedy mój mąż, stojąc w jadalni, rzucił „tutaj przydałoby się więcej światła”, ja od razu zaczęłam sobie wyobrażać wielkie, przeszklone drzwi tarasowe z widokiem na ogród. Tak też się stało i taki widok towarzyszy nam każdego dnia.

Tak wyglądała jadalnia przed remontem. Mój mąż samodzielnie wymontował stare okna, a potem wielkim młotem wybił dziurę na tyle dużą, by spełniła się wizja tych właśnie wielkich drzwi tarasowych. Trzeba było też przenieść grzejnik, a to już była wyższa szkoła jazdy i wymagała kilku wizyt ekipy hydraulików. Trzeba było też skuć o kilka centymetrów posadzkę tarasu. Nie masz pojęcia, ile z tym jest roboty. Na samo wspomnienie mojemu mężowi chce się płakać.

Ale udało się! Gdy posadzka była skuta, zgodnie stwierdziliśmy, iż taras trzeba powiększyć, bo schody zabierały połowę jego powierzchni. Zdecydowaliśmy się je przenieść na bok i w ten sposób taras zrobił nam się dwa razy większy.

Na tarasie ułożyliśmy deski kompozytowe (Leroy Merlin). Schody również powstały z desek kompozytowych. Są ułożone na wyspawanej na zamówienie konstrukcji metalowej.

Zależało nam też, żeby móc spędzać czas na tarasie choćby wtedy, kiedy pada deszcz. Postawiliśmy na metalową konstrukcję pergoli, którą przykryliśmy dosyć grubym pleksi. I to pleksi wymagało odnalezienia jakiegoś kompromisu, bo ja, mówiąc delikatnie, nie mogłam znieść jego urody. Pleksi było na maksa praktyczne, ale po prostu moja wewnętrzna estetka płakała.

Przypięliśmy więc grubymi drucikami florystycznymi do jej spodu matę słomianą (Praktiker). Do boków pergoli Tomek przymocował w równych odstępach deseczki, które kupiliśmy u stolarza. Potem pomalowaliśmy je bejcą w kolorze antracytowym. Zrobiło się przytulnie i bardziej intymnie, bo osłoniliśmy się od sąsiadów.

Mój mąż potrafi w tym domu zrobić wszystko, serio. Temu chłopakowi wystarczy jakieś zdjęcie albo filmik na insta i już następnego dnia ma obcykany cały projekt, a skoro świt jedzie do sklepu budowlanego. Tak było z tymi donicami ze styroduru, na które tutorial znalazł w jakiejś instagramowej rolce. Jak Tomek je zrobił, pokażę ci w osobnym poście.

Donice wypełnione ziemią, z posadzonymi roślinami i wystające ok. 30 cm ponad poziom tarasu, stanowią coś na kształt barierki, granicy tarasu i kolejnej osłony od ulicy. Ustawiliśmy je w równym rzędzie przy tarasie, a potem obsadziliśmy roślinami. Dobór roślin był dosyć chaotyczny. Wybieraliśmy duże sadzonki, żeby uzyskać natychmiastowy efekt i roślinki przez kilka miesięcy niesamowicie się rozrosły! Oczywiście już dziś wiemy, iż na wiosnę w przyszłym roku będziemy musieli część z nich poprzesadzać. W donicach zostaną derenie i pęcherznice, a ozdobne trawy i funkie wysadzimy do ogrodu. Zobaczymy też jak te małe, ozdobne kloniki przetrwają zimę.

Pod donicami założyliśmy rabatę, która też pewnie będzie ewoluować. O ogrodach musimy się jeszcze sporo nauczyć. prawdopodobnie metodą większej ilości błędów niż sukcesów, ale każda roślinka, która się przyjmuje, niesamowicie nas cieszy.

Z boku pergoli posadziliśmy zimozielone bluszcze, które mamy nadzieję, rozrosną się i wejdą, aż na zadaszenie pergoli. Konieczne było też zamontowanie rynny, którą widać na zdjęciu. Dzięki niej podczas deszczu na tarasie jest sucho, a woda jest odprowadzana na trawnik.

Jeśli masz jakiś pomysł na gatunki roślin, które moglibyśmy posadzić pod donicami – pisz śmiało w komentarzu. Muszą to być takie rośliny, które lubią cień i półcień, i którym będzie dobrze w towarzystwie dosyć ekspansywnych brzóz.

Na razie w tym miejscu rośnie sobie ligustr (choć nie wiem, czy to dobry pomysł, bo to chyba roślina na żywopłoty?), kalina koralowa, funkie, konwalie i jeszcze kilka innych, których nazw oczywiście nie pamiętam.

A to już nasz taras w całej swojej okazałości. Meble były z nami jeszcze w poprzednim domu i kupiliśmy je na wyprzedaży w Leroy. Stolik na razie przykryty obrusem, bo bardzo chciałabym go wymienić na nowy. Kilka poduszek, ciepłych koców, stary dywan z IKEA, dzwoneczki poruszane na wietrze znalezione na Rynku w Kazimierzu Dolnym, lampeczki z IKEA, makrama, kilka roślin w donicach, które zmieniają się w zależności od pory roku, stosik gazet i kawa. Nasz prywatny raj 🙂

Jest i fotel bujany, najwygodniejszy mebel na tym tarasie, do którego wciąż są kolejki. To moje ulubione miejsce na poranną i popołudniową kawę. Wydaje mi się, iż będę na nim siedziała również zimą.

Wieczorem też jest magicznie. Kocham ciepło tych lampek, zapalonych świec i delikatne światło miejskiej latarni.

Jestem interesująca jak podoba ci się ta metamorfoza. jeżeli masz do mnie jakieś pytania – pisz śmiało.

Idź do oryginalnego materiału