Masz działkę? choćby nie wiesz, jak bardzo go potrzebujesz. Sprzęt, który odmienił moje życie

4 godzin temu

Posiadanie własnego ogrodu jest przywilejem, a zarazem obowiązkiem. Niewątpliwie przesiadywanie w ogrodzie w towarzystwie kwiatów, krzewów, drzew i pięknego trawnika jest fantastyczną sprawą, o ile ogród ten jest zadbany. Pielęgnacja zieleni to niejednokrotnie ciężka praca. Szczególnie, o ile chodzi o trawnik, który przycinać trzeba nieustannie. W tym roku, miałem pomocnika i śmiało mogę powiedzieć, iż w swojej klasie ciężko o jakąkolwiek konkurencję. A trawnikiem robot zajmuje się zupełnie samodzielnie.

Fot. Warszawa w Pigułce

Według ostrożnych szacunków blisko 80 proc. Polaków posiada własny ogród. Są to zarówno miejsca niedaleko domów (64 proc.), jak i ROD (15 proc.). Można więc przypuszczać, iż temat trawników i ogrodów bliski jest sercu bardzo wielu Polaków.

Wakacje już się kończą, co nie oznacza, iż problem pielęgnacji ogrodu odszedł w zapomnienie. Wręcz przeciwnie. Po pierwsze, ciepłe dni jeszcze się nie skończyły, po drugie, to właśnie teraz rozpoczął się czas większej dbałości o ogród i przygotowania go na jesień i zimę. Przez lato miałem możliwość przetestowania kosiarki MOVA 600. Mimo, iż mój ogródek nie jest przesadnie duży, można powiedzieć, iż urządzenie zaoszczędziło mi ogromu pracy.

Fot. Warszawa w Pigułce

Na czym w ogóle polega niesamowitość urządzenia?

Kosiarek autonomicznych jest na rynku całkiem sporo, a ich ceny zaczynają się już od około 1000 zł. Problem w tym, iż najczęściej w tym segmencie cenowym kosiarki nie są w pełni samodzielne. Większość osób wyobraża sobie, iż podłączy robota do stacji dokującej, naładuje go, naciśnie przycisk i jedzie. Tak niestety nie jest. Konfiguracja tańszych i starszych modeli polega na zamontowaniu specjalnego okablowania naokoło działki, za pomocą którego robot może się w ogóle poruszać. Nie muszę dodawać, iż jest to problematyczne i zajmuje dłużej niż samodzielne koszenie.

Warto więc zainwestować w coś lepszego. Kosiarka MOVA 600 wykorzystuje LiDAR 3D i technologię UltraView, co daje panoramę 360 stopni. Urządzenie „widzi” więc wszystko do 30 metrów. Co to w praktyce oznacza? Kosiarka wyznacza sobie trasę sama i nie potrzebuje do tego żadnych kabli. O tym jednak za chwilę. Ważne jest, iż urządzenie w tej wersji kosztuje około 3500 zł. Czy to dużo? Z pozoru wydaje się, iż tak, ale tak naprawdę ciężko o konkurencję. Kosiarki w tym standardzie kosztują najczęściej dużo więcej, więc jest to absolutny lider. A o tym, co potrafi, opowiem Wam za chwilę.

Fot. Warszawa w Pigułce

Zawartość opakowania

W opakowaniu dostajemy kilka rzeczy. Po pierwsze, obszerną instrukcję w kilku językach, w tym w języku polskim. Po drugie, stację dokującą z możliwością zamontowania niewielkiej szczoteczki, która za każdym razem czyści nam czujnik po wjeździe do stacji. Do stacji dołączone są także plastikowe, długie śruby, pozwalające przytwierdzić stację do trawnika. Po trzecie, to oczywiście samo urządzenie. Do kosiarki dołączone są także zapasowe ostrza. Ponieważ są trzy, a do kosiarki dołączonych jest 9, to zapas na 3 dodatkowe wymiany. Sama wymiana jest bardzo prosta. Wystarczy odwrócić urządzenie, odkręcić śrubokrętem ostrze i przykręcić nowe.

Fot. Warszawa w Pigułce

Zaczynamy!

Sama konfiguracja kosiarki jest bajecznie prosta. Sama aplikacja prowadzi nas za rękę adekwatnie od pierwszego uruchomienia. Na początku parujemy ją z telefonem dzięki aplikacji, bluetootha i wifi. Po tym kroku kosiarka jest gotowa do pracy. Na początek musimy poprowadzić kosiarkę, niczym samochód zdalnie sterowany, jeżdżąc go granicy działki, robiąc niejako jej obrys. W ten sposób urządzenie uczy się podłoża i wie już po jakim terenie musi się poruszać. Warto wspomnieć, iż model 600 pozwala na zeskanowanie ogrodu do 600 m2. pozostało model 1000, który pozwala na zeskanowanie większego ogrodu. Opcji konfiguracji jest więcej. Możemy np. kazać robotowi koszenie jednego obszaru, potem przejechanie bez koszenia po chodniku po to, by dostało się do drugiego trawnika. Robot zapisuje sobie wirtualne mapy więc konfigurację taką przeprowadzamy tylko raz.

Fot. Warszawa w Pigułce

Jakość koszenia

Po zeskanowaniu terenu, robot jest gotowy do autonomicznej pracy. Po otwarciu pokrywy, możemy jeszcze wskazać długość pozostawionej trawy – od 2 do 5 centymetrów, gdzie górna wartość jest wartością domyślną.

Można po prostu nacisnąć start i urządzenie samo wybierze najbardziej dogodną dla niego trasę koszenia i wskaże nam ile mu to zajmie. W większości przypadków możemy o nim zapomnieć. Po równym terenie robot idzie, jak burza, a bateria starcza na całkiem długo. Wiadomo jednak, iż trawnik to nie stół i są różne przeszkody, jak orzechy, żołędzie, kasztany, liście czy małe rośliny. W praktyce po około pół godziny robot samodzielnie wraca do stacji w celu podładowania. Kiedy już osiągnie 100 proc. (co trwa stosunkowo krótko, bo około 30-40 minut), robot wraca do pracy w miejscu w którym skończył. Koszenie całego terenu zajmuje więc kilka godzin, ale efekty są tego warte.

Przetestowałem różny teren i celowo stawiałem przed urządzeniem różne przeszkody. Po pierwsze, dłuższa trawa nie stanowi dla kosiarki żadnego problemu. Po drugie, urządzenie bez problemu kosi też niechciane rośliny np. młode samosiejki drzew czy większe chwasty. Po trzecie, dzięki równomiernemu, systematycznemu koszeniu, trawa wygląda równomiernie, niczym pole golfowe. Zdarzały się co prawda sporadyczne przypadki, gdy kosiarka omijała większe chwasty, bo uznała je za przeszkody, ale były to bardzo sporadyczne przypadki. Dość powiedzieć, iż na 400 metrach zdarzyło się to tylko raz i tylko podczas pierwszego koszenia. Wystarczało zaznaczenie koszenia danego obszaru, a problem znikał.

Fot. Warszawa w Pigułce

Aplikacja i funkcje z mnogością opcji

Aplikacja i dodatkowe funkcje kosiarki są naprawdę ogromne. Poza możliwością wybrania tak podstawowych funkcji, jak kierunek koszenia czy zakres omijania przeszkód, mamy tu też takie opcje, jak zabezpieczenie przed burzą, mrozem i kradzieżą. Pierwsza i druga funkcja polega na tym, iż kiedy urządzenie wykryje, ze pada deszcz lub, iż jest zimno, samo wraca do stacji. Co prawda sama stacja ochrania jedynie górną część czujnika, ale o ile umieścimy stację pod zadaszeniem, mamy pewność, iż o ile zostawimy kosiarkę samą sobie, to nie ulegnie ona uszkodzeniu. Trzecia funkcja uruchamia alarm, kiedy urządzenie zostanie podniesione i wyniesione poza obszar koszenia. Jest on na tyle głośny, iż nie polecam sprawdzania czy funkcja ta działa. Uwierzcie mi, iż działa o czym przekonali się moi sąsiedzi. Warto też zwrócić uwagę na możliwość zaplanowania koszenia w terminarzu, dzięki czemu kosiarka uruchomi się sama w wybranej porze.

Fot. Warszawa w Pigułce

Podsumowanie

Kosiarka MOVA 600 to urządzenie, które w praktyce udowadnia, iż pielęgnacja trawnika nie musi być uciążliwym obowiązkiem. Łączy w sobie prostotę obsługi, pełną autonomię działania i technologie, które dotychczas dostępne były głównie w droższych modelach. Największą zaletą jest brak konieczności stosowania kabli ograniczających – wystarczy jednorazowe poprowadzenie urządzenia wzdłuż granic działki, by robot zapamiętał jej układ.

Podczas pracy MOVA 600 zapewnia równomierne i dokładne koszenie, a dzięki systematyczności trawnik zyskuje wygląd zadbanego pola golfowego. Bateria wymaga doładowań, ale dzięki inteligentnemu powrotowi do stacji i wznowieniu pracy w miejscu, w którym robot skończył, nie jest to uciążliwe. Warto podkreślić także rozbudowaną aplikację – użytkownik ma do dyspozycji szereg ustawień, harmonogramów i funkcji zabezpieczających, w tym ochronę przed deszczem, mrozem czy kradzieżą.

Choć cena na poziomie około 3500 zł może początkowo wydawać się wysoka, w zestawieniu z możliwościami i konkurencją jest to propozycja wyjątkowo korzystna. MOVA 600 to świetny wybór dla osób, które chcą cieszyć się pięknym trawnikiem bez wysiłku i szukają rozwiązania, które naprawdę przejmuje na siebie obowiązki związane z koszeniem.

Fot. Warszawa w Pigułce

Idź do oryginalnego materiału