Mafia śmieciowa wciąż bezkarna

3 tygodni temu

Wreportażu udowodniłem, iż za degradującą środowisko rekultywacją, prowadzoną niezgodnie z przepisami przez spółkę Irreco, stoją między innymi ludzie powiązani z wywodzącą się ze Śląska mafią śmieciową. Zająłem się tą sprawą, bo mieszkańcom Mirocina Dolnego i tamtejszej przyrodzie działa się krzywda, a nikt nie chciał im pomóc. Pisząc „nikt”, mam na myśli przede wszystkim urzędników i samorządowców z lubuskiego urzędu marszałkowskiego i nowosolskiego starostwa, a także polityków. Bo to właśnie oni pozwolili na prowadzenie rekultywacji przy użyciu ogromnych ilości odpadów, a później niewystarczająco nadzorowali prowadzone prace.

Walka mieszkańców przypominała walenie głową w mur. Na organizowane przez nich protesty nie przyjeżdżali lokalni samorządowcy ani politycy. Gdy mieszkańcy bili na alarm w sprawie cuchnących odpadów, które nie powinny być używane podczas rekultywacji, nikt nie chciał słuchać. Pisma, które wysyłali do licznych instytucji, bagatelizowano.

Protest mieszkańców Mirocina Dolnego. Fot. Michał Szczęch

Od publikacji tekstu na łamach „Pisma” minęły prawie trzy miesiące. W tym czasie trochę się zdarzyło, na przykład trzykrotnie zebrał się sztab kryzysowy w starostwie. Nie wzbudził on jednak zainteresowania mediów publicznych, a przedstawicielom urzędu marszałkowskiego i starostwa w trakcie posiedzenia sztabu nie towarzyszyli pracownicy mediów samorządowych, wydawanych przez urzędy za publiczne pieniądze w celach propagandowych. Zabrakło radnych powiatowych i wojewódzkich. Nie przyjechali lubuscy posłowie i senatorowie, a lokalne władze choćby nie pomyślały, żeby zaprosić ich na posiedzenie sztabu i zaapelować o wsparcie.

– Objętość odcieków trzeba już liczyć w tysiącach litrów, a niedługo będzie ich z pewnością jeszcze więcej – przestrzegł na posiedzeniu sztabu Mirosław Ganecki, ówczesny szef lubuskiego WIOŚ. Wyniki badań porównał z tymi z 2021 roku.

W trakcie posiedzenia inspektorzy lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ) zaalarmowali, iż rośnie ilość odcieków sączących się z odpadów zwiezionych do Mirocina Dolnego, a następnie niewłaściwie użytych do rekultywacji. To blisko 230 tysięcy ton odpadów, głównie zmielonych śmieci i osadów ściekowych. Odcieki gromadzą się na rekultywowanym terenie, ponieważ od 2020 roku nikt nie zadbał o stworzenie rowu opaskowego służącego do ich odprowadzania ani wybudowanie specjalnego zbiornika do ich tymczasowego przetrzymywania. Na zdjęciach zrobionych dronem zgromadzone odcieki przypominają taflę jeziora o pięknej, niebieskiej barwie. To jednak toksyczny koktajl, pełny zanieczyszczeń, w tym metali ciężkich. Od kilku lat przenikają one do gruntu.

Przeczytaj też:Mafia śmieciowa po polsku

Stężenie miedzi wzrosło o 47 procent, cynku – o 83 procent, ołowiu – o 86 procent, niklu – o 100 procent, azotu – o 328 procent, fosforanów – o 434 procent, a niezwykle groźnego, bo rakotwórczego, chromu – o 500 procent. Dopuszczalne normy metali ciężkich co prawda nie zostały przekroczone, Ganecki zaznaczył jednak, iż to może być kwestią czasu: – Niepokoi poziom i tempo wzrostu stężenia tych metali – zaalarmował.

To zagrożenie dla wód gruntowych. Wykonane w 2024 roku badania nie wykazały wprawdzie ich skażenia, ale w opinii Ganeckiego te wyniki nie są wiarygodne, ponieważ piezometry, czyli specjalne studnie głębinowe, z których pobierane są próbki, znajdują się w zbyt dużej odległości od rekultywowanego terenu. Gdy przed laty wydawano zgodę na prowadzenie rekultywacji, nikt w lubuskim urzędzie marszałkowskim ani nowosolskim starostwie nie zwrócił na to uwagi. W trakcie posiedzenia sztabu z ust Ganeckiego i Artura Tararuja, nadleśniczego z Nowej Soli, padły deklaracje, iż powstaną nowe piezometry. Nie wiadomo jednak, kiedy to się stanie, bo ich koszt szacowany jest na dziesiątki tysięcy złotych.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

Raz w miesiącu poinformujemy Cię o najważniejszych materiałach z numeru, nowych podcastach.

Zapisz się

Inspektorzy WIOŚ po raz pierwszy sprawdzili poziom zasolenia rozlewiska, który bada się, oznaczając przewodność elektrolityczną wody. Wahała się ona od 15 do choćby 42 tysięcy mikrosimensów (μS). Dla porównania: przewodność wody w Bałtyku wynosi 12,5 tysiąca mikrosimensów. Wody z kranu – 250 mikrosimensów.

– Wzrost świadczy o tym, iż na składowisku dzieje się coś bardzo niedobrego – ocenił Ganecki. – Nie ma tam procesu samooczyszczania, który powinien towarzyszyć rekultywacjom. No ale czemu tu się dziwić, skoro wykonanie rekultywacji w Mirocinie Dolnym przypomina sadzenie drzew korzeniami do góry? Tam nie ma choćby warstw rekultywacyjnych. Wszystko jest wymieszane!

W trakcie sztabu kryzysowego wybrzmiało pytanie o to, jakiego rodzaju odpady w rzeczywistości …

Idź do oryginalnego materiału