Trudno sobie wyobrazić, jaki będzie świat za 10 000 lat – jacy będą ludzie, o ile będą, z jakich języków będą korzystać. A mimo to musimy dla nich zostawić w jakiś sposób niesamowicie ważne informacje. Tylko jak?
Jak ostrzec ludzi przed niebezpieczeństwem? Dziś to proste – wystarczy postawić znak. Jak ostrzec przed niebezpieczeństwem ludzi żyjących na naszej planecie za 10 000 lat? To już o wiele trudniejsze zadanie.
W 1990 r. rząd Stanów Zjednoczonych wysłał nietypowe listy do kilkuset specjalistów.
Było to zaproszenie do pracy, na koszt państwa, nad specjalnym projektem na pustyni w stanie Nowy Meksyk.
Wśród zaproszonych znaleźli się architekci, geolodzy, lingwiści i astrofizycy, choć nie tylko – znalazł się tam również znany pisarz science-fiction Gregory Benford. Byli to sami wybitni specjaliści w swoich dziedzinach.
List wyjaśniał, czym mają się zająć w Nowym Meksyku: mają pracować nad takim oznaczeniem terenu, na którym przechowywane są odpady radioaktywne, aby nikt nie miał ochoty ich ruszać przez najbliższe… 10 000 lat.
Umieszczone tam dla przyszłych pokoleń znaki powinny zniechęcić do zapuszczania się na teren, jak również osiedlania się na nim. Powinny również przetrwać przez 10 000 lat, co dotychczas nie udało się żadnemu zbudowanemu przez człowieka budynkowi.
Najstarszy znany nam budynek, to znajdujący się we Francji grobowiec Barnenez, który ma niecałe 7 tysięcy lat.
W Nowym Meksyku znajduje się Waste Isolation Pilot Plant (WIPP) – repozytorium odpadów radioaktywnych składowanych głęboko pod ziemią.
Tego typu podziemne repozytoria lokowane są w miejscach stabilnych sejsmicznie, tak aby trzęsienie ziemi lub inne ruchy skorupy ziemskiej nie odsłoniły niebezpiecznych materiałów.
Ekspertów podzielono na dwie grupy, pracujące niezależnie od siebie, i tworzące dwa odrębne raporty. Te raporty, czytane teraz, są niesamowitym dowodem na ludzką pomysłowość.
Aby umieścić czas, jaki mieli na myśli twórcy projektu, w odpowiedniej perspektywie, przypomnijmy sobie ludzkość przez dziesięcioma tysiącami lat. Oprócz tego, iż genetycznie jesteśmy podobni do tych ludzi, nic nas z nimi nie łączy. Nie przetrwał ani jeden zapis języka z tamtych czasów, a najnowszą technologią 10 000 lat temu było… rolnictwo.
Tym bardziej trudno nam sobie wyobrazić świat za kolejne 10 000 lat. Jakim językiem będą mówić tamci ludzie?
Szybko odpadł pomysł umieszczenia napisów. Nie wiemy, jak będzie wyglądał język przyszłości, ani nie znamy sposobu ich zachowania za tyle lat. Teksty sprzed zaledwie tysiąca lat (np. Boewulf) są w tej chwili czytelne tylko dla specjalistów.
Rozważano więc język symboli. Jednak i on się zmienia. Rysunki trupich czaszek wcale nie były symbolem śmierci lub niebezpieczeństwa jeszcze kilkaset lat temu. Uczestniczący w panelu eksperci wymieniają kilka symboli, które mają największe szansa na bycie zrozumiałymi, na przykład rysunki ludzkich twarzy, uśmiechniętych lub skrzywionych w strachu. Ekspresje ludzkich twarzy są w większości uniwersalne pomiędzy kulturami.
Jon Lomberg, jeden z uczestników panelu, zaproponował przedstawienie zagrożenia jako sekwencji wydarzeń. Prosty komiks pokazywał „spotkanie” z materiałem radioaktywnym i zapadnięcie na zdrowiu. Jednak pozostali uczestnicy wskazali lukę w tym rozumowaniu. Nie mamy pewności, w jakiej kolejności panele zostaną odczytane! Ten sam komiks czytany od tyłu przecież opowie historię o uzdrawiających adekwatnościach zbiornika z odpadami!
Architekt Mike Brill zaproponował ukształtowanie terenu, które samo w sobie będzie przedstawiało uczucie niebezpieczeństwa i zagrożenia. Tak powstał „krajobraz cierni” i inne projekty ukszałtowania przerażającego krajobrazu.
W swoich dyskusjach eksperci powoływali się na wyniki podobnego panelu z roku 1981. Powstał wtedy Human Interference Task Force – w którego pracach uczestniczyli m.in. polski pisarz Stanisław Lem oraz francuscy filozofowie Francoise Bastide oraz Paolo Fabbri.
Zadanie mieli podobne, i tak samo jak ich koledzy z 1991 r. mieli niesamowite pomysły. Tym razem dotyczyło to repozytorium odpadów w Yucca Mountain.
Stanisław Lem zaproponował stworzenie sztucznych satelitów, które – zasilane energią słoneczną – transmitują ostrzeżenie. Dodatkowo miał pomysł, aby zakodować wiadomość w DNA specjalnych „roślin informacyjnych”, które byłyby zmodyfikowane w taki sposób, iż rosłyby wyłącznie w pobliżu radioaktywnych odpadów. Tym sposobem ta wiadomość sama by się reprodukowała. Skąd jednak nasi potomkowie wiedzieliby, iż należy zdekodować kod roślin?
Szwajcarski fizyk o polskim nazwisku Emil Kowalski proponował z kolei stworzenie barier wokół miejsca składowania, które tylko ludzie odpowiednio zaawansowani technologicznie mogliby pokonać. Byłyby to np. drzwi otwierane jedynie wynikiem skomplikowanego obliczenia, do którego potrzebny byłby komputer. Tacy ludzie na pewno zdawaliby sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Kowalski nie wziął jednak pod uwagę, iż już niedługo potem osoby choćby mało inteligentne mogły wejść w posiadanie np. telefonu zdolnego do skomplikowanych obliczeń lub zdolnego do wyszukiwania informacji w Internecie.
Najbardziej odjechanym, a jednak chyba genialnym pomysłem, wykazali się francuscy filozofowie.
Zaproponowali oni zmianę kodu genetycznego kotów domowych tak, aby zmieniały kolory, gdy znajdują się w pobliżu materiałów radioaktywnych.
To jednak nie wszystko. Kolejnym krokiem był rodzaj inżynierii memetycznej: umieszczenie w kulturze legend, piosenek, opowieści religijnych itd. ostrzegających przed kontaktami z takimi kotami. Poniżej znajduje się piosenka „Don’t Change Colour, Kitty”, która ma być jednym z takich przekazów.
Czy warto poświęcać tyle energii na ostrzeżenie w przyszłości kogoś, kogo nigdy nie poznamy? Być może taka jest właśnie nasza odpowiedzialność, skoro wytworzyliśmy te szkodliwe materiały radioaktywne.
Problem trwałego oznaczania składowisk jest poważny i jak widać – wcale nie nudny.
Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy na spidersweb.pl 8.09.2014 roku