Kot biegał po peronie, zaglądając wszystkim w oczy. Potem, z rozczarowaniem mrucząc, odchodził. Wysoki, siwy mężczyzna od kilku dni próbował go nakarmić i przyciągnąć bliżej. Zauważył pupila, wracając z delegacji pociągiem.

2 tygodni temu

Kot biegał po peronie i wpatrywał się w oczy przechodniom. Gdy nie otrzymywał odpowiedzi, zrezygnowany mruczał i odchodził. Wysoki, siwy mężczyzna od kilku dni próbował go nakarmić i przyciągnąć bliżej. Zauważył futrzanego wędrowca, kiedy wracał z delegacji pociągiem do domu.

Rudy kot przeskakiwał wzdłuż peronu, zatrzymywał się przy ludziach i uważnie wpatrywał się w ich twarze, jakby szukał jedynego, którego czekał. Gdy zrozumiał, iż to nie on, cicho, zdegustowany mruczał i odchodził na bok. Siwy, wysoki mężczyzna dostrzegał go już od kilku dni: wracając z wyjazdu pociągiem, zwrócił uwagę na tego kudłatego wędrowca, któremu nie było do zabawy w jego spojrzeniu kryła się tęsknota.

Kot pozwalał człowiekowi podejść tylko na dwa kroki, patrzył prosto w twarz, jakby coś pytał i znowu odchodził, nie ufając. ale głód zawsze wygrywa ostrożność: po pięciu dniach, kiedy rudy już nie miał sił ani jedzenia, postanowił się zbliżyć. Mężczyzna podał mu ze swojej ręki łyżkę śmietany i jakiś mleczny smakołyk, a kot, drżąc z głodu, pożerał je bez przerywania.

Minęło kilka dni. Rudy trochę przybrał na wadze, i mężczyzna próbował zabrać go do domu ale kot wyrwał się i znów wrócił na dworzec, jakby bał się wyjechać nie tam, gdzie mu trzeba. Wędrował wzdłuż torów, mruczał i wpatrywał się w twarze ludzi, jak w okna obcych domów, mając nadzieję, iż nagle rozpozna swojego człowieka.

Wtedy wysoki, siwy człowiek postanowił działać. Poszedł do znajomego pracownika dworca, usiedli przy piwie, wędzonym śledziu i pierogach ruskich, obejrzeli nagrania kamer. Znaleźli moment, gdy właściciel kota wsiadł do pociągu. Rudy po prostu wyskoczył z wagonu przed odjazdem i pozostał na peronie. Wydrukowali zdjęcie człowieka, wrzucili je w sieć, ale nie było żadnych reakcji. Wtedy zdecydował się na krok dalej

Wziął urlop na własny koszt na cały tydzień i wyruszył w trasę tego samego pociągu, zabierając ze sobą rudego wędrowca. Na początku kot siedział w transporterze i wył głośno, próbując się wydostać. Sąsiedzi w przedziale, słysząc historię, podawali mu co mogli: chleb, kiełbasę, mleko, i niedługo rudy się uspokoił, zrozumiał, iż nikt mu nie zrobi krzywdy, a dworzec, na który miał wrócić jego właściciel, był już daleko za oknem.

Rudy wyległ się z transportera i usiadł przy siwym mężczyźnie, patrząc na niego cicho jak na jedyną podporę. Na każdej stacji wysiadali i rozwieszali ulotki z apelem o znalezienie właściciela. Praca okazała się niezwykle trudna czasu zużyli więcej niż przewidywali.

Tydzień minął. Potem kolejny. Pieniądze się wyczerpały. Mężczyzna jednak jechał dalej właściciel nie pojawił się, a poddanie się oznaczało porzucenie tego, który mu zaufał.

Pewnego wieczoru zalogował się w mediach społecznościowych i nie mógł uwierzyć własnym oczom: setki tysięcy ludzi śledziło los rudego kota. Przesyłali pieniądze, jedzenie, rzeczy, karmę, zostawiali słowa wsparcia, proponowali zabrać go do domu.

Na peronach zaczęli pojawiać się ludzie, rozpoznający mężczyznę, podając mu torby, jedzenie, odzież; niektórzy po prostu czekali, aż przejdzie, i szepcili: Trzymaj się. To go zawstydzało nie był przyzwyczajony do pomocy. Całe życie żył sam, zarabiał sam, a nagle historia stała się wspólną troską ludzie pokochali rudego kota, jakby był ich własnym.

Sąsiedzi w przedziale dopinguowali go, głaskali kota. Rude kot już wtedy był doświadczonym pasażerem: leżał przy mężczyźnie, kładł głowę na prawą nogę i, wypuszczając pazury, wgryzał się w spodnie, by nie spaść z kołyski. Tak zasypiał. Mężczyzna znosił to, choć marszczył brwi od bólu odsuwał jedynie pazury.

Wieczorami szli do ostatniego wagonu, wychodzili na otwarty przedział i po prostu stali: mężczyzna trzymał kota obiema rękoma, żeby nie wypadł, i pokazywał mu zachód słońca. Stukanie kół, wiatr, ciągnąca się w dal linia torów stały się ich wspólnym życiem.

Dobrze? szeptał mężczyzna. Rudy odpowiadał krótkim mrł.

Nagle zadzwonił telefon. Jedna z czytelniczek bloga, którego mężczyzna prowadził o swoich wędrówkach z kotem, znalazła właściciela. Powiedziała, iż w wielkim mieście, na dworcu, czeka na nich dokładnie ta osoba ze zdjęcia.

Mężczyzna bardzo się wzruszył, ale zamiast euforii poczuł pustkę. Sąsiedzi w przedziale radowali się, jakby to był ich własny kot: zorganizowali małe przyjęcie, jedli, pili, śmiali się.

Tylko wysoki, siwy mężczyzna siedział cicho, głaskał rudą głowę, słuchał mruczenia i szeptał coś dla siebie. Czuł dziwną smutek: tak długo szukał właściciela, a nagle zrozumiał, iż on sam stał się jego domem.

Pociąg przyjechał do ogromnego miasta. Mężczyzna, trzymając kota w ramionach, szukał adekwatnej hali pełno było dziennikarzy, fotografów.

Jakieś wydarzenie pomyślał.

Bartek! Bartek! nagle krzyknęła zbliżająca się kobieta. Rudy odskoczył, ale gdy zobaczył niską, pulchną kobietę, odwrócił się. Wspiął się wyżej prosto na pierś mężczyzny, wgiął łapki w jego szyję. Kobieta uśmiechnęła się i pogłaskała rudą grzbiet:

Nigdy nie kochała mnie, rzekła cicho. A pan niech się nie martwi, skinęła w stronę fotografów, to nie nasza sprawa. To jego.

Mężczyzna poczuł zaskoczenie, potem zagubienie.

Wysłaliśmy mojego męża gdzieś dalej, by opowiadał historie wyjaśniła kobieta. Zrozumieliśmy, iż nie mamy prawa go u was zabrać. choćby jeżeli kiedyś był nasz, teraz już nie.

Wyciągnęła grubą teczkę.

Tu są bilety powrotne. I pieniądze. Proszę, nie kłóćcie się. To zebrane przez nasze koleżanki z pracy. jeżeli wrócę bez filmu, pożrą mnie.

Włożyła teczkę do kieszeni starego płaszcza mężczyzny, podała duży worek z wypiekami i smakołykami.

Chodźmy, oprowadzę pana do pociągu. Odjazd już za chwilę.

Szli przez dworzec, tłum płynął wokół. Kobieta filmowała wszystko telefonem, by pokazać w biurze.

Gdy już mężczyzna i kot zajęli miejsce w wagonie, jeszcze raz pogłaskała rudego, pocałowała mężczyznę w policzek i odszedła.

Pociąg ruszył. niedługo podeszła do niej jej mąż, wycierając makijaż.

Wszystko gotowe powiedział. Będą na mnie czekać jeszcze długo.

Przebacz nam, Boże, za tę kłamstwo rzekła, całując męża. Inaczej jeździłby po kraju aż do starości z kotem. Zatrzymaliśmy jego cierpienie.

Kłamstwo dla dobra skinął mąż. Niech wrócą do domu. To słuszne.

Starałam się znaleźć jego właściciela dodała kobieta. A jeżeli i mnie nie udało się go odnaleźć to nikt już go nie znajdzie.

Mężczyzna objął ją mocno.

Zrobiłaś dobrze. Pojechali razem do domu. I to jest najważniejsze. Niech to będzie nasz najpiękniejszy grzech.

Zniknęli w tłumie, jak woda w rwącym nurcie.

W wagonie znów rozbrzmiało stukanie kół. Ludzie już wiedzieli, kto podróżuje z nimi: wysoki, siwy mężczyzna i rudy kot, którego teraz nazywano Bartek.

Bartek tak ma na imię mówił mężczyzna. Rudy patrzył na niego zdziwiony, ale zdawało się, iż się zgadza: jaka różnica, jak go nazwą? Liczy się, kto jest obok.

Położył dużą rudą głowę na jego nodze, znów wciągnął pazury w dżinsy i spokojnie zasnął, wiedząc, iż już go nie opuszczą.

Wagon huczał, ludzie cieszyli się. Wszystkie role zostały odegrane prawidłowo: kot odnalazł człowieka. Człowiek odnalazł tego, którego nie opuści.

I proszę, nie oceniajcie kobiety. Czasem kłamstwo jest jedyną drogą do dobrego końca. Tak właśnie myślę.

Idź do oryginalnego materiału