2 godzin temu
Jody i jej ukochany jeleń
Jodi Prodger z hrabstwa Belmont w stanie Ohio przez dziesięć lat zajmowała się rehabilitacją jeleni i przygotowywała je do powrotu na wolność. Jej oddanie zwierzętom zakończyło się tragicznie — kobieta została zaatakowana i zabita przez jelenie, którymi się opiekowała.
Do dramatu doszło na posesji Prodger. Policja została wezwana, gdy kilka jeleni wpadło w szał w zagrodzie. Zwierzęta powaliły 49-latkę na ziemię i śmiertelnie pogryzły. Funkcjonariusze musieli zastrzelić jednego z jeleni, ponieważ blokował im drogę do rannej kobiety. Nie wiadomo, który z nich zaatakował pierwszy — w zagrodzie znajdowało się wiele zwierząt.
Miłość do jeleni zaczęła się od tragedii
Prodger zaczęła zajmować się jeleniami w 2013 roku, po tym jak była świadkiem potrącenia łani przez samochód. Na ruchliwej autostradzie zobaczyła młode, które rozpaczliwie próbowało wstać. Zabrała je do domu, nadała imię Wheezer i rozpoczęła walkę o jego życie.
Sąsiedzi zgłosili jednak władzom, iż kobieta trzyma dzikie zwierzę. Departament Zasobów Naturalnych Ohio zagroził wtedy uśmierceniem jelonka — posiadanie takich zwierząt w domu bez zezwolenia jest nielegalne. Jodi uzyskała dla Wheezera prawo pozostania przy życiu w zamian za stworzenie ośrodka rehabilitacyjnego dla jeleni. Od tamtej pory poświęciła się opiece nad kolejnymi podopiecznymi.
Jodi często opisywała Wheezera jako „psa z porożem” i publikowała zdjęcia jeleni spacerujących swobodnie po jej domu.
Rodzina: „Wheezer nie zabił mojej mamy”
Po tragedii pojawiły się spekulacje, iż to Wheezer — najbliższy jej zwierzak — mógł być odpowiedzialny za śmiertelny atak. Córka Jodi, Jennifer Bryan, stanowczo temu zaprzeczyła.
„Wheezer NIE zabił mojej mamy” — napisała w poruszającym wpisie w mediach społecznościowych. Podkreśliła, iż zgodnie z wymogami władz stanowych Wheezer został dawno temu wykastrowany, co wyklucza go jako sprawcę.
Śledczy ustalają, które ze zwierząt mogło rozpocząć atak i co doprowadziło do nagłej agresji.
