Kobieta w pięknym domu, otoczona fioletowym szaleństwem kolorów.

2 tygodni temu

Pewna kobieta mieszkała w pięknym domu. Na pobliskim klombie kwitły hortensje i petunie. Fioletowy rozkwit wyglądał oszałamiająco.

Kobieta z nogami podkurczonymi siadała w ogrodowej huśtawce i czytała książkę. W piekarniku dopiekało się ciasto morelowe. Zapach mieszał się z miętową wonią krzewów, aż wydawało się, iż w niebie musi pachnieć podobnie.

Zawsze wiedziała, kiedy ma przyjechać. Tego dnia od rana wyrabiała ciasto. Układała w głowie różne nadzienia do swoich wypieków. Wszystkie te ziemniaki, sosy i barszcze ją nudziły. Magia tkwiła w cieście, które posłusznie przybierało kształt pod jej zręcznymi dłońmi.

Śmieszne. Kiedyś ciasta piekła tylko babcia. A teraz ona. I na pewno nie była jeszcze babcią.

On nigdy nie wiedział, kiedy znów do niej pojedzie. Po prostu mijał czas – i nagle ogarniała go tęsknota. Zawsze dzwonił w drodze.

Nie miał nic i nikogo. Przeszedł już przez dwie żony, jednego syna, przeprowadzkę do innego miasta, rzeczy w bagażniku, stos wspomnień i powolne wydostawanie się z czarnej dziury rozpaczy i gniewu.

Poznali się banalnie. Na przyjęciu nad jeziorem. Obca grupa dorosłych. Jego wciągnął kolega, ją – siostra. Oboje nie mieli ochoty iść. Dlatego siedzieli jak intruzi na tym „święcie życia”. A potem zaprosił ją do tańca. I kupił głupią różę na długiej łodydze od dziewczyny sprzedającej kwiaty. Potem zawiózł ją przez całe miasto do domu.

I wszystko się poplątało. I przestraszył się. Po co znów dręczyć serce?

Ale za każdym razem, gdy pustka wokół stawała się nie do zniesienia, wsiadał w samochód i jechał. Był wtulić twarz w jej włosy i wyszeptać do ucha: no, cześć…

Zaczął choćby myśleć, iż mógłby tu zostać na zawsze.

Pewnego razu jej to powiedział. W jej oczach błysnęło światło, które od razu zgasło: jak chcesz, jak zdecydujesz, jak uważasz.

I za każdym razem rozstanie bolało jak oderwanie skóry. Już przekraczał bramę, ale zatrzymywał się, oglądał za siebie. Wracał, by ją pocałować. Próbował odejść i znów wracał.

Żałował, iż spotkał ją tak późno. Cieszył się, iż w ogóle ją spotkał.

A ona nalewała herbatę do wysokiego kubka, kroiła ciasto i siadała naprzeciw. Nic szczególnego. W jego życiu były już prawdziwe namiętności i szalone noce. A jednak okazało się, iż potrzebował właśnie tej cichej, spokojnej miłości. Pachnącej miętą i dżemem truskawkowym. Albo malinowym. Albo agrestowym. I rozmów do rana. I kształtu jej biodra. I sennego uśmiechu. I jej oddechu w słuchawce przez kilometry i satelity.

Nie czekał na weekend. Zadzwonił, jak zwykle, z drogi. Wyłączył telefon, podgłośnił muzykę i nie usłyszał uderzenia.

Ona nigdy się nie dowie, iż jechał do niej, by już nie wyjeżdżać.

On nigdy się nie dowie, iż jego córka ma przenikliwie niebieskie oczy…

Życie bywa okrutne. Ale choćby krótkie chwile szczęścia mają swoją wagę. Warto pamiętać, iż każdy dzień może być ostatni, więc nie marnujmy ich na niepotrzebne wahania.

Idź do oryginalnego materiału