26 lipca 2025
Dziś po raz kolejny przypomniała się mi przygoda z wakacji, którą wciąż przewijam w pamięci. Wraz z żoną Anną i dwoma synami Jankiem i Markiem wybraliśmy się na wycieczkę po malowniczej Chorwacji, odwiedzając miejsca, do których nie da się dotrzeć pieszo. Zarezerwowaliśmy cały dzień zwiedzania i kupiliśmy cztery bilety na komfortowy autokar, po jednym na każde miejsce.
Gdy wsiadliśmy, do pojazdu wstąpiła dość otyła kobieta z małym dzieckiem w wózku. Obaj byli w podobnych rozmiarach, więc ledwo zmieścili się między rzędy. Kobieta usiadła na tylnym siedzeniu, po czym stwierdziła, iż jej syn nie zmieści się w tym miejscu. Wstała więc, szukając wolnego miejsca dla chłopca.
Rozejrzała się po naszych smukłych synach i postanowiła wsadzić swojego synka obok nich. Mój mąż natychmiast ją powstrzymał, tłumacząc, iż zapłaciliśmy za te siedzenia i nie ma powodu, by zmuszać dzieci do przestawiania się. Kobieta nie dała za wygraną zaczęła kłócić się z przewodnikiem i namawiać nas, iż powinniśmy ustąpić.
Rozpoczął się mały zamęt: kobieta proponowała odwołanie wycieczki i zwrot biletów, a inni turyści zaczęli nas fotografować, krzycząc selfie!. Kierowca czekał, aż sytuacja się uspokoi, a atmosfera kompletnie się popsuła.
Zastanawiam się, czy mieliśmy rację, broniąc własnych miejsc. Czy nie powinniśmy być bardziej elastyczni wobec innych? Lekcja, którą wyniosłem, brzmi: w podróży, tak jak w życiu, trzeba zachować równowagę między własnym prawem a szacunkiem dla cudzych potrzeb.

4 dni temu





