Kiedy jesienią Włodzimierz zachorował, wszystko się zmieniło. Sąsiedzi zadzwonili: – Andrzeju, przyjedź. Twój tata leży, sam nie wstaje.

2 dni temu

Kiedy we wrześniu Władysław zachorował, wszystko się zmieniło. Sąsiedzi zadzwonili: Andrzeju, przyjedź! Twój tata leży, nie podnosi się sam.

Gdy odeszła Jadwiga, w chacie na skraju wsi zapadła cisza. Władysław, jej mąż, został sam. Sąsiedzi powtarzali:

Będzie mu ciężko bez Jadwigi, bo ona ogarniała wszystko: ogródek, dom, kury i krowę.

A on trzymał się. Rano otwierał stodołę, w południe wychodził na podwórko, majstrował przy czymś, żeby ręce nie były bez zajęcia. Siedzieć i szkodzić się nie w jego naturze. ale lata brały swoje: po siedemdziesięciu zdrowie nie było już takie, nogi zaczęły poddawać się.

Syn Andrzej, który mieszkał w Krakowie, przyjeżdżał często. Siadał obok na ławce i mówił:

Tato, może jedziesz do nas? Będzie ci łatwiej, zadbamy o ciebie.

Nie, synku odrzucał Władysław. Macie swoją rodzinę, swoje kłopoty. A ja co, będę wam przeszkadą? Tu mam dom, każdy kąt znam.

Andrzej wzdychał. Rozumiał ojca: dumny, milczący, nie lubił, gdy współczują mu.

Synowa Grażyna słuchała tych rozmów w milczeniu. Mieszkała z Andrzejem w Krakowie, pracowała jako pielęgniarka, miała dwójkę nastolatków. Teść wydawał się jej surowy, trochę odległy. Jakby ją akceptował, ale nie okazywał wielkiej ciepłości.

Lecz kiedy we wrześniu Władysław zachorował, wszystko się zmieniło. Sąsiedzi znowu dzwonili:

Andrzeju, przyjedź! Twój tata leży, nie podnosi się sam.

Andrzej od razu wyruszył. W chacie było chłodno, piec pusty. Władysław leżał na łóżku, chudy, zgarbiony.

Tato pochylił się syn czemu tak milczysz?

No wiesz machnął ręką staruszek. Nie chciałem was obciążać. Przejdzie, wstanę.

Ale nie wstał. Po pobycie w szpitalu stało się jasne: sam w wiosce nie da rady. Andrzej znów namawiał:

Jedź do nas, tu szpital bliżej, my przy nas.

Nie chcę być ciężarem. Macie dzieci, pracę A ja komu się przyda?

Wtedy zabrała głos Grażyna. Patrzyła na wyczerpanego teścia i w sercu poczuła coś, co przypominało ból.

Tato powiedziała po raz pierwszy naprawdę szczerze dość już się opierać. Nie jesteś ciężarem, jesteś naszym krewnym. Jedź do nas, wszystko będzie w porządku.

Władysław spojrzał na nią zdziwiony. Po raz pierwszy zobaczył nie tylko synową, ale kobietę o ciepłym sercu.

A nie masz nic przeciwko, synowo? zapytał cicho.

Nie mam, tato uśmiechnęła się. Miejsca mamy, dzieci się ucieszą.

I tak trafił do miasta. Na początku było mu dziwnie: hałas, ludzie, ciasny podwórek zamiast ogródka. Grażyna robiła wszystko, by poczuł się jak w domu. Gotowała jego ukończony rosół z fasolą, prała pranie, w pokoju postawiła starą lampę, którą zabrali z wioski.

Pewnego wieczoru powiedział:

Dziękuję ci, dziewczyno.

Za co, tato?

Za to, iż nie pozwoliłeś mi zniknąć. Andrzej jest miły, ale ty jak Jadwiga. Ona też zawsze brała na siebie najcięższe rzeczy.

Grażyna słuchała, łkając. Po raz pierwszy od lat poczuła, iż teść nazwał ją swoją córką.

Czas mijał. Dzieci biegły do dziadka, słuchały jego opowieści o młodości, o tym, jak z żoną budowali chatę. Dziad nauczył wnuka rzeźbić drewniane łódki, a wnuka śpiewać stare ludowe piosenki.

I co najzabawniejsze: w chacie, gdzie zawsze pośpiech i brak czasu, z przybyciem Władysława zrobiło się cieplej. Grażyna zrozumiała, iż to nie ona zrobiła dobro teściowi, ale on podarował całej rodzinie swoją obecność.

Pewnego razu Andrzej powiedział do żony:

Nie wyobrażałem sobie, iż tak to będzie. Tata zawsze był dumny, bałem się, iż się nie dogadamy.

Co tam, uśmiechnęła się Grażyna. Trzeba było tylko dostrzec w nim człowieka, który też potrzebuje miłości.

Władysław zamieszkał w ich rodzinie jeszcze kilka lat. Rozkwitał, nie patrząc na choroby. Na święta zasiadali wszyscy przy stole, a on mawiał:

Największe szczęście to mieć kogo podać szklankę wody i kogo mieć przy sobie, by żyć.

A gdy nadszedł jego ostatni dzień, mocno trzymał Grażynę za rękę i szepnął:

Dziękuję, córko, iż nie pozwoliłaś mi być samemu.

Po pogrzebie Grażyna stała długo przy grobie i czuła, iż straciła nie tylko teścia, ale jeszcze jednego ojca.

Idź do oryginalnego materiału