Każdy wiedział, kim jest ten pechowiec – od potrafiącego radzić sobie do najgorszego naśladowcy.

1 tydzień temu

Wszyscy sąsiedzi wiedzieli, iż Jan to baranina bez rąk, bez nóg, pusty w głowie, czasem baran, czasem kozioł, czasem pies. Przezwiska zmieniały się zależnie od jego przewinienia. Skala wpadek była różna, więc i gniew żony miał zmienną siłę.
Dla męża Ewa była Zajączkiem, Liskiem, Słoneczkiem i Jaskółką. Słysząc jej wrzaski, ludzie myśleli, kiedy ten baran wreszcie da zajączkowi w skórę, ale przypominając sobie, iż to przecież bezroga baranina, wnioskowali: nigdy. Jan potrafił udawać głuchego i niemego, nie reagując na krzyki i obelgi żony. Ten spokój i obojętność na jej wściekłość doprowadzały Ewę do długich ataków. Zmęczona krzykiem, wychodziła z domu. Gulgot skurczu zaciskał jej gardło. Twarz pokrywały czerwone plamy, ręce drżały, głos świszczał. Chciała ryczeć, ale łez nie było. A Jan za odchodzącą żoną cicho pytał: “No ale, Zajączku, gdzie ty?”
Pierwsze lata po ślubie żyli zgodnie, cicho i spokojnie. Gdyby ktoś wtedy powiedział Ewie, iż za parę lat ich życie zamieni się w kłótnie i awantury – nigdy by nie uwierzyła. Wyszła za mężczyznę, którego kochała, za tego, w którym duszy nie widziała, a nie za kozła. Jan pracował jako spawacz, nie pił, nie palił, był spokojny jak niedźwiedź w norze, wszystko mu w życiu pasowało. Żony pijących i uganiających się facetów stawiały go za wzór, więc Ewa była dumna. Dzieci od razu nie planowali. Trzeba było zbudować saunę, garaż, kupić samochód. Rolnicza spółdzielnia dała im dom, a Ewa chciała go urządzić jak królewski.
Jan był bardzo powolny, może choćby leniwy. Praca zawsze na niego czekała, śmiejąc się mówił: “Zadań się nie wyrobi. Czasem trzeba odczekać, może się rozwiążą. Po co się spieszyć? Ja uważam, iż bez chęci choćby zaczynać nie warto. To już nie praca, tylko wyzysk samego siebie”. Szczególnej ochoty na bycie liderem w pracy nigdy nie miał. Ewa brała się za wszystko i radziła sobie nie gorzej niż Jan: przekopała ogród, pomalowała dom, skosiła trawniki, na saunę narąbała drewna.
Dobrze, iż dom miał wszystkie instalacje, nie musiała już nosić wody jak kiedyś. Szybciej i lepiej było zrobić coś sama, niż zachęcać męża. Pewnej nocy obudził ich straszny huk z kuchni. Okazało się, iż płytki, które Jan ułożył, zjechały z górnego rzędu na dolny. Ewa nazwała go bezrękim i następnego dnia przyprowadziła fachowca z rękami.
Któregoś wieczoru wróciła z pracy i nie poznała swojego ogródka: cały był rozkopany kopytami krowy sąsiada, kwiaty połamane, bo Jan nie zamknął furtki. Z każdym dniem Ewę coraz bardziej denerwowała powolność, lenistwo i obojętność męża.
Obok ich domu stał dom bezpański. Starzy dawno pomarli, a spadkobiercy najpierw czasem kosili chwasty, aż w końcu zaniedbali posesję. ale pewnego dnia podjechał pod ten dom drogi samochód. To był wnuk dziadka Piotra, który przyjechał z rodziną na stałe.
Długo pracował w Szczecinie, tam się ożenił, a teraz wrócił w rodzinne strony. Szczecin był dla zarobku, ale do życia najlepsza była mała ojczyzna. Krzysztof zaczął remontować stary dom. I wtedy pokazał Ewie, co to znaczy pracy z rąk nie wypuszczać. Pokazał klasę budowlańca, spawacza i elektryka, a przy wszystkim żony obok nie było. Ona zajmowała się tylko domem i pilnowała dziecka, Miłosza.
Ewa, patrząc na sąsiada, coraz bardziej złościła się na męża. Zmęczyło ją bycie silną, chciała być słaba i delikatna. Wielokrotnie naprowadzała męża na roboty, które każdy facet powinien robić, ale Jan nie był liderem w sprawach, żyło mu się dobrze choćby na drugich rolach w rodzinie. Zmęczona Ewa coraz częściej wpadała w złość i coraz częściej przechodziła na obelgi. Ludzie zaczęli uważać ją za rozwydrzoną babę, a jego za pechowca. Myślała o rozwodzie, bo całego tego gospodarskiego wozu sama nie pociągnie. Coraz częściej stawiała sąsiada za przykład, na co Jan się uśmiechał i odpowiadał: “Cudzy baran zawsze ma mocniejsze rogi i gęstszą wełnę”.
Jan nie łapał aluzji żony o rozwodzie. Mnóstwo kobiet cierpi z pijącymi, bijącymi czy zdradzającymi mężami, a tu nie pobita, nie przeklęta, ulubiona i rozwód. Przecież nigdy jej nie skrzywdził, robiła, co chciała, szła, gdzie chciała, co do pieniędzy to nie miał pojęcia, gdzie je wydaje. “No i co, iż powolny? Po co się spieszyć? Po co rozdrabniać się bez powodu? I po co mam żonie dyktować, co i jak ma robić? Ona gospodyni. Jasne, iż nie jestem mistrzem w układaniu płytek, ale zarabiam dobrze, można zamówić fachowca. Jasne, iż w wolny dzień chcę odpocząć, no i ona niech odpoczywa, nie szuka pracy, która się dobrze schowała. Po co zaglądać do cudzych okien i interesować się, kto jak żyje? Ludzie są różni pod względem charakteru i tempa w pracy. Nie rozumiem, po co Zajączkowi rozwód?” – Jan westchnął, siedząc przy telewiz
Irena spojrzała na Jana, swoje Zajko, i pomyślała, iż powolność ma swoje zalety, bo daje czas na spojrzenie w głąb własnego serca i odnalezienie tam spokoju, którego nigdy nie zaznałaby u boku takiego męża, jakim był Denis.

Idź do oryginalnego materiału