Jedyna słuszna decyzja
Halina Stanisławówna była kobietą surową i twardą. Życie nie oszczędzało jej trudów i strat najbliższych. Nie miała łatwo. Teraz, w wieku czterdziestu dziewięciu lat, zajmowała się porzuconymi zwierzętami.
O śmierci matki dowiedziała się w pracy. Zadzwoniła sąsiadka, która opiekowała się staruszką na prośbę samej Haliny.
Halinko, twojej mamy już nie ma. Położyła się po obiedzie, by odpocząć, i nie obudziła się. Wezwałam pogotowie, zaraz przyjadą mówiła przez łzy sąsiadka.
Nieszczęścia chodzą parami
Po pogrzebie matki długo nie mogła się przyzwyczaić, iż jej już nie ma. Wciąż sięgała po telefon, by do niej zadzwonić. Każdego wieczoru dzwoniła, pytała o sprawy, dzieliła się swoimi. A w weekend jechała do niej tramwajem, cztery przystanki. Matka miała dwupokojowe mieszkanie; ojciec odszedł od niej dawno temu, gdy Halina miała osiem lat.
Z czasem oswoiła się z stratą. Mieszkanie matki przepisała na siebie. Ona i mąż mieli działkę za miastem. Gdy matka żyła, lubiła tam spędzać lato, grzebać w grządkach. Kiedy więc przyjeżdżali z mężem i synem na działkę, Halina mogła odpocząć babcia dbała o ogródek.
Minęły dwa lata od śmierci matki, gdy nowe nieszczęście spadło na Halinę. Pewnego wieczoru zadzwonił nieznany numer.
Czy to pani Halina Stanisława? Prosimy przyjechać na identyfikację powiedział głos. Doszło do wypadku, w samochodzie znaleziono dokumenty pani męża.
Jak przeżyła śmierć syna i męża, którzy zginęli w tym wypadku, nie potrafiła wytłumaczyć choćby sobie. Świat stał się szary, zapomniała, jak się uśmiechać. Myślami była ciągle z nimi, nie mogła pogodzić się, iż odeszli. Jakby tylko wyjechali i mieli lada dzień wrócić. Tak żyła przez pierwsze miesiące.
Boże, pomóż mi to przetrwać Jak poradzić sobie z takim bólem? Zostałam sama, straciłam wszystkich bliskich. Boże, powiedz mi, co mam zrobić, jak żyć dalej modliła się w kościele, wpatrując się w ikonostas. Moje życie stało się jedną wielką czarną plamą, nic mnie nie cieszy.
Początki schroniska
Pewnej nocy obudziła się z myślą: trzeba założyć schronisko dla bezdomnych zwierząt.
Często widuję je na ulicy, czasem dokarmiam, ale to za mało. Zbudować schronisko, dać im godne życie oto co trzeba zrobić. Są porzucone, potrzebują czułości, a wszystkich bezpańskich psów i kotów nie nakarmisz. Mój mąż i syn byliby zadowoleni oni kochali zwierzęta.
By zebrać pieniądze na schronisko, sprzedała mieszkanie matki. Szukała sponsorów, objeździła urzędy, by zdobyć pozwolenie na budowę za miastem. Halina była kobietą upartą, potrafiła postawić na swoim. W tej pracy znalazła ukojenie od samotności. Zajęcia pochłonęły ją, odzyskała równowagę po stracie bliskich. Całym sercem oddała się pomocy zwierzętom.
Halina Stanisława została dyrektorką schroniska. Znalazło się kilku pomocników. W boksach było już wiele psów i kotów. Otaczano je opieką, karmiono i leczono. Młoda dziewczyna o imieniu Kinga, miłośniczka zwierząt, z euforią pracowała w schronisku.
Tajemnicza gość
Pewnego dnia Kinga właśnie otworzyła bramę i zawieszała kłódkę, gdy zobaczyła, jak do bramy podchodzi siwa staruszka z laską i starą, wytartą torbą w ręce. Wyglądała na siedemdziesiąt osiem lat, może więcej. Każdy jej krok był powolny i przemyślany, jakby ważyła ważką decyzję.
Psy zaczęły głośno szczekać na widok gościa.
Witaj, moja droga powiedziała staruszka, zwracając się do Kingi. Mogę zobaczyć pieski?
Dzień dobry, oczywiście, proszę wejść.
Babcia podeszła do boksów i uważnie przyglądała się psom, przechodząc od jednego do drugiego. Najżywsi podnosili się na tylnych łapach, opierając przednie o siatkę, by zwrócić na siebie uwagę. Pewnie myśleli, iż może ktoś ich zabierze
Kinga obserwowała staruszkę, potem podeszła.
Mogę pomóc? Jak pani na imię? Może coś podpowiem? Szuka pani psa? Mamy też koty uśmiechnęła się przyjaźnie.
Klara, Klara Janówna odpowiedziała, dalej powoli obchodząc boksy, pochylając się nad nimi i coś mamrocząc pod nosem.
Minęło pół godziny, gdy nagle Klara Janówna zatrzymała się przy jednym z boksów. Wpatrywała się w siedzącego w kącie pieska. Siedział smutny, nie merdał ogona