Z okien mamy wołały je do domu, bo wakacje wakacjami, ale miś na poduszce nie będzie czekać w nieskończoność. Dzieci prosiły: Jeszcze chwilkę, mamo, jeszcze 5 minut, a mamy odpowiadały: Już było 5 minut, czas wracać do domu. I w końcu plac zabaw opustoszał.
Patrzyłam na huśtawkę, na której jeszcze przed chwilą bawiły się dzieciaki, teraz już nieruchomą i czekającą w gotowości na kolejny wschód słońca, na kolejny dzień. I na dzieci przytulone teraz do misia. O czym będą dziś śnić? – myślałam.
O czym ja śniłam i marzyłam, kiedy miałam 10 lat? Była już noc, a ja wciąż siedziałam na balkonie. Na niebie zapaliły się pierwsze gwiazdy, a w głowie, w ciemnych zakamarkach pamięci, zapalały się wspomnienia. Rozświetlały się marzenia dziesięciolatki i w końcu dwudziestolatki. Co z nich zostało
Myślicie o swoich dziecięcych marzeniach? I o tych, które prowadziły was, kiedy mieliście dwadzieścia lat? Ja przypomniałam sobie o nich w ten letni wieczór. A potem zapytałam o nie dziewczyny w moim wieku. O marzenia, o plany, o to, co z nich zostało, i o nowe, które towarzyszą dzisiejszym pięćdziesięciolatkom. Artystka, nauczycielka, aktywistka. Kobiety na zakręcie, za zakrętem, przed zakrętem.
Ta nasza młodość…
Ona iskrą w kamieniu
Ona mlekiem w orzeszku
Ona świata ciekawa
Jak miedziany grosik w mieszku
Ona, co pierwszą jest…
Ewa
Byłam romantyczką – uśmiechniętą, rozśpiewaną dziewczyną, która wierzyła, iż świat ma dla niej przygotowane same cuda. Wszystko wydawało się możliwe, a przyszłość była odległa i bezpieczna. Nie myślałam o starości, o ograniczonym czasie, o tym, iż trzeba mądrze wybierać, by zdążyć spełnić marzenia. Żyłam lekko, z sercem otwartym na ludzi.

Ewa, fot. archiwum prywatne
Marzyłam o domu i rodzinie. Wydawało mi się, iż „jakoś to będzie” i iż życie samo wskaże mi drogę.
Byłam pełna wiary, choć paradoksalnie – zbyt mało wierzyłam w samą siebie. Ten brak pewności noszony w głębi duszy sprawił, iż za wiele odłożyłam na później. Zbyt ufałam, zbyt wierzyłam, iż inni mają wobec mnie dobre intencje. Patrzyłam na świat oczami dziewczynki, której wydawało się, iż najpiękniejsze chwile dopiero nadejdą.
Dagmara
Mam 20 lat. Po stronie aktywów zapisane: zdana matura i małe dziecko. Marzyłam, żeby jak najszybciej wyrwać się z toksycznego domu. Rzuciłam się na życie. Praca, dziecko, studia zaoczne, a gdzieś obok mąż. Myślałam, iż zawojuję świat, iż dam radę. A tymczasem za rogiem czekała proza życia. Brak kasy, kłótnie i wreszcie samotne macierzyństwo. Wtedy jedynym marzeniem było: przetrwać .

Dagmara, zin punkowy, fot. archiwum prywatne
Ale choćby wtedy byłam niepokorna. choćby wtedy wierzyłam, iż ludzie z gruntu są dobrzy i iż jesteśmy wszyscy równi, bez względu na kolor skóry, płeć czy przekonania. Już wtedy miałam lewicowe poglądy i byłam feministką.
Co lubiłam w tamtym życiu? Muzykę i ludzi. To, iż mieliśmy czas na spotkania. Nie było kasy, ale z niczego robiło się przyjęcie i były rozmowy do białego rana. Czego nie lubiłam? Wszechobecnej szarzyzny, swojej pracy i braku pieniędzy.
Marzena
Moja pani od polskiego zapytała mnie, chyba w 7 klasie, kim chciałabym zostać w przyszłości. Bez wahania odpowiedziałam – dziennikarką albo adwokatką. Całe życie marzyłam o byciu szczupłą dziewczyną. Chciałam tańczyć na lodzie w obcisłym stroju, wirować i być podziwianą. Nie myślałam o mężu, dzieciach, zakładaniu rodziny. Pisałam wiersze, śpiewałam przy akompaniamencie gitary i chciałam ruszyć w świat tanecznym krokiem.
Zaczynałam wiele rzeczy i niczego nie doprowadzałam do końca.
Już w szkole średniej wiedziałam, iż nie zostanę adwokatem, bo nie mam pamięci do liczb i dat, więc wykucie na pamięć przepisów nie wchodziło w grę. Zawsze byłam łatwowierna, czasem naiwna. Wierzyłam w moc słowa.
Potem drugą…
Ewa
Po pięćdziesiątce patrzę na świat inaczej. Jestem bardziej realistką niż marzycielką. Rozczarowały mnie nie tyle same wydarzenia, co przede wszystkim ludzie. Zbyt wielu zawiodło, zbyt wielu wykorzystało moją wiarę i dobroć. Zrozumiałam, iż nie wszystko się ułoży samo. Największym olśnieniem mojego życia była świadomość, iż nie muszę gonić za tym, co inni uważają za szczęście. Że piękno można znaleźć w prostych chwilach, w dotyku miękkiego futra, w spojrzeniu zwierzęcia, które zaufało po raz pierwszy.
Największym rozczarowaniem było odkrycie, iż ludzie potrafią ranić – choćby wtedy, gdy dajesz im serce. Ale jednocześnie coś się we mnie obudziło. Zrozumiałam, jak kruche jest istnienie, jak wielką siłę ma miłość, którą można dać choćby wtedy, gdy człowiek zawodzi.
W zwierzętach znalazłam prawdę i czystość, której nie widzę już w świecie ludzi. Nie dbam tak jak dawniej o powierzchowność. Uroda, rzeczy, drobiazgi, które kiedyś miały znaczenie, dziś są bez wartości. Cenię spokój, prostotę i szczerość.



Bywa, iż czuję się zmęczona i zagubiona, jakby życie wymknęło mi się z rąk. Mam świadomość, iż czasu zostało mniej, iż pewne marzenia mogły odejść na zawsze. Bywa mi smutno, gdy myślę, iż nie zdążyłam zbudować mocniejszej, pewniejszej siebie, zrealizować swoich marzeń. A jednak – mimo łez i zawiedzionych nadziei – mam w sobie siłę, by wciąż kochać i dawać. I to jest dziś moja droga.
Dziś wiem, iż prawdziwa wartość nie kryje się w tym, co ulotne. Że choć ludzie rozczarowują, można odnaleźć sens w opiece, trosce i bliskości – choćby jeżeli nie jest to rodzina, o której się marzyło, ale ciepłe oczy zwierząt, które odpowiadają wdzięcznością. Marzenia zmieniły się w tęsknoty, a rozczarowania – w lekcje. Świat stracił trochę blasku, ale wciąż są miejsca, gdzie można odnaleźć dobro.
Kiedyś wierzyłam, iż życie da mi wszystko. Dziś wiem, iż to ja muszę dać wszystko z siebie, żeby ktoś, mała, zagubiona istota – poczuł się szczęśliwy. Kiedyś wierzyłam, iż życie da mi wszystko. Dziś wiem, iż życie nie daje niczego za darmo i iż najpiękniejsze rzeczy trzeba zbudować samemu. Kiedyś czekałam, aż ktoś przyjdzie i uczyni mnie szczęśliwą. Dziś wiem, iż szczęście jest w tym, co sama potrafię podarować innym – choćby jeżeli nie są to ludzie, ale zwierzęta. Kiedyś chciałam być kochana. Dziś przede wszystkim chcę kochać, bo to mnie trzyma przy życiu. I właśnie ta zdolność do miłości sprawia, iż jeszcze całkiem nie zgasłam.
Dagmara
W wieku 50 lat mam te same przekonania, które prowadziły mnie, kiedy miałam lat 20. Co zmienił czas? Dziś ostrzej widzę rzeczywistość i ostrzejsze stały się moje poglądy. Są bardziej radykalne. A życie? Czuję, iż właśnie teraz jest najlepszy okres w moim życiu. Mamy wreszcie otwarte drzwi na świat, a ja mam stabilną pracę i mogę podróżować.
Dziś bardziej angażuję się w różne akcje społeczne i polityczne. Stałam się twardsza, ale przez cały czas wierzę, iż mogę coś zmienić. Wiem, iż milczenie i odwracanie wzroku to przyzwolenie, by zło mogło rosnąć w siłę.
Dziś lubię siebie i swoje życie. Ważne miejsce mają w nim podróże, książki, kuchnia i koty. Nie boję się być sama ze sobą. Wiem już, iż miłość, bycie z drugą osobą, to nie wieczne motyle w brzuchu. To przyjaźń, wspólne rozmowy o wszystkim i wspólne milczenie o niczym.



Doceniam to, iż świat jest na wyciągnięcie ręki – i fizycznie, i technologicznie. Czego nie lubię? Brunatnej Polski, braku tolerancji i tego, iż przestajemy ze sobą rozmawiać. Obserwuję coraz rzadsze kontakty między ludźmi. Zanika sztuka dyskusji, bo jej miejsce zajmują kłótnie. Oduczyliśmy się dawania sobie czasu w obserwację, na spokojne pomyślenie. Dziś nasze życie zaczyna przypominać klipy w MTV. Wszystko ma być gwałtownie i natychmiast.
Marzena
Dziś już wiem, dlaczego tak wiele spraw zaczynałam, a kilka kończyłam. Kiedyś mówiło się, iż to słomiany zapał, lenistwo i brak konsekwencji. Dzisiaj wiem, iż mam ADHD i iż nie ruszę do przodu bez pomocy psychoterapeuty i zbudowania schematów działań.
Nie zostałam adwokatką, nie zostałam też dziennikarką. Jestem nauczycielką, a swoje dziennikarskie marzenia realizuję z dziećmi, które uczę polskiego. A w klasie, z młodzieżą, jestem jak ta tancerka na lodzie przed dużą publicznością. Robię to, co lubię.



Co zostało z wiary w ludzi i słowa? Nauczyłam się, iż ludzie często wyrzucają je z siebie bez namysłu. Także obietnice. Stałam się więc nieufna. Męczy mnie to, ale rozczarowania nie bolą już tak bardzo. Mistrzyni słowa, Agnieszka Osiecka, napisała:
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie,
Ode mnie widać niebo przekrzywione.
Tak, dzisiaj jestem na zakręcie, jednak wciąż mam w sobie ciekawość chłopca z opowiadania Marka Hłaski – chcę dowiedzieć się, co jest za zakrętem.
Pięćdziesięciolatki. Dziewczyny na zakręcie, za zakrętem, przed zakrętem. A ja? Ja śpiewam z Haliną Wyrodek: Ta nasza młodość…
Ona kwiatem we włosach
Octem w jabłkach jest pierwszych
Gorzką pianą na piwie
W świata gwarnej oberży
Buntem jest niespełnionym
Co na serce umiera
Ona tylko to daje
Co innemu zabiera.