
Kiedy nam gadka już lepszą stała
(przy „homo sapiens” bójka bez mała,
lecz przy „erectus” uspokoiło,
gdy mój rozmówca, stwierdził, iż miło,
iż jest potomkiem przodka takiego.
Przetrwało po nim wiele dobrego,
bo wyprost dobrze i jemu służy,
gdy się z partnerką w igrcach zanurzy)
wspomniałem wtedy (rzecz to jest znana),
że jeszcze dawniej biegł po sawannach
wcześniejszy przodek. Też z linii „homo”…
Znów go wnerwiłem. „Wypluj to słowo,
już ci mówiłem, żem jest hetero!
Chcesz w zęby dostać zaraz, cholero?!”.
– Zmityguj, chłopie – ja jemu rzeczę –
tenże wcześniejszy „habilis” pieczęć
ma przypisaną do miana swego,
gdyż zręczność w palcach posiadł, kolego.
Na drzewach jeszcze czasem się tarzał,
ale narzędzia pierwsze wytwarzał.
– Ach, to i tak mów – uspokojony,
klepnął w swe dłonie. – U mojej żony
geny habilis widać przetrwały.
W zabawach naszych udział niemały
jej palce mają. Zręczne niezmiernie.
Habilis żył więc nienadaremnie.
Dlatego żona dębczak hołubi
i na konarze bujać się lubi.
– Chłopie, nie to ja miałem na myśli
mówiąc, iż przodek był zręczny w kiści.
Skończmy na dzisiaj – ciężko westchnąłem –
choć innym razem jeszcze opowiem.
– Zaraz, habilis? Habilitacja!
Mam z tej… Humanum. Nobilitacja!
Troszkę pieniążków mnie kosztowało,
ale jest tytuł i się przydało –
dodał, pięść wznosząc w geście zwycięzcy,
choć rzekłbym raczej – nie pojął rzeczy…
Ja spasowałem. Miast temat drążyć,
czas było przerwać, by nie przedobrzyć.