Hau – wow!

1 godzina temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


Bardzo przepraszam za ten anglicyzm w tytule. Kto mnie choć trochę zna, ten wie, iż nie jestem orędownikiem wplatania obcych słów do języka polskiego. W każdym razie mam wrażenie, iż są one nadużywane, zwłaszcza w zastosowaniach branżowych. Ale także wśród młodzieży. Może i zasób słownictwa zwiększa się w ten sposób, ale takie stwierdzenie jest chyba nadużyciem.

Obawiam się, iż jest wręcz przeciwnie. Mianowicie, iż dzieje się to, owo nadużywanie anglicyzmów, kosztem zmniejszenia bogactwa języka polskiego. Współcześnie młodzież nie zna znaczenia niektórych terminów, które jeszcze mojemu pokoleniu niosły jakąś treść. Za to ja nie orientuję się w znaczeniu wielu słów i fraz młodzieżowych.

Moje pokolenie… Mam wrażenie, iż ono gdzieś przepadło w odmętach wielkiego świata. Gdzie?! – pytam – i nie znajduję odpowiedzi. Dopiero co wszyscy naokoło byli ode mnie starsi, a ja byłem młokosem i nagle, ni stąd, ni zowąd – ciach! Ostre to było cięcie. Nie wiadomo kiedy, młodsi ode mnie stali się nauczyciele, konduktorzy, a choćby – lekarze! Jakie to dziwne uczucie.

A gdzie są ludzie z mojego pokolenia? Ludzie w wieku średnim. W kwiecie wieku. Chowają się po domach? Wyjechali z kraju? Wybrali żywot pustelniczy w Bieszczadach? Zostali marynarzami? No bo przecież większość prawdopodobnie jeszcze żyje. Nie wiem więc, gdzie się podziali, gdzie się pochowali. To naprawdę intrygujące. A może tylko ja ich nie dostrzegam?…

Miło popatrzeć

Z tej dygresji wracam do tematu głównego. Wszedłem więc do hali targowej, w której, mimo popołudniowej pory, odnalazłem spory tłum. Entuzjaści czworonogów szykowali się do wystaw albo odpoczywali po werdykcie sędziego. Publiczność gromadziła się na trybunach, ale również przeplatała się z gronem wystawców. No i wreszcie, należy dodać najważniejsze: w tym tłumie przewijało się sporo psiaków.

W drugiej części hali znajdowały się stoiska, na których można było nabyć chyba wszystko, co potrzebne jest, kiedy decydujemy się na wspólne życie z czworonożnym przyjacielem. Obok artykułów ważnych, były też wyszukane, ekskluzywne, a czasem może wręcz niepotrzebne. Nie mi to jednak oceniać. Próbując to usprawiedliwić, można powiedzieć, iż każdy potrzebuje czego innego.

Żyjemy w świecie, w którym nie brakuje dóbr wszelakich. Wystarczy mieć pieniądze, by kupić wszystko, co tylko się wymarzy. Czasem nie zdążymy pomarzyć, a już otrzymujemy to coś w prezencie. Gorzej, gdy rzecz dotyczy dzieci. W moim pokoleniu marzyło się, czasami długo się marzyło, zanim marzenie można było zrealizować. Był więc czas na weryfikację zainteresowań, pasji, marzeń właśnie.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Współczuję wielu dzieciom naszych czasów. Bywa, iż nie zdążą pomyśleć, o zamarzeniu nie mówiąc, a już mają, dostają. Czy to dla nich takie dobre? – mam spore wątpliwości…

Czasami otrzymują też zwierzaka. Nie chcę tu prawić morałów w stylu, iż oto: wybór zwierzęcia powinien być bardzo dobrze przemyślany. Że za zwierzę stajemy się odpowiedzialni. Że jego dobrostan od tej chwili od nas zależy. Że będziemy przy nim mieli co robić, kim się opiekować, z kim spędzać czas, w tym jeździć na wakacje lub komu załatwić dobrego opiekuna na ten czas. To wszystko jest oczywiste.

Tyle tylko, iż to w zakamarkach tak zwanego dnia codziennego kryje się i niespodziewanie wychodzi na jaw konfrontacja naszych wyobrażeń i weryfikacja marzeń – z rzeczywistością – i bywa ona rozczarowująca, dodam: dla obu stron (ludzkiej i zwierzęcej).

Pasja

Na szczęście, jak mniemam, nie dotyczy to osób, które znalazły się na hali ze swoimi pupilami. Ach, jakie to są pupilki! Jak nauczone różnych zachowań: jak cierpliwe przy czesaniu włosów, zakładaniu kokard, spryskiwaniu lakierami czy innymi kosmetykami. Jak dzielnie wytrzymują konstruowanie póz, w których muszą choć przez chwilę ustać, a które niosą przekaz o jakości genetycznej danego osobnika wyrażonej fenotypowo.

A wszystko to, by mieć jak największe szanse na wygraną. Ile to znaczy dla ich właścicieli, wiedzą chyba tylko oni sami. Widać to w ich zaangażowaniu. To rzeczywiście pasja. Bywa iż na całe życie.

I właśnie pasja jest tym, co wyróżnia z tłumu. Miło jest obserwować pasjonata. Jego codzienną pracę, oddanie, zaangażowanie. To, co rozgrywało się tutaj, na moich oczach, było tylko swoistym akordem, jednym z wielu. A przecież nie każdy tu obecny osiąga kolejne sukcesy. Może czasem nie osiąga ich wcale. Wówczas sama pasja jest największym sukcesem.

A obecność tutaj? – tylko miłym zwieńczeniem pewnego etapu codzienności. Tak pewnie jest najlepiej i dla zwierzęcia, i dla jego opiekuna. Kiedy to codzienność staje się świętem. Aż chciałoby się podsumować staropolskim okrzykiem: wow!

Sp/ostrzeżenie

Psy to inteligentne stworzenia. Rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Niech nam się nie wydaje, iż wiemy o nich wszystko. No cóż, my w ogóle mało wiemy o życiu. A to, co wiemy, bywa tym, co wrzuca nam się do głów, by nam się wydawało, iż wiemy… Nie mówię o prawdziwej nauce i uczeniu się, instytucjonalnym i całożyciowym, tylko o popkulturze i traktowaniu jej często pustego lub wręcz okropnego przekazu, jako prawdy objawionej.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Kiedy patrzę na niejednego samozwańczego znawcę, kiedy widzę, jak wyrzuca z siebie slogany, robi mi się przykro. Wielu w nie wierzy i powtarza dalej. Tak jest i bezpiecznie, i skutecznie. I boleśnie odtwórczo. A warto się potrudzić, by pomyśleć o swoim życiu samodzielnie. Przemyśleć rzeczy z pozoru błahe. W ogóle: pomyśleć!

By, ostatecznie, mówić od siebie, a nie powtarzać slogany. Szukajmy i słuchajmy ludzi mądrych, a nie przemądrzałych. Tylko, mam wrażenie, iż wielu z tej pierwszej grupy (która i tak wydaje się być w mniejszości) gdzieś się pochowało. Gdzie?! – pytam i zachodzę w głowę.

I kto by pomyślał, iż do takich refleksji doszedłem, snując narrację, będącą pokłosiem fotografowania na wystawie psów – najlepszych przyjaciół człowieka…

Wszak kilka różni się angielskie „how” od polskiego „hau”!

Idź do oryginalnego materiału