Filip z konopi / Hardy

publixo.com 14 minut temu

Ogary poszły w las. Wyczuły filipa węchem…

…i prawie dorwały szaraka, co się w zaroślach błąkał.

Ten, w ostatnim momencie, zrobił skok w bok, zmuszając swoje tylne łapy do gwałtownego przyspieszenia. Jak to zwierzak, nie wiedział, iż ludzie nazywają je skokami. Ta wiedza nie była mu jednak potrzebna do przeżycia. Natomiast w ratunku bardzo pomagała skoczność i umięśnienie skoków, gdyż dodawały ucieczce prędkości i umożliwiały gwałtowne skręty.

Skoki uratowały go i tym razem. Wypadł z lasu i zdążył się schować w polu konopi, które rosły za polną ścieżynką.

Ogary, które już, już go dopadły, obeszły się smakiem. Konopie rosły zbyt gęsto i zbyt krzaczasto, aby psy mogły się wcisnąć w głąb i dorwać filipa. Położyły się więc przed polem konopi i odpoczywały, gwałtownie dychając. Szarak też odpoczywał, bezpieczny w zaroślach.

…i na tym historyjka prawie się zakończyła. Prawie, gdyż zając dojrzał na ścieżynce piękną, dorodną marchewkę. Widocznie jakiemuś „ludziowi” wypadła z kosza lub spadła z wozu. Takiej okazji nie mógł przepuścić. „Jeszcze inne ją capnie”! Zapomniał o niebezpiecznym świecie i wyskoczył z konopi, chwytając swoimi przednimi siekaczami smakowite warzywko. Sekundę później poczuł za słuchami obce siekacze. To ogary czuwały…

...I tak, po latach, powstało powiedzenie o człowieku, który w rozmowie wyskakuje nagle z całkiem czymś innym, niż dyskutowano (takie „ni przypiął, ni przyłatał”):

„Wyskoczył jak filip z konopi”.
Idź do oryginalnego materiału