Pamiętam dotyk futra z dzieciństwa. Mama miała szal i czapkę z lisów, babcia Marysia olbrzymie futro z nutrii. Ten dotyk był przyjemny, zwłaszcza lisiego futra. Kojarzył się ze zwierzątkiem, ale był oswojony, ciepły, domowy, dający namiastkę luksusu. Pachniał perfumami.
Dziś, gdy dotykam futra czuję coś innego. Sam dotyk się nie zmienił, ale zmieniła się świadomość tego czym jest to, czego dotykam. To jeden z tych wielu momentów w moim życiu, gdy rzeczy, które były mi w dzieciństwie przedstawiane jako niekwestionowane dobro, dziś takimi nie są. Na gwałtownie zaliczyć mogłabym do nich mięso, które miało dawać wzrost i siłę, kościół, który był wyrocznią moralną i patriarchat, którego też nikt w tamtym czasie w moim otoczeniu nie kwestionował a który oddawał silniejszym władzę nad słabszymi: nad ciałami zwierząt, kobiet, osób z mniejszości religijnych, seksualnych, rasowych.








W mięciutkim futrze ta przemoc się kumulowała. Okrutne metody hodowli i uśmiercania zwierząt przeprowadzane dla zysku, bo przecież futra kosztowały majątek i wyznaczały granicę luksusu. Znamy z kina gesty mężczyzn, którzy kupują je dla swoich kobiet. Gesty te przechodziły do zbiorowej świadomości, kształtując wyobrażenie czym jest „prawdziwa miłość” i były wyczekiwane do powtórzenia w rzeczywistości. Kobiety marzyły o tych gestach względem siebie w wykonaniu naszych ojców i dziadków. Ten dowód opieki nad „swoją” kobietą miał dać im nie tyle ciepło w chłodne dni, co status w społeczności, był dowodem na to, iż jest pożądana i ważna, iż ma u swojego boku kogoś, kto umie i chce o nią zadbać. Wygodniej przecież było (i jest) zamykać kobiety w tych oczekiwaniach niż stwarzać im mentalne i realne warunki do tego, aby mogły stać się niezależne i nie oczekiwać łaski prezentów.












Zdjęcia z serii Dotknij tam, gdzie wstyd powstały na ubiegłorocznej rezydencji w Centrum Aktywności Twórczej w Ustce. Do ich przygotowania zaangażowałam spontanicznie osoby, które również przebywały w tym samym czasie w Ustce, czyli Bogusława Bachorczyka i Wojciecha Gilewicza. To ich ciała, razem z moim pojawiają się przed obiektywem. Korzystałam też z pomocy Krzysztofa Tomasika i Pawła Woźniaka, którzy pomogli mi zarejestrować zdjęcia średnioformatową Mamiya RB 67. Projekt był pokazywany tylko raz w warunkach poplenerowych na wystawie kończącej pobyt. Wówczas pokazałam wszystkie wykonane prace i wątki snute wokół futer i naszych z nimi historii. Tym razem, Ania Muszyńska, kuratorka wystawy wybrała mniej oczywiste ujęcia pomijając te nawiązujące do Natalii LL i jej słynnej Sztuki zwierzęcej. Odbitki zostały wykonane w tym roku z myślą o wystawie na matowym papierze barytowym ILFORD w formacie 30,5×40,6cm. Poprosiłam o pomoc pana Czesława Cekałę, którego poznałam podczas rezydencji, gdy szukałam porady przy pracy z fotografią analogową. Pan Czesław od razu zaprosił mnie do swojej ciemni, pokazał warsztat i swoje zdjęcia. To magiczne miejsce przypomina zamknięte w kapsule czasu laboratorium, w którym każdy przedmiot i każda rzecz ma swoje miejsce a wszystko utrzymane jest w nienagannym porządku. Zdjęcia zostały oprawione w metalowe ramy, takie jakie wymarzyłam dla nich od samego początku. Pragnęłam dla nich zimnego dotyku metalu i tej konotacji z klatką.
Agata Zbylut