Dlaczego warto zrezygnować z zapraszania gości do domu? Moje doświadczenia na ten temat

6 dni temu

Drogi Dzienniku,

Ostatnio podjąłem decyzję, by już nigdy nie zapraszać gości do domu. Nie dlatego, iż nie chcę wydawać na nich pieniędzy mam własny ogródek pod Warszawą, stoły i krzesła, a w portfelu mam wystarczająco złotych, by przygotować przyjęcie.

Powody są proste. Gotowanie dla gości pochłania mnóstwo czasu, a sprzątanie po nich jest równie wyczerpujące. Potrafię przyrządzić smaczne pierogi i bigos, ale nie sprawia mi przyjemności spędzać pół dnia przy kuchence. Dla dzieci i męża zawsze staram się wymyślić coś nowego, ale przy gościach, by zadowolić wszystkich, nie chcę tracić energii. Kiedy przyjeżdżają przyjaciele i krewni, nie mam wyboru muszę stać w kuchni, a jednocześnie stresuje mnie widok, iż wszyscy się relaksują, a ja wciąż gotuję. Goście zwykle nie pomagają, bo przybyli po odpoczynek.

Gdy po ich wyjściu zostaję sam, muszę jeszcze kilka godzin poświęcić na sprzątanie ich śladów. Nie zostawiają w domu góry śmieci, nie rozrzucają papierków po podłodze, ale porządek w mieszkaniu zostaje zachwiany. Meble są przestawiane, zabawki dzieci rozrzucone po salonie, pościel wymieniona, a plamy pojawiają się na obrusie i zasłonach. Pamiętam, jak dzieci przyjeżdżające z ciocią przewróciły wazę z kwiatami na parapecie musieliśmy nie tylko posprzątać ziemię, ale i ponownie posadzić roślinę. Zdarzało się też, iż łamali zamki i klamki drzwi.

Oczywiście nie da się nadzorować wszystkich maluchów, a kara za ich wybryki nie jest w mojej gestii, bo rodzice nie zwracają uwagi, będąc zajęci własnymi sprawami. Dlatego oprócz gotowania muszę jeszcze sprzątać po nich.

Goście często chcą zajrzeć w nasze prywatne życie. Na przykład, gdy spodziewam się wizyty, nie pierwotnie pierzeję bielizny ani nie wyrzucam niepotrzebnych rzeczy chowam wszystko w szafki. I tak właśnie proszą, by otworzyć szafę i zobaczyć, co w niej jest. Inni z kolei przeglądają naszą kuchnię na wylot, co jest dla mnie wielkim wtrąceniem w prywatną przestrzeń. Mamy małe mieszkanie, pełne mebli i wazonów, a do tego liczne wiszące kwiaty, które goście z zapałem wyrywają, by zabrać ze sobą gałązkę.

Często myślałem, iż to ja jestem problemem, iż źle traktuję przybywających. Jednak po zobaczeniu, ilu już przyjechało, zrozumiałem, iż nie chcę marnować sił na gotowanie i sprzątanie po nich. Wolę spotkać się na kawę w kawiarni, wybrać się na spacer i wrócić do domu, w którym panuje porządek.

Lekcja, którą wyniosłem, brzmi: lepiej dbać o własny spokój i czystość domu niż rozpraszać się na nieskończone przyjęcia.

Z wyrazami szacunku,
Jan KowalskiTeraz wiem, iż najcenniejszym gościem jest spokój, który mogę podarować sobie i rodzinie.

Idź do oryginalnego materiału